sobota, 23 maja 2015

Six

Ważna notka pod rozdziałem, proszę przeczytajcie!
Jeśli ktoś chce być informowany na asku, proszę zapisać się w zakładce 'Informowani'!


Kayla's POV
Stałam pod drzwiami swojego domu jeszcze dwie minuty po tym, jak Justin odjechał i analizowałam co się przed chwilą stało. On pocałował mnie w policzek. Nie mówię, że mi się to nie podobało, ale jednak nie powinien tego robić. Przecież my się praktycznie nie znamy, a po drugie od pierwszego spotkania żarliśmy się jak pies z kotem, więc to i tak nie wypali. No i nie zapominajmy o tym, że to jakiś gangster. To nie ma sensu.
Weszłam w końcu do domu, bo zrobiło mi się zimno, więc to nie było najlepsze miejsce na takie rozmyślenia. Ściągnęłam szpilki ze stóp, aby nie narobić hałasu i powoli weszłam po schodach na piętro. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i w tym samym momencie mój telefon wydał z siebie dźwięk informujący o przyjściu nowej wiadomości. Wyciągnęłam komórkę z torebki i odczytałam sms-a od Camille.
Kayla, co się z tobą dzieje? Nie ma Cię już od pół godziny! Obeszłyśmy z Melody całą okolicę i nigdzie Cię nie ma. Jeśli znowu wpakowałaś się w jakieś gówno, to już nigdy nie weźmiemy Cię na imprezę!
Na śmierć zapomniałam, że w klubie nadal są moje przyjaciółki, a ja nawet nie powiedziałam im, że wyszłam. Muszą się nieźle martwić. Szybko wystukałam odpowiedź, która miała na celu uspokojenie dziewczyn.
Nic mi się nie stało, nie histeryzujcie. Źle się poczułam i zamówiłam taksówkę. Chciałam wam powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć żadnej z was. Bawcie się dobrze, pogadamy jutro xx
Wiem, że kłamstwo jest najgorszym z wyjść, ale nie mogę im powiedzieć. Od razu zaczęłyby się kazania i inne bzdury, a ja chcę tego za wszelką cenę uniknąć. Nic strasznego się nie stało, więc nikt nie musi o tym wiedzieć.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną stojącą obok łóżka i ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki z zamiarem wykonania wszystkich niezbędnych czynności przed zaśnięciem. To była długa noc i jedyne o czym marzę, to ciepłe łóżko w towarzystwie kołdry i poduszki.
2 dni później.
I znowu ten pieprzony poniedziałek. Jak ja tego szczerze nienawidzę. Odliczam już dni do zakończenia roku szkolnego, mam nadzieję, że jakoś szybciej mi to zleci, bo w innym wypadku chyba się wykończę.
Wstałam powoli z łóżka i przeciągnęłam się ospale. Zabrałam z szafy odpowiedni zestaw i weszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po dziesięciu minutach wyszłam z kabiny i wytarłam ciało miękkim ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam nakładać makijaż na twarz. Uczesałam swoje długie włosy i założyłam na siebie wybrany zestaw ubrań. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed dużym lustrem umieszczonym na drzwiach mojej garderoby. Miałam na sobie obcisłe, dżinsowe rurki z lekkimi przetarciami, szarą bluzę bez kaptura z białymi nadrukami i czerwoną koszulę w kratę zawiązaną wokół bioder. Długie loki opadały na moje plecy i ramiona, oczy miałam podkreślone grubymi kreskami i tuszem do rzęs, twarz miałam pokrytą podkładem w naturalnym kolorze, a na policzki nałożyłam delikatnie róż.Wyglądałam na prawdę dobrze.
Zabrałam z fotela moją torebkę i wyszłam z pokoju. W domu znowu nikogo nie było, więc nie jedząc nawet śniadania ubrałam białe buty sportowe i zabierając kluczyki z komody wyszłam z domu.
Siedziałam w ostatniej ławce obok okna i prawie usypiałam na lekcji pani Smith. Opowiadała nam o jakiejś wojnie nie wiadomo gdzie i z kim. Nie słuchałam jej praktycznie w ogóle, nigdy nie lubiłam historii.
W moich myślach znajdował się Justin. Jestem mu dłużna za to, co zrobił dla mnie w ostatnią sobotę. Nie każdy zachowałby się tak jak on, niektórzy przejechaliby obojętnie obok mnie nie przejmując się tym, co strasznego się tam działo. Justin postąpił bardzo w porządku, a ja byłam dla niego wielką suką. W sumie on też nie był najmilszy, zrobił sobie wielkiego minusa przy pierwszym spotkaniu, ale potem próbował się poprawić. No cóż, nie mogę mu się jednak odwdzięczyć, bo nawet nie mam jego numeru telefonu. Może jakimś fartem spotkam go jeszcze kiedyś na imprezie?
Usłyszałam dzwonek oznajmiający koniec ostatniej lekcji, więc wstałam ze swojego miejsca i zawieszając torebkę na ramię wyszłam z klasy. Przeciskałam się przez tłum uczniów kierując się w stronę mojej szafki, kiedy poczułam jak ktoś trącił mnie dosyć mocno w ramię. Wszystko co miałam w rękach znalazło się na podłodze.
- Kurwa, uważaj jak chodzisz - powiedziałam do chłopaka, przez którego to się stało. Koleś nie odezwał się słowem i odszedł zostawiając mnie z tym bałaganem.
- Co za dupek... - powiedziałam pod nosem schylając się, aby pozbierać wszystkie książki. Gdy już miałam zabierać swój telefon, który leżał metr przede mną, zobaczyłam jak został on roztrzaskany pod naciskiem różowego buta na obcasie. Moje oczy zrobiły się niczym pięciozłotówki i powędrowały w górę, chcąc ujrzeć sprawcę zdarzenia. Zobaczyłam wielce zadowoloną ze swojego czynu Taylor.
- Ups... Wybacz mi kochana, nie patrzyłam pod nogi - powiedziała z udawanym przejęciem w głosie patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem. Od razu się we mnie zagotowało, jak ona w ogóle śmiała to zrobić?
- Nie udawaj suko, dobrze wiem, że chciałaś to zrobić - wycedziłam przez zęby i wstałam na nogi, aby być z nią na równi.
- Oj no trudno, masz mnie - zaśmiała się sztucznie - A teraz posłuchaj mnie uważnie - powiedziałam ostrzejszym tonem - Nie myśl sobie, że możesz odebrać mi Justina, dobrze wiem, co działo się ostatnio w klubie i obiecuję Ci szmato, że jeśli kiedykolwiek zobaczę Cię, jak się z nim obściskujesz to gorzko tego pożałujesz - dodała patrząc na mnie z przymrużonymi powiekami. Rozbawiła mnie tą swoją gadaniną, ale jednocześnie podniosła mi tym ciśnienie. Podeszłam do niej o krok bliżej i założyłam ręce na piersi.
- Wiesz co, w dupie mam Ciebie i twoje słowa - warknęłam jej prosto w twarz - Mogę sobie robić co chcę, z kim chcę i gdziekolwiek chcę i to nie jest twój pieprzony interes, a jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie Ci do głowy wejść mi w drogę,to uwierz, że własnoręcznie powyrywam Ci te tlenione kłaki - skończyłam swoją wypowiedź i wyminęłam ją kierując się w stronę wyjścia ze szkoły.
Ta szmata jest nienormalna. Zniszczyła mi telefon i teraz jestem w kompletnej dupie. Przez ostatnie trzy miesiące rozwaliłam już cztery telefony. Tata powiedział, że jeśli z tym cokolwiek się stanie to przed końcem tego roku nie dostanę nowego. Dzięki temu miałam się nauczyć szanować rzeczy, ale przecież teraz to nie była moja wina. Tata i tak nie zmieni swojego zdania, nie wiem co mam zrobić. Będę musiała go błagać na kolanach o nowy telefon.
Zeszłam po schodach na główny plac przed szkołą i ruszyłam w stronę parkingu szkolnego. Zasuwałam jak pędziwiatr do samochodu, bo dalej byłam nabuzowana. Wyciągnęłam z torebki kluczyki i kiedy już miałam odblokować drzwi usłyszałam krzyk.
- Hej Kayla! Ukrywałaś się dzisiaj? - zapytał Logan podchodząc do mnie.
- Wiesz, miałam strasznie zabiegany dzień - posłałam mu słaby uśmiech. Chciałam po prostu znaleźć się w swoim domu.
- Rozumiem. Słuchaj, właściwie to przyszedłem zapytać Cię o coś - chłopak posłał mi nieśmiałe spojrzenie.
- O co chodzi? - zapytałam zaciekawiona. Kiedy Logan miał już coś powiedzieć, poczułam jak moje oczy zasłaniają czyjeś dłonie. W pierwszej sekundzie nie wiedziałam co się dzieje, trochę się zmieszałam, ale potem usłyszałam dobrze znany mi głos.
- Cześć mała, zgadnij kto? - do moich nozdrzy dotarł zapach najcudowniejszych perfum na ziemi i wtedy już na sto procent wiedziałam z kim mam do czynienia.
- No nie wiem, może Melody? - zażartowałam.
- Pudło, zgaduj dalej - powiedział mi do ucha.
- Już wiem, mama! - znowu udawałam głupią. Dotarł do mnie słodki chichot chłopaka.
- Masz ostatnią szansę.
- Wybacz, nie mam pojęcia - powiedziałam udawanym, smutnym głosem.
- Cienka jesteś - zaśmiał się Justin i zdjął mi dłonie z twarzy. W tamtym momencie zorientowałam się, że Logan gdzieś zniknął, a przecież miał do mnie jakieś pytanie. Rozglądnęłam się wokół siebie, ale nigdzie go nie zauważyłam.
- Szukasz kogoś? - zapytał szatyn widząc, że się oglądam.
- Przed chwilą... Z resztą, nie ważne. Co ty tutaj robisz? - porzuciłam temat mojego przyjaciela i zadałam pytanie chłopakowi stojącemu przede mną.
- Byłem w pobliżu i pomyślałem, że odbiorę Cię ze szkoły - uśmiechnął się słodko Justin.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale przyjechałam samochodem - wskazałam palcem na pojazd stojący za nim. Chłopak odwrócił się zerkając w tamto miejsce i uśmiechnął się jeszcze ładniej niż wcześniej.
- Zostaw go na parkingu, jutro rano zawiozę Cię do szkoły, nie musisz się o to martwić - powiedział wkładając ręce do kieszeni dżinsów - No nie daj się prosić - nadal nalegał.
- No dobra, niech będzie - poddałam się namowom Justina i gdy ten otworzył mi drzwi, wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera. Chłopak obszedł pojazd i zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał na główną ulicę.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli najpierw podjedziemy do mojego mieszkania? - zapytał szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Nie, w porządku - uśmiechnęłam się lekko. Jechaliśmy parę minut w ciszy, aż w końcu szatyn się odezwał.
- Mogłabyś mi podać twój numer telefonu? Tak właściwie to nie mamy się jak skontaktować - powiedział.
- Wiesz, to raczej nie możliwe, bo kochana Taylor perfidnie zniszczyła mi dzisiaj komórkę, a nim dostanę nową miną lata świetlne - odparłam zirytowanym głosem.
- Co? Dlaczego? - zapytał nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Przez ostatnie trzy miesiące rozwaliłam już cztery telefony i tata przysiągł mi, że jeśli z tym coś się stanie to do końca roku nie dostanę nowego - wyjaśniłam mu całą sytuację.
- Trochę słabo, ale jakoś damy radę - chłopak posłał mi cudny uśmiech, a ja odwzajemniłam mu się tym samym.
Nie mogłam za bardzo zrozumieć, co ja właściwie wyprawiałam. Gołym okiem widać, że Justinowi nie chodzi o jakieś kumplowanie, a ja nie mogę się z nim związać mimo, że jest na prawdę uroczy. Ten chłopak to jakiś gangster albo nie wiadomo co i powinnam trzymać się od niego z daleka, a tymczasem nasza znajomość rozwija się coraz bardziej.
Z drugiej strony czuję się przy nim bezpiecznie, choć nie powinno tak być z racji tego, że jest wplątany w jakieś nielegalne akcje i interesy. Może to dlatego, że uratował mnie z łap tego kolesia w zeszłą sobotę. Mimo wszystko wcale nie chcę kończyć tej znajomości, nawet jeśli miała tak kiepski początek.
Po dwudziestu minutach stałam już na środku przytulnego salonu połączonego z kuchnią w mieszkaniu Justina. Wnętrze było bardzo przestronne i nowocześnie urządzone. Lokum miało dwa piętra, mega wypasiony balkon, do którego wchodziło się przez salon i nieziemską kuchnię. Nie narzekałabym mieszkając w takim miejscu.
Powoli przechadzałam się po całym pomieszczeniu rozglądając się po wszystkich kątach. Podeszłam do komody znajdującej się w salonie i zaczęłam oglądać stojące tam fotografie. Na wszystkich znajdował się Justin, ale z różnymi osobami, zauważyłam nawet chłopaka, który był z nim w klubie ostatnio. Było jednak zdjęcie, które zaciekawiło mnie bardziej od reszty. Widniał na nim szeroko uśmiechnięty szatyn, który przytulał równie radosną dziewczynę. Przyjrzałam się dokładniej i właśnie wtedy mnie olśniło. Kobieta na fotografii miała charakterystyczną burzę rudych włosów, praktycznie taką samą, jaką miała potrącona przeze mnie nie dawno dziewczyna. To był dziwny zbieg okoliczności. Byłam ciekawa, kim ta osoba była dla Justina.
- Co ty wyprawiasz? - moje przemyślenia przerwał nagły głos szatyna. Wzdrygnęłam się lekko i szybko odłożyłam ramkę na jej poprzednie miejsce.
- Wiesz, ja tylko... - zaczęłam odwracając się w jego stronę od razu tego żałując, gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy.
- Co ty tylko? Nienawidzę, kiedy ktoś grzebie w moich rzeczach. Jesteś za wścibska - chłopak wycedził przez zęby. Zrobiło mi się niesamowicie głupio, moje policzki były chyba w kolorze cegły.
- Przepraszam, nie sądziłam, że to może Cię zdenerwować - odparłam spuszczając wzrok na swoje dłonie. Justin odwrócił się w drugą stronę i wziął głęboki wdech. Przez pół minuty panowała między nami niezręczna cisza, aż w końcu zdecydowałam się ją przerwać.
- Chyba będzie lepiej, jeśli już wyjdę - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
- Nie, zaczekaj - zatrzymałam się, kiedy już miałam chwytać za klamkę - Przepraszam Cię, zareagowałem zbyt nerwowo, po prostu nie lubię, gdy ktoś szpera w moich rzeczach - odwróciłam się chcąc spojrzeć na chłopaka, dopiero wtedy zorientowałam się, że stoi dwa kroki ode mnie.
- Nie, to ja przepraszam. Na prawdę nie chciałam Cię zdenerwować, ja tylko oglądałam mieszkanie i zobaczyłam zdjęcia, więc chciałam je obejrzeć. Przepraszam - popatrzyłam przez sekundę w jego oczy, które nieco złagodniały.
- Nie wychodź, proszę - Justin podszedł krok bliżej, złapał mnie za dłoń i zaczął ciągnąć z powrotem w głąb mieszkania. Uległam mu, no bo coś strasznie dziwnego mnie do niego ciągnęło. Nie wiedziałam co się ze mną działo - Może coś obejrzymy? Co ty na to? - zapytał brązowooki gdy usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się do niego lekko. Nadal czułam się lekko spięta przez tę małą kłótnię, ale miałam nadzieję, że chłopak tego nie wyczuł.
- To może zrobię nam coś do picia, a ty wybierz nam jakiś film - wskazał palcem na półkę pod telewizorem, na której znajdowały się różne płyty. Kiwnęłam lekko głową, a Justin wstał z kanapy i ruszył w stronę kuchni. Postanowiłam się trochę ogarnąć, żeby nie robić z siebie jakiejś dziwaczki, nie chciałam, żeby on myślał sobie o mnie nie wiadomo co. Wzięłam dwa głębokie oddechy i podeszłam do półki z filmami. Sięgnęłam ręką po parę płyt i zaczęłam je spokojnie przeglądać czytając tytuły.
- Mała, masz może ochotę na coś mocniejszego? Zrobię Ci mojego autorskiego drinka - usłyszałam głos szatyna dochodzący z kuchni.
- Tylko pod warunkiem, że napijesz się ze mną - odparłam nadal szukając czegoś do obejrzenia.
- Nie ma najmniejszego problemu - chłopak zabrał się do przygotowywania napojów.
Wiem, że nie powinnam się zgadzać, ale pomyślałam, że jeden drink mi nie zaszkodzi, a mogę się dzięki niemu bardziej rozluźnić.
Po paru minutach w końcu znalazłam odpowiedni film. Był to horror o opętaniach i egzorcyzmach. Uwielbiałam tego typu rzeczy, zawsze trzymały mnie w napięciu, a poza tym były na prawdę ciekawe.
Włożyłam odpowiednią płytkę do odtwarzacza DVD i usiadłam ponownie na kanapie. Chwilę potem Justin wrócił z kuchni z dwoma szklankami w dłoniach. Postawił je na stoliku i usiadł bardzo blisko mnie.
- Proszę bardzo - powiedział patrząc na mnie.
- Dziękuję - odparłam i wzięłam napój do ręki, po czym pociągnęłam małego łyka przez słomkę. Poczułam jak po moim gardle spływa paląca ciecz, ale o cudownym smaku - Mmm, jakie dobre - mruknęłam biorąc kolejnego łyka.
- Cieszę się, że Ci smakuje. To co oglądamy? - zapytał chłopak wygodnie rozsiadając się na kanapie.
- Horror, spodoba Ci się - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i również usiadłam w wygodnej dla mnie pozycji.
- Okej. Wiesz, jeśli będziesz się bała, to moje ramiona są szeroko dla Ciebie otwarte - zaśmiał się szatyn patrząc na mnie.
- Dzięki za propozycję, ale chyba nie będzie takiej konieczności - odpowiedziałam zabierając pilot ze stolika i uruchamiając film.
- Tylko mówię, ale wiedz, że wszystko jest cały czas aktualne - powiedział i wziął łyka swojego napoju. Nie odpowiedziałam już, tylko uśmiechnęłam się sama do siebie i przeniosłam wzrok na ekran telewizora, skupiając się na oglądaniu puszczonego horroru.
Minęła większa połowa filmu, a ja byłam już po trzecim drinku. Były takie dobre, że nie mogłam odmówić, kiedy szatyn mi je proponował, ale dzięki nim miałam dobry humor, bo zaczęły na mnie trochę działać. Siedziałam wygodnie rozłożona na wcześniejszym miejscu, a moje nogi spoczywały na stoliku przede mną. Szatyn leżał na całej długości kanapy z głową na moich udach. Pozwoliłam mu na to, chociaż wiedziałam, że nie powinnam, ale to tylko dla tego, że wypiłam te parę drinków, a do tego wszystkiego Justin bał się tego filmu. To było takie urocze. Nie przyznał mi się do tego, ale widziałam po jego minie o co chodzi. Próbował ukryć to przede mną, ale nie udawało mu się to.
Oglądaliśmy w spokoju, kiedy nagle moja ręka znalazła się w jego włosach. To był ruch, który wydarzył się tak jakby poza moją kontrolą. Nie miałam w zamiarze go wykonać, to stało się samo, a kiedy zdałam sobie sprawę z tego z robię, chciałam od razu zabrać dłoń, jednak czując miękkość jego włosów zaczęłam powoli przesuwać palcami po całej powierzchni jego czaszki. Ciągnęłam leciutko za końcówki i masowałam każdy najmniejszy kawałek jego skóry. Włosy miał cudowne, nie jedna dziewczyna mogła mu ich pozazdrościć.
Moje ruchy prawdopodobnie mu się spodobały, gdyż jego ręka zaczęła głaskać moje udo. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Szatyn kreślił palcami najróżniejsze wzorki na zewnętrznej części mojej nogi. Poczułam dziwne ciepło w środku spowodowane jego delikatnym dotykiem. Bardzo mi się to podobało, czułam się jeszcze bardziej odprężona niż wcześniej.
Ten jakże uroczy moment przerwał chłopak, który podskoczył do góry ze strachu przez lecącą wtedy scenę.
- Wiesz, ten film jest strasznie nudny, nie mam ochoty go już oglądać - powiedział Justin biorąc pilot do ręki i wyłączając całkowicie telewizor. Zaśmiałam się cicho z jego reakcji. Dobrze wiedziałam, że chłopak kłamie, ale udawałam, że mu wierzę, żeby nie zrobiło mu się przypadkiem głupio. Moim zdaniem to było bardzo słodkie, jednak to jest ta duma facetów, nic na to nie można poradzić.
- No cóż, moim zdaniem jest w porządku, ale jeśli Cię nudzi to nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Znam ciekawsze filmy, znajdziemy jeszcze okazję, żeby je zobaczyć - powiedział nieco się do mnie przybliżając.
- Tak, z pewnością - odparłam zciszonym głosem.
Patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa przez parę sekund. W mieszkaniu panowała głucha cisza. Chłopak zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Zaczęłam płycej oddychać, a serce zaczęło mi szybciej bić. Czułam, że cały alkohol w tamtym momencie ze mnie wyparował. Dzieliło nas od siebie parę centymetrów i kiedy już nasze usta miały złączyć się w pocałunku, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Odskoczyłam od Justina jak poparzona i odsunęłam się na drugi koniec kanapy. Chłopak przewrócił oczami i odwrócił się w stronę dochodzącego hałasu.
- Hej, bro. Dzwoniłem do Ciebie, ale... - chłopak, którego kojarzyłam z klubu stanął nagle w miejscu i przerwał swoją wypowiedź, gdy zobaczył moją osobę, ale parę sekund później uśmiechnął się szeroko - Witam piękną panią, mam na imię Ryan - podszedł do mnie, i pocałował moją dłoń kłaniając się. Zaśmiałam się z jego żartu i również się przedstawiłam.

Justin's POV
Ale ten gość ma chujowe wyczucie czasu. No przecież gdyby nie on, to dawno już bym posuwał Kaylę na tej kanapie. Nieźle podniósł mi ciśnienie kutas, a teraz jeszcze przymila się do mojej laski. Psuje mi mój plan, ale oberwie za to.
- Justin, nie mówiłeś, że masz takiego ładnego gościa - powiedział przyjaciel patrząc na mnie. Dobrze widział moją wkurwioną minę i nie przejmował się tym. Robił to wszystko specjalnie i świetnie się przy tym bawił.
- Wystarczyło zapytać - odparłem z udawaną radością.
- Nie odbierałeś telefonu - powiedział z pewną miną.
- Widocznie byłem zajęty - wycedziłem przez zęby.
- Hej, wiecie co? Wy sobie spokojnie porozmawiajcie, a ja skorzystam z łazienki - Kayla przerwała naszą 'kłótnię', wstała z kanapy i udała się w stronę ubikacji. Słysząc lekki trzask, dający mi znak, że dziewczyna zamknęła drzwi od razu naskoczyłem na Ryana.
- Kurwa stary, co ty odpierdalasz? Przeleciał bym ją dzisiaj, ale oczywiście musiałeś wparować jak do siebie - powiedziałem wkurwiony do przyjaciela.
- Przeżywasz to jak mrówka okres, będziesz miał jeszcze milion takich okazji - odparł kompletnie się tym nie przejmując.
- Ale Kayla jest inna, o nią muszę się postarać i nie mogę nic schrzanić, bo będzie po robocie - wstałem ze swojego miejsca i zaniosłem puste szklani po drinkach do kuchni.
- To po co się w ogóle z nią męczysz? - zapytał Ryan siadając na fotelu.
- Podoba mi się to. Kayla jest dla mnie sporym wyzwaniem i nie spocznę dopóki jej nie zdobędę - odparłem z poważną miną wracając do salonu i siadając na poprzednim miejscu.
- Rób co chcesz stary, ale wiedz, że zrobisz krzywdę na prawdę fajnej dziewczynie - powiedział chłopak wbijając we mnie swój wzrok.
W tamtym momencie otworzyły się drzwi od łazienki i wyszła stamtąd lekko uśmiechnięta Kayla.
- Powinnam się już zbierać - powiedziała brunetka stając obok kanapy.
- Tak szybko? - zapytałem zdziwiony.
- Jutro czeka mnie szkoła - odparła posyłając mi uśmiech.
- No trudno, w takim razie Cię odwiozę - powiedziałem wstając z kanapy i cała nasza trójka ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Wziąłem z szafki kluczyki do samochodu i wyszliśmy z mieszkania.
Wiem, że nie powinienem prowadzić po alkoholu, ale zdarzało mi się jeździć w gorszym stanie. Poza tym czuję się dobrze, więc nie widzę przeszkód. Wyszliśmy na zewnątrz z klatki schodowej i weszliśmy do mojego samochodu, który stał zaraz obok wejścia.
- Hej Kayla, czy nie dałabyś rady poznać mnie z twoją piękną, blond przyjaciółką, z którą byłaś ostatnio w klubie? - Ryan zwrócił się do brunetki siedzącej na miejscu pasażera, gdy odpalałem silnik.
- Masz na myśli Melody? Myślę, że z chęcią by Cię poznała - odparła z uśmiechem dziewczyna.
- To zajebiście! Możesz jej jeszcze jakieś dobre słówko o mnie szepnąć - dodał wtykając głowę między nasze siedzenia.
- Głupota to nie jest doba zaleta - powiedziałem obojętnie skręcając w odpowiednią ulicę.
- Bardzo zabawne - odpowiedział urażony chłopak.
Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się pod posiadłością Kayli.
- Dzięki wielkie - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i odpięła swój pas bezpieczeństwa.
- Zgodnie z obietnicą przyjadę po Ciebie jutro rano - powiedziałem patrząc na nią.
- Więc, do jutra - odparła całując mnie w policzek - Pa Ryan! - pożegnał się z moim przyjacielem i wyszła z samochodu. Od razu dodałem gazu ruszając stamtąd z piskiem opon.

Przepraszam! Zawaliłam po całości, wiem. Nie dość, że musiałyście tak długo czekać na ten rozdział, to w dodatku jeszcze dodaję coś tak beznadziejnego.
Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie na prawdę męczące, szkoła daje mi nieźle w kość, a do tego ostatnio nie mogę spać i zachowuję się niczym zombie.
Wymęczyłam ten rozdział. Wiem, że nie jest dobry i w dodatku nudny, jedyne co mi się w nim podoba, to moment Kayli i Justina w jego mieszkaniu. Strasznie was za to przepraszam, ale chciałam już go dodać, żebyście długo nie czekały.
Miałam moment, że pomyślałam o zawieszeniu bloga, ale dostałam wiadomość na asku od TEJ dziewczyny i dodało mi to niezłego kopa, więc strasznie dziękuję Ci kochana! <3
Dziękuję wam wszystkim za komentarze pod rozdziałami, dają mi one ogrom motywacji ;)
Zaktualizowałam zakładkę 'Polecam', więc zapraszam was tam serdecznie, bo znalazły się tam cudowne blogi.
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam na mojego ASKA.
Jeszcze raz przepraszam i do następnego! 

piątek, 8 maja 2015

Five

Kayla's POV
   Co za bezczelny gnojek! Zrobił ze mnie idiotkę i to w dodatku na oczach tej suki Taylor. On jest jakiś nienormalny. Najpierw mi grozi i każe nie wchodzić sobie w drogę, potem chce mnie lepiej poznać i udaje milutkiego, a na końcu jest bezczelny i arogancki. On chyba na prawdę ma coś z głową, nie ma innej opcji. Przez niego Taylor nie da mi teraz żyć, będzie jeszcze większą suką niż zawsze. Ten kretyn przynosi mi same kłopoty. Nie wiem jak ja to zniosę.
   Wjechałam samochodem do dużego garażu znajdującego się obok mojego domu i zgasiłam silnik. Otworzyłam drzwi i sięgając po moją torebkę leżącą na miejscu pasażera, opuściłam pojazd trzaskając drzwiami. Weszłam przez frontowe drzwi do domu i ściągnęłam swoje białe trampki ze stóp.
- Wróciłam! - krzyknęłam przechodząc przez przedpokój. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Zaraz podam Ci obiad skarbie - powiedziała posyłając mi sztuczny uśmiech.
- Coś się stało mamo? - zapytałam wyraźnie przejęta jej stanem.
- Nie córeczko. Siadaj do stołu, dzisiaj spaghetti - odparła unikając mojego wzroku. Spoglądając na nią ostatni raz usiadłam na krześle czekając na posiłek.
Po minucie kobieta podeszła do mnie z talerzem pełnym jedzenia. Widziałam jak jej ręce trzęsły się, kiedy kładła posiłek przede mną.
- Mamo jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytałam ponownie ze zmartwieniem.
- Zajmij się jedzeniem Kayla, nic mi nie jest - odpowiedziała nieco chłodniej i wyszła z kuchni.
   Co jej się stało? Nigdy się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Może jakieś problemy w pracy? Jeśli tak, to na pewno jej przejdzie, ale co jeśli to nie o to chodzi? Oby to była jakaś jednorazowa sytuacja, w innym wypadku będę musiała porozmawiać z tatą, bo mama na pewno nic mi nie powie. Zazwyczaj nie zwalała na mnie swoich problemów i nie lubiła się nimi dzielić, więc nigdy nie potrafiłam jej pomóc. Martwię się o nią.
   Po wzięciu paru kęsów, odłożyłam widelec, wstałam od stołu i włożyłam talerz do zmywarki. Nie miałam specjalnej ochoty jeść czegokolwiek po dzisiejszym dniu. Ruszyłam schodami na piętro kierując się do pokoju mojej siostry. Zapukałam cicho i uchyliłam lekko drzwi sprawdzając co robi mała. Widząc, że Aly bawi się lalkami na swoim łóżku, otworzyłam szerzej drzwi i weszłam do środka.
- Co słychać mój malutki robaczku? - zapytałam uśmiechając się i siadając obok dziewczynki. Pogłaskałam ją po jej blond włoskach.
- Mamusia jest na mnie bardzo zła - powiedziała Aly ze smutną miną.
- Jak to? Dlaczego? - zapytałam zdezorientowana. Mama nigdy się na nią nie złościła, ona była jej oczkiem w głowie.
- Słyszałam jak kłóci się z tatusiem, a kiedy mnie zobaczyła, nakrzyczała na mnie, że nie wolno podsłuchiwać i kazała iść do pokoju - wyżaliła się i usiadła na moich kolanach przytulając się do mnie.
- Kłóciła się z tatą? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc to co mówi do mnie siostra.
- Czekał na mnie aż przyjdę z przedszkola a mamusia zaczęła na niego krzyczeć - odparła.
- A pamiętasz może co mówiła dokładnie? - zapytałam chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nie, a tatuś znowu pojechał gdzieś z dużą torebką - powiedziała wieszając mi się na szyi.
- Z walizką, tak? - chciałam się upewnić, czy o to jej dokładnie chodziło.
- Tak - pokiwała główką.
- Nie smuć się malutka. Czasem tak jest, że rodzice krzyczą na siebie ale tak na prawdę się kochają i jak tata przyjedzie to znowu będzie wszystko dobrze - próbowałam pocieszyć siostrę, na prawdę się tym przejęła - A teraz robaczku, pobaw się jeszcze przez chwilę sama, a ja zaraz do Ciebie wrócę - powiedziałam całując dziewczynkę w czoło i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
   Oparłam się o ścianę w korytarzu i rozmasowałam skronie analizując słowa mojej siostry. Rodzice pokłócili się i to dosyć poważnie skoro tata od razu wyjechał nie wiadomo gdzie. Jakby tego było mało, wszystko działo się na oczach Aly, a mama nawet nie spróbowała jej tego wyjaśnić. Małe dzieci odczuwają takie rzeczy najbardziej mimo, że jeszcze nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Rodzice nigdy nie kłócili się tak poważnie jak na to wygląda. Można było powiedzieć, że byli wręcz idealnym małżeństwem. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą.
   Ruszyłam wzdłuż korytarza, kierując się w stronę sypialni rodziców. Zapukałam stanowczo ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc postanowiłam wejść do pokoju. Pierwsze co zauważyłam, to znajdujące się na łóżku skulone ciało mojej mamy. Mogłam też usłyszeć ciche pociąganie nosem. Widząc zaistniałą sytuację, od razu podeszłam do łóżka i usiadłam obok rodzicielki.
- Mamo przestań, proszę - powiedziałam błagalnym tonem kładąc dłoń na jej ramieniu. To było dla mnie straszne widzieć wiecznie uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną kobietę w takim stanie.
- Nie przejmuj się mną skarbie, nic strasznego się nie dzieje - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej i wycierając dłońmi łzy z policzek.
- Aly powiedziała, że pokłóciłaś się z tatą - powiedziałam cicho, spoglądając na nią.
- Kayla, nie wtrącaj się w nasze sprawy. Każde małżeństwo czasem się kłóci, nie ma w tym nic dziwnego - odparła wstając z łóżka - Kiedy tata wróci do domu, wszystko będzie normalnie, a teraz idź do swojego pokoju - dodała i weszła do łazienki zamykając drzwi na klucz.
Westchnęłam głośno wstając z łóżka i bez słowa wyszłam z pokoju. Byłam wkurzona. Mama jak zwykle nic nie powiedziała, więc byłam bezradna w tej sprawie, a ja na prawdę chcę im pomóc. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż tata wróci do domu, a nawet nie wiem kiedy to się stanie. Będzie mnie chyba zżerać od środka do tego czasu.

   Przez resztę tygodnia miałam strasznie zły humor. Nie była to wina rodziców. Tata wrócił w piątek i razem z mamą pogodzili się, chociaż widzę, że nie zachowują się jak wcześniej. Nie chcę zaczynać od nowa tego tematu, żeby przypadkiem nie wszczynać od nowa kłótni, ale będę im się uważniej przyglądać. Muszę się dowiedzieć co się między nimi dzieje, nie pozwolę, aby nasza rodzina się rozpadła lub ucierpiała na tym.
   Mój zepsuty humor był spowodowany Taylor i Justinem. Przyjeżdżał po nią codziennie do szkoły i nie mógł się obejść bez głupich komentarzy skierowanych w moją stronę. Próbowałam go unikać, ale jak na złość parkował zaraz obok mojego samochodu, więc chcąc czy nie, musiałam obok niego przechodzić.
Taylor nie była lepsza. Za każdym razem, kiedy mnie widziała zaczynała temat Justina. Po co ona w ogóle to robiła? Ten palant jest ostatnią osobą na świecie, o którą mogłabym być zazdrosna, ale widocznie ona nie potrafiła tego zrozumieć. Dobra, koniec tematu tej dwójki.
   Zaraz przyjadą po mnie Melody i Camille. Namówiłam je na imprezę. Muszę przestać myśleć o tym wszystkim, bo inaczej się wykończę. Jedziemy do klubu The Lion, ale tym razem nie piję. Nie mogę dopuścić, aby jakakolwiek sytuacja typu tej, która miała miejsce na mojej imprezie urodzinowej, wydarzyła się kolejny raz. Co to, to nie.
   Opuściłam swój pokój i powoli zeszłam po schodach uważając, żeby nie wyłożyć się na moich szpilkach. Wchodząc do salonu minęłam się w drzwiach z mamą.
- Ślicznie wyglądasz słonko - powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Miałam na sobie jasną, obcisłą i błyszczącą sukienkę z długimi rękawami i białe jak śnieg szpilki. Moje włosy były wyprostowane i dzięki temu sięgały mi aż po pas, a na twarzy miałam makijaż mocno podkreślający moje błękitne oczy.
- Dzięki mamuś - odwzajemniłam uśmiech i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk trąbiącego samochodu - Muszę już lecieć, nie wrócę późno - powiedziałam pośpiesznie kierując się w stronę wyjścia.
- Baw się dobrze - dobiegł do mnie głos mamy gdy otwierałam drzwi. Pomachałam jej jeszcze na pożegnanie i wyszłam na dwór.
Idąc w stronę samochodu uderzył we mnie przyjemny, chłodny wiaterek. Księżyc oświetlał całą okolicę, a na niebie można było zobaczyć pełno gwiazd. Dzisiaj muszę się zabawić i zapomnieć o całym stresie, którego doznałam w tym tygodniu. Ta noc zapowiada się bosko.

   No, więc moja dobra zabawa zakończyła się w momencie, kiedy zaraz po wejściu do klubu skierowałyśmy się do baru. A wiecie dlaczego? Na wysokim krzesełku, opierając się o blat, siedział sobie nie kto inny jak Justin pieprzony Bieber. Był tam z jakimś kolesiem, którego nie znałam i sączył jakiegoś kolorowego drinka przez słomkę. Już nawet nie chciało mi się denerwować. Postanowiłam, że będę udawać, że go nie znam i wtedy do mnie nie podejdzie, przynajmniej miałam taką wielką nadzieję.
   Skierowałyśmy się w najodleglejszą część baru, aby chłopak nas nie zauważył i razem z Melody zamówiłyśmy sobie po jednym drinku. Camille nie piła, bo ktoś musiał nas potem przetransportować do domu. Mówiłam, że ja również powstrzymam się od alkoholu, ale w końcu jeden mały drink nikomu jeszcze nie zaszkodził.
   Udałyśmy się do jednej z wolnych loż na balkonie i wygodnie rozsiadłyśmy się na swoich miejscach.
- Jak to możliwe, że wszędzie, gdzie pójdziemy właśnie Justin też tam jest? - zapytała oburzona Camille.
- Może on nas śledzi? Albo założył nam podsłuch? - powiedziała spanikowana Mel.
- Chyba naoglądałaś się za dużo filmów - zaśmiałam się z głupoty przyjaciółki.
- Przecież to całkiem możliwe - oburzyła się Melody.
- Dobra! Koniec tego tematu. Przyjechałyśmy się tu zabawić, więc będziemy udawać, że jego tu nie ma - powiedziałam zirytowana patrząc na dziewczyny - A teraz idziemy na parkiet! - dodałam i złapałam przyjaciółki za nadgarstki ciągnąc je w stronę tańczących ludzi.


Justin's POV
- Nie ma mowy, nie zgadzam się na takie warunki - powiedziałem stanowczo do siedzącego na przeciwko mnie Scotta.
- Nie wkurwiaj mnie Bieber. Musicie przywieść mi ten towar do magazynu - odparł zdenerwowany mężczyzna.
- Dostaję dodatkową kasę i będziesz miał wszystko na miejscu. Moi ludzie nie będą ryzykować za darmo - powiedziałem próbując zachować spokój.
Rozmawiałem właśnie z szefem The Black - Scottem. Chciał od nas kupić dość sporo towaru i to mi bardzo pasowało, ale żądał też przetransportowania tego do jego magazynów, które znajdują się po drugiej stronie miasta. Nie chciałem się zgadzać bez wcześniejszej dopłaty, gdyż przewóz tego całego towaru sprowadza na mnie większe ryzyko, ale on również nie zgadza się na jakiekolwiek podniesienie stawki. Niestety Scott będzie miał spory problem, bo ja na pewno nie ustąpię. Nie ma mowy.
- Słuchaj Bieber, albo zgadzasz się na to, co Ci grzecznie proponuję albo będę zmuszony zakończyć naszą współpracę, a to nie będzie dobre dla twoich interesów - zagroził mi Scott.
- Nie, to ty mnie posłuchaj - powiedziałem już wkurwiony - Obaj wiemy, że zerwanie tej umowy zaszkodzi tylko tobie. Nie myśl sobie, że Cię nie sprawdziłem - zaśmiałem się patrząc w jego oczy, mina kolesia diametralnie się zmieniła - Tylko ja mogę sprzedać Ci te prochy po takiej cenie, a jeśli ich nie dostaniesz, twoi najlepsi kupcy odejdą, bo nie stać Cię na robienie interesów z kimś innym. No, a niestety długi rosną - oparłem się na kanapie patrząc na niego z cwaną miną - Mam w dupie to, czy odejdziesz. Mogę sprzedać ten towar po wyższej cenie, więc ciesz się, że Ci ustąpiłem i nie gwiazdorz. Podpisujesz umowę albo stąd wypierdalaj - dodałem z obojętną miną.
- Jeszcze mnie popamiętasz - Scott popatrzył na mnie wzrokiem zabójcy i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia, kierując się do głównej sali klubu.
Co za pojeb. Zmniejszam mu stawkę, a temu idiocie dalej nie pasuje. Kim ja kurwa jestem, żeby mu dowozić towar na magazyny? Ostatni raz załatwiam interesy z takimi chujami. Bądź tu spokojny z takimi ludźmi.
- Idziemy Ryan, muszę się czegoś napić - powiedziałem wstając ze swojego miejsca.
- Ja tak samo, myślałem, że wybuchnę śmiechem jak usłyszałem warunki Scotta - odparł mój przyjaciel, otwierając drzwi od sekcji VIP.
- Daj spokój, szkoda gadać - dodałem, gdy schodziliśmy po schodach, chcąc dostać się do baru.
Klub był dzisiaj pełny, szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. Miałbym przynajmniej jakąś pewną dziwkę. Mogłem też wziąć ze sobą Taylor, ale ta suka zaczęła mnie niesamowicie wkurwiać. Ona myślała, że jesteśmy razem, a ja się w takie coś nie bawię, więc musiałem ją jak najszybciej spławić.
Usiedliśmy z Ryanem na wysokich krzesełkach stojących przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku dla siebie.
- I jak toczą się sprawy z tą całą Kaylą? - zapytał Ryan biorąc pierwszego łyka napoju.
- Jak na razie stoją w miejscu. Cały tydzień spotykałem się z Taylor, ale już z nią kończę, więc zaczynam się brać za Kaylę - odpowiedziałem obojętnie rozglądając się za jakąś fajną laską.
- Spójrz, o wilku mowa - powiedział Ryan wskazując palcem w jakieś miejsce, znajdujące się za moimi plecami. Odwróciłem głowę i zobaczyłem trzy znajome postacie po drugiej stronie baru. Dziewczyny zamówiły dwa drinki i skierowały się na balkon, gdzie znajdowały się wolne loże. Kayla wyglądała kurewsko gorąco.
- Moja misja zacznie się chyba wcześniej niż myślałem - powiedziałem z cwanym uśmieszkiem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Znasz te laski, które z nią przyszły? - zapytał mnie przyjaciel siedzący obok.
- Tak, jej przyjaciółki. Melody to ta blondynka, a ta druga to Camille - odpowiedziałem i wziąłem łyka mojego drinka.
- Blondyna jest zajebista - Ryan nadal patrzył w stronę dziewczyn.
- No jest, ale Kayli nie dorasta do pięt - zaśmiałem się do chłopaka.
Co za zbieg okoliczności. To był jednak dobry pomysł, żeby przyjść dzisiaj do tego klubu. Mój plan może rozpocząć się już dzisiaj.

Kayla'a POV
   Wypiłam już cztery drinki i byłam lekko wstawiona, a przecież obiecywałam sobie, że nie będę pić. No cóż, przynajmniej bawiłam się świetnie.
Zgubiłam gdzieś w tłumie moje przyjaciółki, ale nie przejęłam się tym zbytnio, bo tańczyłam z na prawdę przystojnym kolesiem. Świetnie się z nim rozmawiało i ogólnie czułam się z nim dobrze. Myślę, że to może być warty zainteresowania gość.
Ruszaliśmy naszymi ciałami w rytm puszczonej piosenki. Po tych drinkach stałam się nieco odważniejsza, więc odwróciłam się tyłem do chłopaka i zaczęłam kusząco kręcić swoimi biodrami. Brunet jeździł rękami wzdłuż mojego ciała, jednak w żaden sposób nie przekroczył granicy. Bawiłam się z nim nieziemsko, ale los najwyraźniej nie chciał, żeby tak było.
- Odbijany - usłyszałam znajomy głos, a zaraz potem zobaczyłam osobę, której za wszelką cenę chciałam dzisiaj uniknąć. Nawet nie spostrzegłam, kiedy miejsce mojego wcześniejszego towarzysza zajął Justin.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam posyłając mu lodowate spojrzenie.
- Tylko jednego tańca, potem daję Ci spokój - powiedział patrząc na mnie intensywnym wzrokiem. Swoją drogą, ten chłopak ma śliczne oczy, takie duże i lśniące, jakby schowane w nich były wszystkie gwiazdy z całego nieba. Kolor miały tak głęboko brązowy, że czułam się, jakbym tonęła w morzu czekolady. Jak ktoś taki jak on, może mieć tak piękne oczy?
- No dobrze, niech będzie - odparłam, myśląc, że jeden taniec mi nie zaszkodzi, a przynajmniej będę miała z głowy tego dupka.
Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki i pacnęłam się w myślach w czoło. Ktoś chyba robi sobie ze mnie jaja. Na parkiecie zostały same zakochane pary, gdyż DJ wybrał chyba najromantyczniejszy, powolny utwór jaki mógł.
Justin oplótł swoje ręce wokół moich bioder, a ja z niechęcią zarzuciłam mu dłonie na kark. Piosenka była przepiękna, więc wyobrażając sobie, że nie tańczę właśnie z Justinem oparłam głowę o jego ramię. Zaciągnęłam się zapachem perfum chłopaka i prawie odleciałam, były nie z tej ziemi.
- Cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał Justin kołysząc się ze mną lekko w rytm melodii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłam sarkastycznie - Gdzie zgubiłeś swoją lafiryn... znaczy się dziewczynę? - zapytałam poprawiając się w ostatniej chwili, nie mam ochoty na kłótnie.
- Taylor nie była moją dziewczyną, właściwie to wydawało jej się tak, ale z mojej strony nie mogła na nic liczyć - odpowiedział chłopak wtykając nos w moje włosy.
- Biedna Taylor, chyba się załamie - powiedziałam udając, że jej współczuję.
- Daj spokój, ona była taka nieznośna. Nie mogłem z nią już wytrzymać - odparł lekko chichocząc, a ja dołączyłam się do niego.
- Tak, dobrze ją znam. Ogromna z niej suka - powiedziałam kręcąc biodrami.
- Twój znajomy jest dosyć obrotny - Justin kiwnął głową, abym odwróciła się za siebie. Mój wcześniejszy towarzysz obściskiwał się właśnie z jakąś tlenioną blondynką z cyckami jak dwie piłki do koszykówki. Zrobiło mi się trochę przykro, bo myślałam, że w końcu poznałam kogoś sensownego, ale cóż, nie będę po nim płakać.
- Jego strata - odparłam udając, że mnie to w ogóle nie ruszyło.
- Masz stu procentową rację - zgodził się ze mną chłopak patrząc mi głęboko w oczy, myślałam, że zaraz się rozpłynę. W tamtym momencie piosenka zmieniła się na znacznie szybszą i Justin odsunął się ode mnie - Dzięki za taniec i zgodnie z obietnicą daję Ci już spokój - ostatni raz spojrzał mi w oczy i odwrócił się znikając w tłumie tańczących ludzi.
   Ruszyłam w stronę loży, w której siedziałyśmy z dziewczynami cały wieczór. Żadnej z nich tam nie było, więc zabrałam stamtąd moją torebkę i zeszłam po schodach z powrotem na dół. Przecisnęłam się przez tłum ludzi i wyszłam głównymi drzwiami przed klub. Na zewnątrz było dużo nawalonych imprezowiczy, więc ruszyłam w dół ulicy i skręciłam w jakąś drogę, aby spokojnie zebrać swoje myśli.
Wokoło nie było żywej duszy. Okolicę oświetlała tylko samotna latarnia stojąca parę metrów ode mnie. Usiadłam na jakimś murku znajdującym się obok mnie i wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Nie paliłam codziennie, tylko wtedy, kiedy miałam jakąś sprawę do przemyślenia. Odpaliłam jednego szluga i mocno zaciągnęłam się dymem.
   Nie rozumiem co się przed chwilą wydarzyło. Tańczyłam z Justinem i co najgorsze nawet mi się to podobało. Dzisiaj nie był dupkiem. Nie rzucał głupimi komentarzami ani nie zachowywał się chamsko i arogancko. W dodatku obrażał Taylor, co było najlepsze ze wszystkiego. Nie pomyślałabym, że Justin mógłby zachowywać się w ten sposób. Pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą nie kłócąc się, to było miłe.
Moje przemyślenia przerwały czyjeś kroki. Z każdą chwilą stawały się głośniejsze, co oznaczało, że zbliżały się w moją stronę. Nie przejęłam się tym za bardzo i nadal siedziałam na murku paląc papierosa. Po paru sekundach kroki ucichły.
   Wyrzuciłam peta na chodnik i przydeptałam go moim butem. Wstałam na równe nogi i pogładziłam rękoma materiał sukienki prostując go. Odwróciłam się, chcąc ruszyć drogą prowadzącą do klubu, ale właśnie wtedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę prawie dostając zawału.
- Gdzie się tak śpieszysz ślicznotko? - zapytał z dziwnym uśmiechem, robiąc małe kroczki w przód, co zmuszało mnie do cofania się pod murek, na którym przed chwilą siedziałam.
- Do klubu, omija mnie świetna zabawa - odparłam odwzajemniając mu uśmiech, z tym, że mój był sztuczny i trochę poddenerwowany.
- Tutaj też możemy się dobrze zabawić - facet całkowicie przyparł mnie do ściany i złapał mnie za pośladki. Serce zaczęło bić mi dwa razy szybciej. Znowu trafiłam na jakiegoś psychola, zachciało mi się jakichś spacerów.
- Preferuję chyba tamten rodzaj zabawy - powiedziałam i chciałam go odepchnąć ale mężczyzna złapał mnie za oba nadgarstki i ułożył je nad moją głową mocno trzymając, abym nie mogła uciec.
- To jest akurat mało istotne co ty preferujesz maleńka - odpowiedział zbliżając się swoim ciałem do mojego.
Przyznam, że bałam się jak cholera. Wokoło nie ma żywej duszy, a każdy chyba się domyślił o co chodzi temu oblechowi. Kurwa, co ja mam teraz robić?
- Puść mnie popaprańcu - wycedziłam przez zęby, a następnie splunęłam mu śliną prosto w twarz. Jego mina była tak przerażająca, że zaczęłam bać się dwa razy bardziej.
   Facet bez słowa wytarł twarz o rękaw swojej kurtki i bez zastanowienia zaczął atakować moją szyję pocałunkami. Byłam już wystraszona na maksa.
Zaczęłam drzeć się na całego i szarpałam się w jego objęciach jak najmocniej, ale nic to nie dało. W zamian został wymierzony mi siarczysty policzek. Prawa strona mojej twarzy pulsowała i piekła niemiłosiernie, ale postanowiłam się nie poddawać.
   Podniosłam nogę do góry i z całej siły nadepnęłam gościowi obcasem w stopę. Mężczyzna poluzował uścisk i wtedy wpadłam na kolejny świetny pomysł. Zamachnęłam się i tym razem moje kolano zderzyło się z jego kroczem. Dźwięk bólu i wkurwienia dobiegł do moich uszu, a ja w tym czasie ominęłam jego ciało i zaczęłam biec w stronę klubu drąc się w niebo głosy.
- Stój ty suko! - koleś nie ustąpił i zbliżał się do mnie coraz szybciej. Gdyby nie te jebane szpilki to bym mu uciekła, ale niestety nie było mi to dane. Poczułam mocne szarpnięcie w tył. Prawie upadłam, ale koleś owinął mi jedną rękę wokół tułowia a drugą zatkał mi usta, ponieważ nadal wrzeszczałam wołając o pomoc.
   Wyrywałam się jak tylko mogłam, kopałam nogami gdzie popadnie, ale nic mi to nie dało. Ugryzłam go w dłoń, którą trzymał mi na ustach i znowu usłyszałam jego krzyk.
- Jebana dziwko! Koniec tej zabawy - nie zrobiłam nawet kroku, a mężczyzna z całej siły popchnął mnie na ten obskurny murek. Przywaliłam w niego plecami, przeszedł przeze mnie przeszywający ból. Już nie miałam siły czegokolwiek robić.
   Poczułam, że moja sukienka podnosi się do góry i wtedy po moim policzku spłynęły pierwsze łzy bezsilności, złości i smutku. Czułam jak jego dłonie wędrowały po każdym centymetrze mojego ciała, a ja z każdą sekundą czułam się jeszcze gorzej. Modliłam się do Boga, żeby wybawił mnie jakoś z tej sytuacji. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie praktykująca, ale miałam nadzieję, zostanie mi to wybaczone i jednak On mi jakoś pomoże.
   Kiedy już moja sukienka miała wylądować na chodniku, moje modlitwy zostały wysłuchane. Dźwięk silnika i głośny pisk opon dotarły do moich uszu. Zaraz obok nas zatrzymało się czarne Ferrari, a z niego wysiadł na prawdę wkurwiony Justin. Skąd on się tam w ogóle wziął?
- Wsiadaj do samochodu, szybko - nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Poprawiłam sukienkę i w ekspresowym tempie znalazłam się w środku samochodu. Widziałam przez szybę, że Justin groził temu facetowi, a parę sekund potem wymierzył mu cios w policzek. Mężczyzna tak mocno dostał, że upadł na ziemię, a mój wybawiciel dołożył mu jeszcze kopniaka w żebra i nie oglądając się za siebie wrócił na miejsce kierowcy.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdyszany Justin ruszając stamtąd z piskiem opon.
- Myślę, że tak - odpowiedziałam poprawiając swoje włosy, które wyglądały jak gniazdo w tamtym momencie i ocierając resztki łez z mojej twarzy.
- Co ty tam sama robiłaś? - zadał kolejne pytanie.
- Przed klubem był tłum, a ja chciałam pobyć trochę sama i w spokoju zapalić - powiedziałam i przeglądnęłam się w lusterku. Wyglądałam jak gówno.
Chłopak pokiwał tylko głową i nadal jechał w nieznanym mi kierunku. Panowała między nami przyjemna cisza, nie taka niezręczna. Justin był bardzo skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą miał ułożoną na lewarku. Dziwnie zaciskał szczękę, widocznie był zdenerwowany tą sytuacją, ale dzięki temu wyglądał bardzo seksownie.
- Zrób zdjęcie, będziesz mogła oglądać mnie cały czas - powiedział szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Przepraszam - odparłam zawstydzona. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam bawić się swoimi idealnie wymalowanymi paznokciami.
- Nie masz za co, wiem, że jestem nieziemsko przystojny - zaśmiał się chłopak.
- I do tego jaki skromny - odwzajemniłam uśmiech i odwróciłam się oglądając okolicę przez szybę.

Justin's POV
- Wiem, że obiecałem Ci, że po tamtym tańcu dam Ci spokój, więc odwiozę Cię do domu i już mnie więcej nie zobaczysz - powiedziałem do dziewczyny siedzącej obok mnie.
Rzygać mi się już chciało od tego przymilania się, ale wiem, że tylko w ten sposób mogę zdobyć Kaylę. Sytuacja ze Scottem tylko polepszyła moją sytuację. Jasne, że mnie wkurwił tym, że chciał dobrać się do mojej laski, ale tym samym pomógł mi, bo teraz Kayla ma mnie za bohatera.
- Wiesz... - zaczęła dziewczyna - Wcale nie musisz trzymać się ode mnie z daleka - popatrzyła na mnie nieśmiałym wzrokiem.
- Och, więc co to za nagła zmiana? - zapytałem uśmiechając się do niej lekko.
- Uratowałeś mnie z łap tego oblecha, więc myślę, że moglibyśmy zawrzeć rozejm - no i o to mi właśnie chodziło. Teraz Kayla nie jest na mnie taka cięta. Mój plan wypali szybciej niż się tego spodziewałem.
- A ja myślę, że to na prawdę świetny pomysł - posłałem jej mój słynny uśmiech, żeby jeszcze bardziej ją zmiękczyć. To była bułka z masłem - A tak właściwie, to gdzie mam Cię podwieźć? - zapytałem.
- Avon Street 14* - odparła rozsiadając się wygodnie na fotelu.
Po dwudziestu minutach byliśmy już pod jej domem. Posiadłość była zajebista, nawet nie byłem w stanie sobie wyobrażać jak to wszystko wygląda w środku. Zawsze chciałem mieszkać w takim domu, kiedyś spełnię to marzenie.
- Jeszcze raz dziękuję za ratunek i podwózkę - powiedziała Kayla, kiedy zatrzymaliśmy się przy drzwiach frontowych.
- Nie masz za co, pewnie każdy postąpiłby tak na moim miejscu - odpowiedziałem i posłałem jej lekki uśmiech - Dobranoc mała - pożegnałem się z dziewczyną i pocałowałem ją delikatnie w policzek. Ostatni raz na nią spojrzałem i odwróciłem się wracając do samochodu.
   Nie wiem ile jeszcze będę musiał zgrywać takiego romantycznego błazna. To dopiero początek, a ja już mam dość. Niestety to jedyny sposób. Kayla musi się we mnie zakochać, żebym mógł się do niej dobrać i muszę do tego uparcie dążyć.


*ulica wymyślona przeze mnie

No to mamy piątkę!
Chciałabym was wszystkich baaardzo przeprosić, gdyż napisałam, że rozdział dodam jak pojawi się 10 komentarzy pod poprzednim, no i wyszło tak, że komentarze były, a rozdziału nie. Wiem, że zawaliłam, ale po prostu nie zdążyłam go napisać, więc jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;)
Myślę, że rozdział mi nawet wyszedł, więc mam nadzieję, że wam się spodoba ^^
No i oczywiście chciałam również podziękować wam za 12 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Było mi bardzo miło, gdy je czytałam. Kocham was <3

Jeśli macie jakieś pytania, to serdecznie zapraszam na mojego ASKA ;)
Do następnego!

sobota, 2 maja 2015

Four

Bardzo ważne!
Piszę tutaj, bo wiem, że inaczej nikt tego nie przeczyta. 
Prosiłam o komentowanie rozdziałów, jednak nie postaraliście się zbytnio. Ostatnio napisałam, że rozdział dodam dopiero gdy liczba komentarzy będzie zbliżona do liczby czytających w ankiecie ale wszyscy sobie to olaliście, a ja nie mogłam wytrzymać więc rozdział dodaję już teraz.
Kolejny pojawi się gdy pod tą notką będzie co najmniej 10 komentarzy! To tylko minuta a dla mnie jest to ogromna motywacja. Jeśli ja piszę dla was rozdziały, to wy możecie poświęcić tą jedną chwilę i napisać jeden komentarz.
Z wszelkimi pytaniami kierujcie się na mojego aska! Jeśli macie konto na ask.fm, mogę tam was informować o nowych rozdziałach, gdyż nie posiadam twittera. Chętni mogą pisać w komentarzach lub u mnie na asku ;d
Dziękuję i miłego czytania ;) 

Kayla's POV
Mój wzrok był zawieszony na tym palancie, od którego dostałam wczoraj opierdziel. Dlaczego to musiał być akurat on? Są tysiące przystojnych mężczyzn, którzy mogliby zaczepić mnie w tej chwili ale to oczywiście musiał być ten świr. Czemu mam zawsze takiego cholernego pecha?
- Odjęło Ci mowę skarbie? - zapytał chłopak podnosząc jedną brew do góry i patrząc na mnie swoimi brązowymi tęczówkami. Dopiero po chwili się ocknęłam i przeanalizowałam jego słowa.
- Nie mów tak do mnie - odpowiedziałam chamsko, wracając do mojej pyskatej natury. Wstałam z ławki stając z nim twarzą w twarz i założyłam ręce na piersi. - Czego ode mnie chcesz? Wczoraj powiedziałeś mi, że mam trzymać się od Ciebie z daleka a teraz mnie zaczepiasz. Zaprzeczasz sam sobie - popatrzyłam wyzywająco w jego stronę.
- Ale spokojnie, nie denerwuj się. Wczoraj byłem trochę wkurzony i gadałem głupoty a teraz, kiedy Cię zobaczyłem, postanowiłem zagadać i zacząć od nowa. Justin - chłopak wystawił dłoń w moją stronę myśląc, że ją uściśnie ale co to to nie.
- Nie dzięki. Mam wystarczająco znajomych - zignorowałam jego gest i odwróciłam się chcąc zabrać torby z ubraniami i odejść stamtąd najdalej jak się tylko da ale jednak nie było mi dane.
- Nie ignoruj mnie kochanie, nie lubię tego - powiedział chłopak szarpiąc mnie lekko za rękę odwracając mnie z powrotem w jego stronę.
- Nie jestem twoim kochaniem - wycedziłam przez zęby - I puść mnie do cholery, to boli! - podniosłam głos chcąc, żeby ten cały Justin dał mi święty spokój.
- Nie drzyj się, ludzie się patrzą - powiedział zimnym tonem w końcu puszczając moją rękę.
- I dobrze, niech się patrzą na takiego buca jak ty - odpowiedziałam z cwanym uśmieszkiem. Widziałam jak jego mina zrzędła.
- Słuchaj, nie pozwalaj sobie maleńka. Przyszedłem, żeby porozmawiać a ty wyskakujesz do mnie z mordą. Lepiej się ciesz, że nie trzymam się moich wczorajszych słów, chociaż zawsze mogę to zmienić - odparł chłopak zirytowany moim zachowaniem. Wiem, że go wpieniłam, zawsze lubiłam pyskować i nie raz doprowadziło mnie to do kłopotów.
Chciałam już coś powiedzieć ale usłyszałam wybawiający mnie głos.
- Kayla, wszystko w porządku? Dlaczego się kłócicie? - zapytała Camille zmartwionym głosem stając obok mnie. Chłopie idź sobie, błagam Cię. Jeszcze tego brakuje, żeby wciągać w to moje przyjaciółki.
- A więc Kayla. Bardzo ładne imię. Dzięki wielkie, twoja koleżanka nie chciała podzielić się ze mną tą informacją - chłopak uśmiechnął się zwracając się do Cam - Jestem Justin - przedstawił się wyciągając dłoń w stronę mojej przyjaciółki.
- Camille - uścisnęła niepewnie jego rękę patrząc podejrzliwie w jego oczy.
- Wiesz, my już musimy lecieć, bardzo się spieszymy - powiedziałam szybko ciągnąc Camille za nadgarstek w stronę naszych zakupów. Dziewczyna nie ogarniała za bardzo co się dzieje.
- Laski! A skąd wzięłyście takiego przystojnego kolegę? - usłyszałam głos Melody i pacnęłam się w myślach w czoło. A miałam nadzieję, że ten cyrk się już skończy - Cześć, jestem Melody - przedstawiła się z zalotnym uśmiechem moja przyjaciółka.
- Justin, bardzo mi miło - widziałam w jego oczach, że rozbawiła go ta sytuacja.
- Tak tak, fajnie. Na prawdę musimy iść, mamy dużo spraw do załatwienia - przerwałam im pospiesznie to przeurocze zapoznanie.
- Wielka szkoda, myślałem, że pójdziemy się czegoś napić i spokojnie porozmawiamy - Justin grał niewiniątko przy dziewczynach, tak jakbyśmy nigdy się nie znali. Kutas.
- Kayla nie gadaj głupot, z chęcią z tobą pójdziemy - uśmiechnęła się słodko Melody chcąc zrobić krok w jego stronę ale straciłam już cierpliwość.
- Nie, nie pójdziemy. Camille zostawiła włączone żelazko w domu. Tak mi przykro, może innym razem? No to super, do zobaczenia! - powiedziałam ekspresowym tempem tak, że pewnie nawet mnie nie zrozumiał. Złapałam Melody za ramię i siłą pociągnęłam w przeciwną stronę niż stał chłopak.
- Jakie żelazko? Co ty wyprawiasz? - dziewczyna była w szoku, nie wiedziała o co mi chodzi.
- Zamknij się i idź! - krzyknęłam do niej aby jak najszybciej zniknąć z pola widzenia tego gościa.
- Kayla, o co tu kurwa chodzi? - Camille była tak samo zdezorientowana jak Melody. Odwróciłam się sprawdzając, czy nadal jesteśmy widoczne. Odetchnęłam w końcu z ulgą puszczając ramię Mel. Odstawiłam torby na ziemię obok fontanny do której dotarłyśmy i przejechałam palcami wzdłuż włosów.
- Wyjaśnisz nam w końcu co to wszystko miało znaczyć? - zapytała zbulwersowana Melody.
- To był ten chłopak, który mi wczoraj groził na ulicy - odpowiedziałam patrząc na zszokowane miny dziewczyn.
- Ale jak to? Przecież był taki miły dla nas i zachowywał się jakby chciał nas poznać - Camille powiedziała z wypisanym niezrozumieniem na twarzy.
- Właśnie wiem, chwilę przed tym jak do nas podeszłaś zachowywał się całkiem inaczej - powiedziałam siadając na murku fontanny - Niby chciał mnie poznać od nowa ale nadal był chamski i arogancki - dokończyłam zdanie opierając podbródek na ręce.
- Ale gnojek! Jak on w ogóle miał czelność podchodzić do Ciebie po wczorajszej akcji? - powiedziała oburzona Melody siadając obok mnie.
- Uspokój się, nie róbmy z tego takiej wielkiej afery - oparłam głośno wzdychając.
- A jeśli on nadal nie da Ci spokoju? - zapytała zmartwiona Camille.
- Nie wiem. Muszę się zastanowić - odparłam stając na równe nogi - Wracajmy do domu, jestem wykończona tymi zakupami - dodałam zabierając z ziemi swoje torby. Chciałam już skończyć temat Justina. Tylko się przez to denerwuję. Mam nadzieję, że już się nigdy nie spotkamy.

Wieczorem tego samego dnia leżałam na łóżku w moim pokoju głęboko rozmyślając nad całą tą sytuacją. Nie rozumiałam kompletnie czego ten chłopak ode mnie chce. Najpierw mi mówi, że mam się trzymać od niego z daleka a dzisiaj jak gdyby nigdy nic podchodzi do mnie w galerii i mówi, że chce się lepiej poznać. Czy on jest jakiś nienormalny? Przecież był wielce wściekły na mnie za tą sobotnią akcję. No nie mogę tego pojąć. Boję się trochę, nie wiem nawet do czego ten koleś jest zdolny ale nie mogę nic powiedzieć rodzicom, bo będę musiała się przyznać, że się nawaliłam na tej imprezie, a w sprawach używek są na prawdę surowi. Ciągle mi powtarzają, że dopiero kiedy będę pełnoletnia będę mogła zdecydować o tym, czy chcę sięgnąć po jakąkolwiek używkę, dlatego możliwość przyznania się do tego, że spożywałam alkohol nie wchodzi w grę. No cóż, będę musiała sama się z tym uporać. Naważyłam sobie piwa to muszę je teraz wypić.
Wstałam powoli z łóżka zmęczona całą tą sytuacją i skierowałam się do łazienki mając w zamiarze wziąć długą, relaksującą kąpiel. Zabrałam ze sobą piżamę i weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i w czasie kiedy wanna powoli się napełniała, pozbyłam się wszystkich zbędnych ubrań. Nalałam jeszcze do wody płynu do kąpieli o zapachu arbuza i weszłam do wanny zakręcając płynącą ciecz. Czując przyjemne ciepło, moje wszystkie mięśnie natychmiastowo się rozluźniły. Oparłam głowę o ściankę wanny i próbując wyrzucić wszystko z mojej głowy, odprężyłam się jeszcze bardziej.

Justin's POV
- Narazie maleńka - powiedziałem do stojącej w progu mojego mieszkania blondynki i łapiąc ją za pośladki pocałowałem namiętnie jej usta.
- Było świetnie, zadzwoń do mnie - uśmiechnęła się patrząc mi w oczy i wypinając swoje cycki.
- Jasne, pa - odpowiedziałem zamykając drzwi mieszkania. Skierowałem się do salonu i rozłożyłem się na kanapie włączając telewizor. Miałem dobry humor, bo byłem dopiero po pieprzeniu. Kolejna naiwna idiotka uwierzyła, że możemy być w związku. Z pewnością do niej zadzwonię i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Czujecie ten sarkazm? Nawet nie pamiętam jej imienia, ale koniec tematu tej dziwki. Wolałbym wiedzieć co słychać u gorącej Kayli. Kurwa, takiej ochoty na przelecenie jakiejś laski jeszcze nie miałem ale co mogłem poradzić? Niezła z niej suka. Muszę jakoś ją znaleźć i spotkać się z nią jeszcze raz. Powiem jej parę słodkich słówek, przeproszę i będzie jadła mi z ręki.
Usłyszałem dzwonek mojego telefonu, więc sięgnąłem do kieszeni dresów i odebrałem przychodzące połączenie.
- Halo - powiedziałem znudzonym głosem nie sprawdzając nawet kto dzwoni.
- Będę u Ciebie za 10 minut, wezmę ze sobą coś fajnego - usłyszałem głos Ryana a zaraz potem dźwięk zakończonego połączenia. Nie przejmując się tym, rzuciłem telefon na drugi koniec kanapy i wstałem na nogi ruszając po schodach w stronę łazienki z zamiarem wzięcia prysznica. Otworzyłem drzwi od pomieszczenia i wszedłem do środka zrzucając swoje dresy wraz z bokserkami zostając całkiem nago. Rozsunąłem drzwi kabiny i wszedłem do środka puszczając ciepłą wodę. Czułem się bardziej odprężony niż przed chwilą.Wylałem na dłoń żel pod prysznic i powoli zacząłem myć nim moje umięśnione ciało. Po łazience rozniósł się zapach żelu marki Adidas. Umyłem jeszcze włosy szamponem i po spłukaniu piany, zakręciłem wodę i wyszedłem z kabiny owijając ręcznik wokół bioder. Wyciągnąłem suszarkę z szafki znajdującej się pod umywalką i podłączając ją do kontaktu zacząłem suszyć mokre włosy.
Kiedy zakończyłem wszystkie niezbędne czynności, skierowałem się do mojej sypialni i otworzyłem szafę chcąc wybrać jakieś ubrania. Postawiłem na czarne dżinsy i szarą bluzę bez kaptura z jakimiś białymi napisami z przodu. W momencie, kiedy zakładałem spodnie, usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, więc wiedziałem, że mój przyjaciel już przyjechał.
- Bieber! Złaź na dół, mam dla Ciebie niezłą niespodziankę! - krzyk Ryana rozniósł się po całym mieszkaniu. W pełni ubrany otworzyłem szeroko drzwi sypialni i skierowałem się w stronę schodów.
- Masz dla mnie jakąś dziwkę? Albo jeszcze lepiej, może dwie? - powiedziałem schodząc na dół. Stając na ostatnim stopniu dosłownie mnie zatkało widząc kto stoi w moim salonie.
- Myślę, że jestem lepsza niż dwie dziwki, prawda? - spojrzałem na uśmiechającą się rudowłosą dziewczynę stojącą na środku pokoju. Za nią stał również uśmiechnięty Ryan oczekując mojej reakcji.
Moje usta powędrowały w górę tworząc ogromny uśmiech a w moich tęczówkach można było zauważyć tańczące iskierki szczęścia.
Podbiegłem do dziewczyny zamykając ją w niedźwiedzim uścisku.
- Jesteś najlepsza Jen! - zaśmiałem się głośno podnosząc dziewczynę i okręcając się z nią wokół własnej osi. W odpowiedzi usłyszałem pisk dochodzący z jej ust.
- Justin puszczaj, bo mnie udusisz! - odezwała się próbując wydostać się z mojego uścisku.
- Matko Jenny, co ty tutaj robisz? Miałaś wrócić dopiero za parę miesięcy - powiedziałem odstawiając ją na podłogę i popatrzyłem w jej oczy. Jen jest moją przyjaciółką praktycznie od zawsze. Poznaliśmy się jako dzieci, ponieważ nasi rodzice zaczęli się przyjaźnić i przedstawili nas sobie. Mówiliśmy sobie o wszystkim, próbowaliśmy być nawet parą ale nie wyszło nam to, więc postanowiliśmy do tego nigdy nie wracać i zachowywać się jakby to nigdy nie miało miejsca. Jako nastolatkowie uciekliśmy z domu i zamieszkaliśmy razem. To długa historia, mieliśmy swój powód ale nie będę o tym mówić. Mieszkaliśmy ze sobą niecały rok ale kiedy oboje staliśmy się pełnoletni Jen wyjechała do Afryki z grupką ludzi z fundacji pomagającej rozwojowi szkolnictwa dla tamtejszych dzieci. Nie zatrzymywałem jej, ponieważ wiedziałem, że to było jej marzenie od zawsze. Po jej wyjeździe wpadłem w nieodpowiednie towarzystwo. Poznałem Ryana i dorobiłem się wszystkiego co teraz mam. Przez te kilka lat nadal utrzymywałem kontakt z Jen, przyjeżdżała co parę miesięcy i rozmawialiśmy przez telefon czy Skypa, nasza przyjaźń nadal trwa i jest lepsza niż kiedykolwiek. Tak na prawdę to tylko Jen i Ryan są moimi prawdziwymi przyjaciółmi i znajdują się w bardzo małym gronie ludzi, których szanuję.
- Tak właściwie to przyjechałam załatwić parę spraw w mieście, które niestety nie mogły na mnie dłużej czekać. Muszę wyjechać jutro rano - odparła dziewczyna ze smutkiem w oczach. Mój entuzjazm nieco się zmniejszył ale i tak bardzo się cieszyłem, że mogłem ją zobaczyć po tak długim czasie.
- No cóż, nadal mamy całą noc na nadrobienie chociaż w małym stopniu tego czasu - powiedziałem pocieszająco ponownie przytulając mocno Jen - Tęskniłem za tobą rudzielcu - szepnąłem do jej ucha.
- Ja za tobą też, nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedziała dziewczyna po chwili wydostając się z uścisku.
- Dobra, koniec tych czułości. Idziemy na miasto! - przerwał nam Ryan podchodząc do Jen i obejmując ją ramieniem.
- O stary, zapomniałem już, że tutaj jesteś - dogryzłem mu wkładając ręce do kieszeni moich spodni.
- Masz problemy z pamięcią? Starość nie radość przyjacielu - odparł chłopak kręcąc głową.
- Hej Jen, czemu najpierw przyszłaś do tego palanta zamiast do mnie? - zapytałem z udawanym oburzeniem.
- Bo nie miałam twojego nowego adresu a skoro chciałam zrobić Ci niespodziankę musiałam najpierw pójść do tego palanta - odpowiedziała dziewczyna.
- Dobrze mała! - pochwaliłem ją i przybiłem z nią piątkę.
- Jesteście beznadziejni, będziecie bawić się dzisiaj sami - powiedział obrażony Ryan idąc do kuchni i nalewając sobie szklankę wody.
- Ale bez Ciebie zabawa staje się chujowa bracie - powiedziałem dziecięcym głosikiem patrząc na chłopaka.
- No dobra, nie będę taki okrutny żeby pozbawiać was zajebistej imprezy w moim towarzystwie - odpowiedział dumny Ryan podchodząc do nas i zarzucając na ręce na barki - Serdecznie zapraszam was do wyjścia - dodał pchając nas w stronę drzwi.
Wyszliśmy z mieszkania a ja zamknąłem je na klucz i wszyscy skierowaliśmy się schodami do wyjścia z budynku. Tak się cieszę, że Jen przyjechała, wiem, że na krótko ale wykorzystamy tę noc najlepiej jak się da. LA, nadchodzimy!

Kayla's POV
I znowu ten cholerny budzik. Jeszcze dwa miesiące i wakacje ale mam go już serdecznie dość. Wstałam leniwie z łóżka i przecierając jeszcze śpiące oczy podeszłam do okna i rozsunęłam rolety morskiego koloru. Musiałam zmrużyć powieki przez ostre światło padające do pokoju. Od razu było widać, że na zewnątrz jest bardzo ciepło. Ruszyłam do łazienki zabierając po drodze strój i zamknęłam za sobą drzwi.
Po wszystkich porannych czynnościach wyszłam z pomieszczenia ubrana w krótką spódniczkę w kwiatki i ciemną, dżinsową koszulę. Włosy miałam spięte w wysokiego koka, aby nie było mi zbyt gorąco. Wyszłam z pokoju zabierając swoją torebkę z wszystkimi potrzebnymi rzeczami i zeszłam po schodach na dół.
Wchodząc do kuchni zauważyłam, że wszyscy wyszli już z domu. Zastałam na stole tylko talerz kanapek i leżącą obok niego karteczkę, na której było napisane, że mama musiała wyjść wcześniej i zabrała Aly od razu do przedszkola. Odkładając karteczkę na stół zabrałam jedną kanapkę do ręki i skierowałam się do wyjścia z kuchni. Nie mam czasu, żeby zjeść wszystko, za późno ustawiłam budzik, a muszę jeszcze podjechać po dziewczyny. Zabrałam kluczyki z komody i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Otworzyłam garaż pilotem i podeszłam do mojego samochodu. Wsiadłam do środka i ustawiając lusterka i inne pierdoły odpaliłam silnik. Dodałam gazu i wyjechałam na prawie pustą ulicę. Nasza dzielnica jest na prawdę spokojna i rzadko kiedy przejeżdżają tędy samochody.
Po paru minutach byłam już na ruchliwszej części kierując się do dzielnicy, w której mieszka Camille. Jechałam powoli nucąc sobie pod nosem piosenkę lecącą w radiu. Włączyłam kierunkowskaz skręcając w prawo i nagle to się stało. Na drogę wybiegła jakaś dziewczyna. Usłyszałam tylko pisk hamujących opon i lekki huk. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co robić. Siedziałam i wpatrywałam się bez ruchu jak dziewczyna wstała z ziemi i popatrzyła się na mnie przestraszonym wzrokiem. Rozejrzała się jeszcze wokół, jakby bała się, że ktoś to widział i zabierając swoją torebkę z ziemi, lekko kuśtykając zaczęła biec wzdłuż chodnika oglądając się jeszcze za siebie. W tym momencie całkiem się otrząsnęłam i w końcu dotarło do mnie co zrobiłam. Szybko wysiadłam z samochodu z zamiarem zatrzymania tej dziewczyny ale była już daleko stąd. Matko, co ja najlepszego zrobiłam? Potrąciłam człowieka. Jak mogłam jej nie zauważyć? Ona powinna jechać do szpitala a nie uciekać. Nawet jej teraz nie znajdę, nie wiem kim ona jest i dokąd pobiegła. Jedyne na co zwróciłam uwagę to burza rudych włosów i nic więcej. Coś z nią było nie tak. Wydawało mi się, że była wystraszona czymś innym niż tym wypadkiem i z bolącą nogą zaczęła uciekać jakby ją ktoś gonił. To było bardzo dziwne.
Sprawdziłam czy nie ma żadnego wgniecenia na przodzie samochodu i z ulgą wróciłam do środka. Tata chyba zamordowałby mnie, gdyby dowiedział się o tym incydencie. Poczekałam jeszcze chwilę biorąc parę głębokich oddechów na uspokojenie i dopiero po minucie odpaliłam silnik i ruszyłam w stronę domu Camille.

Siedziałam na stołówce w przerwie na lunch z moimi przyjaciółmi i grzebałam widelcem w swoim talerzu nie będąc zainteresowana jedzeniem. Wszyscy rozmawiali i śmiali się a ja siedziałam ze spuszczoną głową pogrążona w swoich myślach. Cały czas byłam rozkojarzona przez ten poranny wypadek. On nie był zwyczajny, coś było nie tak z tą dziewczyną. Człowiek potrącony przez samochód nie ucieka z miejsca wypadku będąc w dodatku poturbowany. Widziałam przerażenie w jej oczach kiedy oglądała się za siebie, ona musiała przed kimś uciekać ale przecież nikogo oprócz nas tam nie było. Popieprzona sytuacja. Ostatnio tylko takie mi się przytrafiają.
- Ziemia do Kayli! - usłyszałam krzyk Melody wyrywając się z amoku.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? - zapytałam patrząc na nią i podnosząc kąciki ust do góry udając, że wszystko ze mną w porządku.
- Co się z tobą dzieje? Od rana jesteś jakaś przygnębiona - powiedziała Melody z troską w głosie.
- Nie wyspałam się, to wszystko - skłamałam przyjaciółce prosto w oczy. Nie przyznałam się nikomu do porannego incydentu. Chciałam oszczędzić sobie wszystkich pytań i niepotrzebnej histerii dziewczyn, nie mam na to najmniejszej ochoty.
- No dobra, jak chcesz - odparła Mel porzucając temat. Odetchnęłam z ulgą widząc, że dziewczyna zajęła się rozmową z Christianem.
Pod koniec dnia w szkole mój humor trochę się poprawił. Postanowiłam sobie, że postaram się nie myśleć o wypadku i o dziwo całkiem nieźle mi to wychodziło.
- Przeczytałaś już 'Romea i Julię'? - zapytał mnie Logan, gdy wychodziliśmy przez główne drzwi szkoły.
- Tak, skończyłam w zeszłym tygodniu. A ty? Jesteś przygotowany do jutrzejszego testu? - zapytałam chłopaka patrząc na niego.
- Właściwie to tak, chociaż jeszcze dzisiaj usiądę przy książkach - odpowiedział gdy stanęliśmy przed szkołą.
- W takim razie powodzenia. Muszę lecieć, do jutra! - powiedziałam całując chłopaka w policzek na pożegnanie.
- Narazie! - usłyszałam i na odchodne pomachałam jeszcze Loganowi. Ruszyłam w stronę parkingu, na którym zaparkowałam swój samochód chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu.

Justin's POV
Stałem oparty o swój samochód paląc papierosa. Byłem pod jakąś szkołą, której nazwy nawet nie pamiętam i czekałem na laskę, którą poznałem wczoraj w klubie. Pieprzyliśmy się i umówiłem się z nią na dzisiaj. Chciała, żebym odebrał ją ze szkoły, więc przyjechałem i zabiorę ją do siebie.
Moje myśli jednak były skierowane w inną stronę. Jen nie bawiła się zbyt dobrze na wczorajszej imprezie. W dodatku wyjechała zanim wstaliśmy z Ryanem bez pożegnania. Zostawiła tylko kartkę, że przesunęli jej lot i nie chciała nas budzić. Wczoraj bardzo dziwnie się zachowywała, ciągle się rozglądała i non stop chodziła do toalety. Nie chciałem w to wnikać, bo chciałem się z nią jak najdłużej bawić i nie psuć jej jeszcze bardziej wieczoru. Martwię się o nią, na prawdę. Nie odezwała się do nas od wyjazdu. Czuję, że coś niedobrego się z nią dzieje. Muszę z nią koniecznie porozmawiać.
Patrzyłem przez okulary przeciw słoneczne na dziewczyny, które się tutaj kręciły. Niektóre były nawet niezłe. Jeżdżąc wzrokiem między uczniami, natrafiłem na dziewczynę, która całowała jakiegoś chłopaka w policzek. Od razu poznałem co to za osoba.
Widząc Kaylę, obściskującą się z jakimś kolesiem poczułem zdenerwowanie, nie mam pojęcia czemu. Wyrzuciłem peta na ziemię i przydeptałem go butem.
Spojrzałem ponownie w tamto miejsce i ku mojemu zadowoleniu, Kayla szła właśnie w moją stronę, jednak jeszcze mnie nie zauważając.
Włożyłem ręce do kieszeni moich dżinsów i spokojnie patrzyłem jak dziewczyna znajduje się coraz bliżej mnie. Zsunąłem okulary z nosa i właśnie wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Kayla stanęła jak wryta. Zaśmiałem się pod nosem, bo jej mina była przekomiczna. W jednym momencie jakby się ogarnęła i ruszyła żwawym krokiem w moją stronę z zaciętym wyrazem twarzy. Kiedy już do mnie docierała, widziałem jak emanował od niej gniew.
- Po co tu przyjechałeś?! Czego ty ode mnie jeszcze chcesz, co ?! Kazałeś nie wchodzić sobie w drogę a to już drugi raz kiedy mnie nachodzisz. Ty jesteś jakiś psychiczny człowieku! - jej mina była taka wkurwiona, że nie mogłem powstrzymać się od śmiechu - I co Cię tak bawi? Ciebie powinni zamknąć w jakimś dobrym psychiatryku - dodała widząc moje zachowanie. Ta dziewczyna potrafi mnie rozbawić.
- Kochanie, spokojnie. Nie masz się czym tak denerwować - odparłem podchodząc do niej trochę bliżej.
- Ani kroku dalej! - powiedziała powstrzymując mnie swoją dłonią - Posłuchaj. Jeśli jeszcze raz się do mnie zbliżysz, to będę zmuszona zadzwonić na policję - dodała stanowczo patrząc na mnie wzrokiem zabójcy.
- Chciałbym zaznaczyć, że to ty teraz do mnie pierwsza podeszłaś - zauważyłem sprytnie, a jej mina w tym momencie trochę zrzędła ale próbowała po sobie tego nie pokazywać - No i przepraszam Cię bardzo ale nie przyjechałem tutaj z twojego powodu, jednak nie ukrywam, że twój widok mnie bardzo ucieszył - powiedziałem posyłając do niej mój słynny uśmiech. 
- Ach tak? W takim razie co tutaj robisz? - zapytała krzyżując ręce na piersiach i podnosząc jedną brew do góry. W tym momencie zauważyłem blondynkę idącą w naszą stronę.
- Justin! Cieszę się, że przyjechałeś - dziewczyna rzuciła mi się na szyję. Spojrzałem kątem oka na Kaylę, która stała przed nami jak wryta. Była całkiem zdezorientowana tą sytuacją.
- Ta, ja też - odpowiedziałem z udawaną radością i wpiłem się w jej usta. Złapałem blondynkę za pośladki i ponownie spojrzałem na Kaylę, która patrzyła na nas obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie, Kayla odezwała się.
- Na prawdę? Ze wszystkich suk na świecie, wybrałeś właśnie Taylor? - zapytała nie dowierzając. To one się znają? Już miałem otwierać usta i coś powiedzieć, ale Taylor mnie wyprzedziła.
- Co? Zazdrosna? - zapytała z wyższością - Chyba nie myślisz, że ktoś taki jak Justin mógłby spojrzeć na takiego kaszalota jak ty - dodała opierając się o moje ramię. Prychnąłem w myślach. Kayla jest sto razy seksowniejsza niż Taylor ale nie odezwałem się słowem, gdyż chciałem trochę dopiec dziewczynie, więc tylko lekko się uśmiechnąłem.
- Ja zazdrosna? Proszę Cię. Nie dotknęłabym go nawet patykiem - powiedziała Kayla, chyba wróciła jej pewność siebie - Właściwie to oboje jesteście siebie warci. Nie mam zamiaru tracić na was więcej swojego czasu - skończyła wbijając w Taylor ostre sztylety wzrokiem.
- Już idziesz? Jaka szkoda - powiedziałem z udawanym smutkiem patrząc na dziewczynę. Taylor pomachała jej jeszcze i bez słowa pożegnania Kayla odeszła w swoją stronę. Od razu odsunąłem się od Taylor i obszedłem samochód, aby wejść do środka.
- Dlaczego rozmawiałeś z tą idiotką zanim przyszłam? - usłyszałem, zanim jeszcze otworzyłem drzwi pojazdu. Taylor patrzyła na mnie wkurzona z rękoma na biodrach.
- Podeszła do mnie, kiedy na Ciebie czekałem. Nawet jej nie znam - wymyśliłem szybko jakieś kłamstwo. Na pierwszy rzut oka widać, że obie się nienawidzą, więc gdybym powiedział Taylor prawdę pewnie byłyby nici z pieprzenia. Plusem jest jeszcze to, że mogę delikatnie podpytać ją na temat Kayli.
- No dobra, wierzę Ci - uśmiechnęła się blondynka i wsiadła na miejsce pasażera. Uśmiechnąłem się zwycięsko, każda laska wierzy mi we wszystko. Taylor już mi je z ręki, a Kayla to tylko kwestia czasu. Usiadłem na swoim miejscu i odpaliłem silnik samochodu.
- A tak w ogóle, to jak ta laska się nazywa? - zapytałem Taylor wyjeżdżając ze szkolnego parkingu.
- Kayla Jones - odpowiedziała malując przy lusterku swoje usta czerwoną szminką - A dlaczego pytasz? - odwróciła się patrząc na mnie.
- A tak, z ciekawości - odparłem dodając gazu. Teraz, gdy już mam jej nazwisko i wiem gdzie chodzi do szkoły zdobycie jej adresu to będzie pestka. Dobrze, że trafiłem wczoraj na Taylor, przynajmniej przydała się do czegoś więcej niż tylko do pieprzenia.