Kayla's POV
Co za bezczelny gnojek! Zrobił ze mnie idiotkę i to w dodatku na oczach tej suki Taylor. On jest jakiś nienormalny. Najpierw mi grozi i każe nie wchodzić sobie w drogę, potem chce mnie lepiej poznać i udaje milutkiego, a na końcu jest bezczelny i arogancki. On chyba na prawdę ma coś z głową, nie ma innej opcji. Przez niego Taylor nie da mi teraz żyć, będzie jeszcze większą suką niż zawsze. Ten kretyn przynosi mi same kłopoty. Nie wiem jak ja to zniosę.
Wjechałam samochodem do dużego garażu znajdującego się obok mojego domu i zgasiłam silnik. Otworzyłam drzwi i sięgając po moją torebkę leżącą na miejscu pasażera, opuściłam pojazd trzaskając drzwiami. Weszłam przez frontowe drzwi do domu i ściągnęłam swoje białe trampki ze stóp.
- Wróciłam! - krzyknęłam przechodząc przez przedpokój. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Zaraz podam Ci obiad skarbie - powiedziała posyłając mi sztuczny uśmiech.
- Coś się stało mamo? - zapytałam wyraźnie przejęta jej stanem.
- Nie córeczko. Siadaj do stołu, dzisiaj spaghetti - odparła unikając mojego wzroku. Spoglądając na nią ostatni raz usiadłam na krześle czekając na posiłek.
Po minucie kobieta podeszła do mnie z talerzem pełnym jedzenia. Widziałam jak jej ręce trzęsły się, kiedy kładła posiłek przede mną.
- Mamo jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytałam ponownie ze zmartwieniem.
- Zajmij się jedzeniem Kayla, nic mi nie jest - odpowiedziała nieco chłodniej i wyszła z kuchni.
Co jej się stało? Nigdy się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Może jakieś problemy w pracy? Jeśli tak, to na pewno jej przejdzie, ale co jeśli to nie o to chodzi? Oby to była jakaś jednorazowa sytuacja, w innym wypadku będę musiała porozmawiać z tatą, bo mama na pewno nic mi nie powie. Zazwyczaj nie zwalała na mnie swoich problemów i nie lubiła się nimi dzielić, więc nigdy nie potrafiłam jej pomóc. Martwię się o nią.
Po wzięciu paru kęsów, odłożyłam widelec, wstałam od stołu i włożyłam talerz do zmywarki. Nie miałam specjalnej ochoty jeść czegokolwiek po dzisiejszym dniu. Ruszyłam schodami na piętro kierując się do pokoju mojej siostry. Zapukałam cicho i uchyliłam lekko drzwi sprawdzając co robi mała. Widząc, że Aly bawi się lalkami na swoim łóżku, otworzyłam szerzej drzwi i weszłam do środka.
- Co słychać mój malutki robaczku? - zapytałam uśmiechając się i siadając obok dziewczynki. Pogłaskałam ją po jej blond włoskach.
- Mamusia jest na mnie bardzo zła - powiedziała Aly ze smutną miną.
- Jak to? Dlaczego? - zapytałam zdezorientowana. Mama nigdy się na nią nie złościła, ona była jej oczkiem w głowie.
- Słyszałam jak kłóci się z tatusiem, a kiedy mnie zobaczyła, nakrzyczała na mnie, że nie wolno podsłuchiwać i kazała iść do pokoju - wyżaliła się i usiadła na moich kolanach przytulając się do mnie.
- Kłóciła się z tatą? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc to co mówi do mnie siostra.
- Czekał na mnie aż przyjdę z przedszkola a mamusia zaczęła na niego krzyczeć - odparła.
- A pamiętasz może co mówiła dokładnie? - zapytałam chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nie, a tatuś znowu pojechał gdzieś z dużą torebką - powiedziała wieszając mi się na szyi.
- Z walizką, tak? - chciałam się upewnić, czy o to jej dokładnie chodziło.
- Tak - pokiwała główką.
- Nie smuć się malutka. Czasem tak jest, że rodzice krzyczą na siebie ale tak na prawdę się kochają i jak tata przyjedzie to znowu będzie wszystko dobrze - próbowałam pocieszyć siostrę, na prawdę się tym przejęła - A teraz robaczku, pobaw się jeszcze przez chwilę sama, a ja zaraz do Ciebie wrócę - powiedziałam całując dziewczynkę w czoło i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę w korytarzu i rozmasowałam skronie analizując słowa mojej siostry. Rodzice pokłócili się i to dosyć poważnie skoro tata od razu wyjechał nie wiadomo gdzie. Jakby tego było mało, wszystko działo się na oczach Aly, a mama nawet nie spróbowała jej tego wyjaśnić. Małe dzieci odczuwają takie rzeczy najbardziej mimo, że jeszcze nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Rodzice nigdy nie kłócili się tak poważnie jak na to wygląda. Można było powiedzieć, że byli wręcz idealnym małżeństwem. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą.
Ruszyłam wzdłuż korytarza, kierując się w stronę sypialni rodziców. Zapukałam stanowczo ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc postanowiłam wejść do pokoju. Pierwsze co zauważyłam, to znajdujące się na łóżku skulone ciało mojej mamy. Mogłam też usłyszeć ciche pociąganie nosem. Widząc zaistniałą sytuację, od razu podeszłam do łóżka i usiadłam obok rodzicielki.
- Mamo przestań, proszę - powiedziałam błagalnym tonem kładąc dłoń na jej ramieniu. To było dla mnie straszne widzieć wiecznie uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną kobietę w takim stanie.
- Nie przejmuj się mną skarbie, nic strasznego się nie dzieje - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej i wycierając dłońmi łzy z policzek.
- Aly powiedziała, że pokłóciłaś się z tatą - powiedziałam cicho, spoglądając na nią.
- Kayla, nie wtrącaj się w nasze sprawy. Każde małżeństwo czasem się kłóci, nie ma w tym nic dziwnego - odparła wstając z łóżka - Kiedy tata wróci do domu, wszystko będzie normalnie, a teraz idź do swojego pokoju - dodała i weszła do łazienki zamykając drzwi na klucz.
Westchnęłam głośno wstając z łóżka i bez słowa wyszłam z pokoju. Byłam wkurzona. Mama jak zwykle nic nie powiedziała, więc byłam bezradna w tej sprawie, a ja na prawdę chcę im pomóc. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż tata wróci do domu, a nawet nie wiem kiedy to się stanie. Będzie mnie chyba zżerać od środka do tego czasu.
Co za bezczelny gnojek! Zrobił ze mnie idiotkę i to w dodatku na oczach tej suki Taylor. On jest jakiś nienormalny. Najpierw mi grozi i każe nie wchodzić sobie w drogę, potem chce mnie lepiej poznać i udaje milutkiego, a na końcu jest bezczelny i arogancki. On chyba na prawdę ma coś z głową, nie ma innej opcji. Przez niego Taylor nie da mi teraz żyć, będzie jeszcze większą suką niż zawsze. Ten kretyn przynosi mi same kłopoty. Nie wiem jak ja to zniosę.
Wjechałam samochodem do dużego garażu znajdującego się obok mojego domu i zgasiłam silnik. Otworzyłam drzwi i sięgając po moją torebkę leżącą na miejscu pasażera, opuściłam pojazd trzaskając drzwiami. Weszłam przez frontowe drzwi do domu i ściągnęłam swoje białe trampki ze stóp.
- Wróciłam! - krzyknęłam przechodząc przez przedpokój. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Zaraz podam Ci obiad skarbie - powiedziała posyłając mi sztuczny uśmiech.
- Coś się stało mamo? - zapytałam wyraźnie przejęta jej stanem.
- Nie córeczko. Siadaj do stołu, dzisiaj spaghetti - odparła unikając mojego wzroku. Spoglądając na nią ostatni raz usiadłam na krześle czekając na posiłek.
Po minucie kobieta podeszła do mnie z talerzem pełnym jedzenia. Widziałam jak jej ręce trzęsły się, kiedy kładła posiłek przede mną.
- Mamo jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytałam ponownie ze zmartwieniem.
- Zajmij się jedzeniem Kayla, nic mi nie jest - odpowiedziała nieco chłodniej i wyszła z kuchni.
Co jej się stało? Nigdy się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Może jakieś problemy w pracy? Jeśli tak, to na pewno jej przejdzie, ale co jeśli to nie o to chodzi? Oby to była jakaś jednorazowa sytuacja, w innym wypadku będę musiała porozmawiać z tatą, bo mama na pewno nic mi nie powie. Zazwyczaj nie zwalała na mnie swoich problemów i nie lubiła się nimi dzielić, więc nigdy nie potrafiłam jej pomóc. Martwię się o nią.
Po wzięciu paru kęsów, odłożyłam widelec, wstałam od stołu i włożyłam talerz do zmywarki. Nie miałam specjalnej ochoty jeść czegokolwiek po dzisiejszym dniu. Ruszyłam schodami na piętro kierując się do pokoju mojej siostry. Zapukałam cicho i uchyliłam lekko drzwi sprawdzając co robi mała. Widząc, że Aly bawi się lalkami na swoim łóżku, otworzyłam szerzej drzwi i weszłam do środka.
- Co słychać mój malutki robaczku? - zapytałam uśmiechając się i siadając obok dziewczynki. Pogłaskałam ją po jej blond włoskach.
- Mamusia jest na mnie bardzo zła - powiedziała Aly ze smutną miną.
- Jak to? Dlaczego? - zapytałam zdezorientowana. Mama nigdy się na nią nie złościła, ona była jej oczkiem w głowie.
- Słyszałam jak kłóci się z tatusiem, a kiedy mnie zobaczyła, nakrzyczała na mnie, że nie wolno podsłuchiwać i kazała iść do pokoju - wyżaliła się i usiadła na moich kolanach przytulając się do mnie.
- Kłóciła się z tatą? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc to co mówi do mnie siostra.
- Czekał na mnie aż przyjdę z przedszkola a mamusia zaczęła na niego krzyczeć - odparła.
- A pamiętasz może co mówiła dokładnie? - zapytałam chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nie, a tatuś znowu pojechał gdzieś z dużą torebką - powiedziała wieszając mi się na szyi.
- Z walizką, tak? - chciałam się upewnić, czy o to jej dokładnie chodziło.
- Tak - pokiwała główką.
- Nie smuć się malutka. Czasem tak jest, że rodzice krzyczą na siebie ale tak na prawdę się kochają i jak tata przyjedzie to znowu będzie wszystko dobrze - próbowałam pocieszyć siostrę, na prawdę się tym przejęła - A teraz robaczku, pobaw się jeszcze przez chwilę sama, a ja zaraz do Ciebie wrócę - powiedziałam całując dziewczynkę w czoło i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Oparłam się o ścianę w korytarzu i rozmasowałam skronie analizując słowa mojej siostry. Rodzice pokłócili się i to dosyć poważnie skoro tata od razu wyjechał nie wiadomo gdzie. Jakby tego było mało, wszystko działo się na oczach Aly, a mama nawet nie spróbowała jej tego wyjaśnić. Małe dzieci odczuwają takie rzeczy najbardziej mimo, że jeszcze nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Rodzice nigdy nie kłócili się tak poważnie jak na to wygląda. Można było powiedzieć, że byli wręcz idealnym małżeństwem. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą.
Ruszyłam wzdłuż korytarza, kierując się w stronę sypialni rodziców. Zapukałam stanowczo ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc postanowiłam wejść do pokoju. Pierwsze co zauważyłam, to znajdujące się na łóżku skulone ciało mojej mamy. Mogłam też usłyszeć ciche pociąganie nosem. Widząc zaistniałą sytuację, od razu podeszłam do łóżka i usiadłam obok rodzicielki.
- Mamo przestań, proszę - powiedziałam błagalnym tonem kładąc dłoń na jej ramieniu. To było dla mnie straszne widzieć wiecznie uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną kobietę w takim stanie.
- Nie przejmuj się mną skarbie, nic strasznego się nie dzieje - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej i wycierając dłońmi łzy z policzek.
- Aly powiedziała, że pokłóciłaś się z tatą - powiedziałam cicho, spoglądając na nią.
- Kayla, nie wtrącaj się w nasze sprawy. Każde małżeństwo czasem się kłóci, nie ma w tym nic dziwnego - odparła wstając z łóżka - Kiedy tata wróci do domu, wszystko będzie normalnie, a teraz idź do swojego pokoju - dodała i weszła do łazienki zamykając drzwi na klucz.
Westchnęłam głośno wstając z łóżka i bez słowa wyszłam z pokoju. Byłam wkurzona. Mama jak zwykle nic nie powiedziała, więc byłam bezradna w tej sprawie, a ja na prawdę chcę im pomóc. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż tata wróci do domu, a nawet nie wiem kiedy to się stanie. Będzie mnie chyba zżerać od środka do tego czasu.
Przez resztę tygodnia miałam strasznie zły humor. Nie była to wina rodziców. Tata wrócił w piątek i razem z mamą pogodzili się, chociaż widzę, że nie zachowują się jak wcześniej. Nie chcę zaczynać od nowa tego tematu, żeby przypadkiem nie wszczynać od nowa kłótni, ale będę im się uważniej przyglądać. Muszę się dowiedzieć co się między nimi dzieje, nie pozwolę, aby nasza rodzina się rozpadła lub ucierpiała na tym.
Mój zepsuty humor był spowodowany Taylor i Justinem. Przyjeżdżał po nią codziennie do szkoły i nie mógł się obejść bez głupich komentarzy skierowanych w moją stronę. Próbowałam go unikać, ale jak na złość parkował zaraz obok mojego samochodu, więc chcąc czy nie, musiałam obok niego przechodzić.
Taylor nie była lepsza. Za każdym razem, kiedy mnie widziała zaczynała temat Justina. Po co ona w ogóle to robiła? Ten palant jest ostatnią osobą na świecie, o którą mogłabym być zazdrosna, ale widocznie ona nie potrafiła tego zrozumieć. Dobra, koniec tematu tej dwójki.
Zaraz przyjadą po mnie Melody i Camille. Namówiłam je na imprezę. Muszę przestać myśleć o tym wszystkim, bo inaczej się wykończę. Jedziemy do klubu The Lion, ale tym razem nie piję. Nie mogę dopuścić, aby jakakolwiek sytuacja typu tej, która miała miejsce na mojej imprezie urodzinowej, wydarzyła się kolejny raz. Co to, to nie.
Opuściłam swój pokój i powoli zeszłam po schodach uważając, żeby nie wyłożyć się na moich szpilkach. Wchodząc do salonu minęłam się w drzwiach z mamą.
- Ślicznie wyglądasz słonko - powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Miałam na sobie jasną, obcisłą i błyszczącą sukienkę z długimi rękawami i białe jak śnieg szpilki. Moje włosy były wyprostowane i dzięki temu sięgały mi aż po pas, a na twarzy miałam makijaż mocno podkreślający moje błękitne oczy.
- Dzięki mamuś - odwzajemniłam uśmiech i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk trąbiącego samochodu - Muszę już lecieć, nie wrócę późno - powiedziałam pośpiesznie kierując się w stronę wyjścia.
- Baw się dobrze - dobiegł do mnie głos mamy gdy otwierałam drzwi. Pomachałam jej jeszcze na pożegnanie i wyszłam na dwór.
Idąc w stronę samochodu uderzył we mnie przyjemny, chłodny wiaterek. Księżyc oświetlał całą okolicę, a na niebie można było zobaczyć pełno gwiazd. Dzisiaj muszę się zabawić i zapomnieć o całym stresie, którego doznałam w tym tygodniu. Ta noc zapowiada się bosko.
Mój zepsuty humor był spowodowany Taylor i Justinem. Przyjeżdżał po nią codziennie do szkoły i nie mógł się obejść bez głupich komentarzy skierowanych w moją stronę. Próbowałam go unikać, ale jak na złość parkował zaraz obok mojego samochodu, więc chcąc czy nie, musiałam obok niego przechodzić.
Taylor nie była lepsza. Za każdym razem, kiedy mnie widziała zaczynała temat Justina. Po co ona w ogóle to robiła? Ten palant jest ostatnią osobą na świecie, o którą mogłabym być zazdrosna, ale widocznie ona nie potrafiła tego zrozumieć. Dobra, koniec tematu tej dwójki.
Zaraz przyjadą po mnie Melody i Camille. Namówiłam je na imprezę. Muszę przestać myśleć o tym wszystkim, bo inaczej się wykończę. Jedziemy do klubu The Lion, ale tym razem nie piję. Nie mogę dopuścić, aby jakakolwiek sytuacja typu tej, która miała miejsce na mojej imprezie urodzinowej, wydarzyła się kolejny raz. Co to, to nie.
Opuściłam swój pokój i powoli zeszłam po schodach uważając, żeby nie wyłożyć się na moich szpilkach. Wchodząc do salonu minęłam się w drzwiach z mamą.
- Ślicznie wyglądasz słonko - powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Miałam na sobie jasną, obcisłą i błyszczącą sukienkę z długimi rękawami i białe jak śnieg szpilki. Moje włosy były wyprostowane i dzięki temu sięgały mi aż po pas, a na twarzy miałam makijaż mocno podkreślający moje błękitne oczy.
- Dzięki mamuś - odwzajemniłam uśmiech i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk trąbiącego samochodu - Muszę już lecieć, nie wrócę późno - powiedziałam pośpiesznie kierując się w stronę wyjścia.
- Baw się dobrze - dobiegł do mnie głos mamy gdy otwierałam drzwi. Pomachałam jej jeszcze na pożegnanie i wyszłam na dwór.
Idąc w stronę samochodu uderzył we mnie przyjemny, chłodny wiaterek. Księżyc oświetlał całą okolicę, a na niebie można było zobaczyć pełno gwiazd. Dzisiaj muszę się zabawić i zapomnieć o całym stresie, którego doznałam w tym tygodniu. Ta noc zapowiada się bosko.
No, więc moja dobra zabawa zakończyła się w momencie, kiedy zaraz po wejściu do klubu skierowałyśmy się do baru. A wiecie dlaczego? Na wysokim krzesełku, opierając się o blat, siedział sobie nie kto inny jak Justin pieprzony Bieber. Był tam z jakimś kolesiem, którego nie znałam i sączył jakiegoś kolorowego drinka przez słomkę. Już nawet nie chciało mi się denerwować. Postanowiłam, że będę udawać, że go nie znam i wtedy do mnie nie podejdzie, przynajmniej miałam taką wielką nadzieję.
Skierowałyśmy się w najodleglejszą część baru, aby chłopak nas nie zauważył i razem z Melody zamówiłyśmy sobie po jednym drinku. Camille nie piła, bo ktoś musiał nas potem przetransportować do domu. Mówiłam, że ja również powstrzymam się od alkoholu, ale w końcu jeden mały drink nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Udałyśmy się do jednej z wolnych loż na balkonie i wygodnie rozsiadłyśmy się na swoich miejscach.
- Jak to możliwe, że wszędzie, gdzie pójdziemy właśnie Justin też tam jest? - zapytała oburzona Camille.
- Może on nas śledzi? Albo założył nam podsłuch? - powiedziała spanikowana Mel.
- Chyba naoglądałaś się za dużo filmów - zaśmiałam się z głupoty przyjaciółki.
- Przecież to całkiem możliwe - oburzyła się Melody.
- Dobra! Koniec tego tematu. Przyjechałyśmy się tu zabawić, więc będziemy udawać, że jego tu nie ma - powiedziałam zirytowana patrząc na dziewczyny - A teraz idziemy na parkiet! - dodałam i złapałam przyjaciółki za nadgarstki ciągnąc je w stronę tańczących ludzi.
Skierowałyśmy się w najodleglejszą część baru, aby chłopak nas nie zauważył i razem z Melody zamówiłyśmy sobie po jednym drinku. Camille nie piła, bo ktoś musiał nas potem przetransportować do domu. Mówiłam, że ja również powstrzymam się od alkoholu, ale w końcu jeden mały drink nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Udałyśmy się do jednej z wolnych loż na balkonie i wygodnie rozsiadłyśmy się na swoich miejscach.
- Jak to możliwe, że wszędzie, gdzie pójdziemy właśnie Justin też tam jest? - zapytała oburzona Camille.
- Może on nas śledzi? Albo założył nam podsłuch? - powiedziała spanikowana Mel.
- Chyba naoglądałaś się za dużo filmów - zaśmiałam się z głupoty przyjaciółki.
- Przecież to całkiem możliwe - oburzyła się Melody.
- Dobra! Koniec tego tematu. Przyjechałyśmy się tu zabawić, więc będziemy udawać, że jego tu nie ma - powiedziałam zirytowana patrząc na dziewczyny - A teraz idziemy na parkiet! - dodałam i złapałam przyjaciółki za nadgarstki ciągnąc je w stronę tańczących ludzi.
Justin's POV
- Nie ma mowy, nie zgadzam się na takie warunki - powiedziałem stanowczo do siedzącego na przeciwko mnie Scotta.
- Nie wkurwiaj mnie Bieber. Musicie przywieść mi ten towar do magazynu - odparł zdenerwowany mężczyzna.
- Dostaję dodatkową kasę i będziesz miał wszystko na miejscu. Moi ludzie nie będą ryzykować za darmo - powiedziałem próbując zachować spokój.
Rozmawiałem właśnie z szefem The Black - Scottem. Chciał od nas kupić dość sporo towaru i to mi bardzo pasowało, ale żądał też przetransportowania tego do jego magazynów, które znajdują się po drugiej stronie miasta. Nie chciałem się zgadzać bez wcześniejszej dopłaty, gdyż przewóz tego całego towaru sprowadza na mnie większe ryzyko, ale on również nie zgadza się na jakiekolwiek podniesienie stawki. Niestety Scott będzie miał spory problem, bo ja na pewno nie ustąpię. Nie ma mowy.
- Słuchaj Bieber, albo zgadzasz się na to, co Ci grzecznie proponuję albo będę zmuszony zakończyć naszą współpracę, a to nie będzie dobre dla twoich interesów - zagroził mi Scott.
- Nie, to ty mnie posłuchaj - powiedziałem już wkurwiony - Obaj wiemy, że zerwanie tej umowy zaszkodzi tylko tobie. Nie myśl sobie, że Cię nie sprawdziłem - zaśmiałem się patrząc w jego oczy, mina kolesia diametralnie się zmieniła - Tylko ja mogę sprzedać Ci te prochy po takiej cenie, a jeśli ich nie dostaniesz, twoi najlepsi kupcy odejdą, bo nie stać Cię na robienie interesów z kimś innym. No, a niestety długi rosną - oparłem się na kanapie patrząc na niego z cwaną miną - Mam w dupie to, czy odejdziesz. Mogę sprzedać ten towar po wyższej cenie, więc ciesz się, że Ci ustąpiłem i nie gwiazdorz. Podpisujesz umowę albo stąd wypierdalaj - dodałem z obojętną miną.
- Jeszcze mnie popamiętasz - Scott popatrzył na mnie wzrokiem zabójcy i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia, kierując się do głównej sali klubu.
Co za pojeb. Zmniejszam mu stawkę, a temu idiocie dalej nie pasuje. Kim ja kurwa jestem, żeby mu dowozić towar na magazyny? Ostatni raz załatwiam interesy z takimi chujami. Bądź tu spokojny z takimi ludźmi.
- Idziemy Ryan, muszę się czegoś napić - powiedziałem wstając ze swojego miejsca.
- Ja tak samo, myślałem, że wybuchnę śmiechem jak usłyszałem warunki Scotta - odparł mój przyjaciel, otwierając drzwi od sekcji VIP.
- Daj spokój, szkoda gadać - dodałem, gdy schodziliśmy po schodach, chcąc dostać się do baru.
Klub był dzisiaj pełny, szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. Miałbym przynajmniej jakąś pewną dziwkę. Mogłem też wziąć ze sobą Taylor, ale ta suka zaczęła mnie niesamowicie wkurwiać. Ona myślała, że jesteśmy razem, a ja się w takie coś nie bawię, więc musiałem ją jak najszybciej spławić.
Usiedliśmy z Ryanem na wysokich krzesełkach stojących przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku dla siebie.
- I jak toczą się sprawy z tą całą Kaylą? - zapytał Ryan biorąc pierwszego łyka napoju.
- Jak na razie stoją w miejscu. Cały tydzień spotykałem się z Taylor, ale już z nią kończę, więc zaczynam się brać za Kaylę - odpowiedziałem obojętnie rozglądając się za jakąś fajną laską.
- Spójrz, o wilku mowa - powiedział Ryan wskazując palcem w jakieś miejsce, znajdujące się za moimi plecami. Odwróciłem głowę i zobaczyłem trzy znajome postacie po drugiej stronie baru. Dziewczyny zamówiły dwa drinki i skierowały się na balkon, gdzie znajdowały się wolne loże. Kayla wyglądała kurewsko gorąco.
- Moja misja zacznie się chyba wcześniej niż myślałem - powiedziałem z cwanym uśmieszkiem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Znasz te laski, które z nią przyszły? - zapytał mnie przyjaciel siedzący obok.
- Tak, jej przyjaciółki. Melody to ta blondynka, a ta druga to Camille - odpowiedziałem i wziąłem łyka mojego drinka.
- Blondyna jest zajebista - Ryan nadal patrzył w stronę dziewczyn.
- No jest, ale Kayli nie dorasta do pięt - zaśmiałem się do chłopaka.
Co za zbieg okoliczności. To był jednak dobry pomysł, żeby przyjść dzisiaj do tego klubu. Mój plan może rozpocząć się już dzisiaj.
- Nie ma mowy, nie zgadzam się na takie warunki - powiedziałem stanowczo do siedzącego na przeciwko mnie Scotta.
- Nie wkurwiaj mnie Bieber. Musicie przywieść mi ten towar do magazynu - odparł zdenerwowany mężczyzna.
- Dostaję dodatkową kasę i będziesz miał wszystko na miejscu. Moi ludzie nie będą ryzykować za darmo - powiedziałem próbując zachować spokój.
Rozmawiałem właśnie z szefem The Black - Scottem. Chciał od nas kupić dość sporo towaru i to mi bardzo pasowało, ale żądał też przetransportowania tego do jego magazynów, które znajdują się po drugiej stronie miasta. Nie chciałem się zgadzać bez wcześniejszej dopłaty, gdyż przewóz tego całego towaru sprowadza na mnie większe ryzyko, ale on również nie zgadza się na jakiekolwiek podniesienie stawki. Niestety Scott będzie miał spory problem, bo ja na pewno nie ustąpię. Nie ma mowy.
- Słuchaj Bieber, albo zgadzasz się na to, co Ci grzecznie proponuję albo będę zmuszony zakończyć naszą współpracę, a to nie będzie dobre dla twoich interesów - zagroził mi Scott.
- Nie, to ty mnie posłuchaj - powiedziałem już wkurwiony - Obaj wiemy, że zerwanie tej umowy zaszkodzi tylko tobie. Nie myśl sobie, że Cię nie sprawdziłem - zaśmiałem się patrząc w jego oczy, mina kolesia diametralnie się zmieniła - Tylko ja mogę sprzedać Ci te prochy po takiej cenie, a jeśli ich nie dostaniesz, twoi najlepsi kupcy odejdą, bo nie stać Cię na robienie interesów z kimś innym. No, a niestety długi rosną - oparłem się na kanapie patrząc na niego z cwaną miną - Mam w dupie to, czy odejdziesz. Mogę sprzedać ten towar po wyższej cenie, więc ciesz się, że Ci ustąpiłem i nie gwiazdorz. Podpisujesz umowę albo stąd wypierdalaj - dodałem z obojętną miną.
- Jeszcze mnie popamiętasz - Scott popatrzył na mnie wzrokiem zabójcy i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia, kierując się do głównej sali klubu.
Co za pojeb. Zmniejszam mu stawkę, a temu idiocie dalej nie pasuje. Kim ja kurwa jestem, żeby mu dowozić towar na magazyny? Ostatni raz załatwiam interesy z takimi chujami. Bądź tu spokojny z takimi ludźmi.
- Idziemy Ryan, muszę się czegoś napić - powiedziałem wstając ze swojego miejsca.
- Ja tak samo, myślałem, że wybuchnę śmiechem jak usłyszałem warunki Scotta - odparł mój przyjaciel, otwierając drzwi od sekcji VIP.
- Daj spokój, szkoda gadać - dodałem, gdy schodziliśmy po schodach, chcąc dostać się do baru.
Klub był dzisiaj pełny, szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. Miałbym przynajmniej jakąś pewną dziwkę. Mogłem też wziąć ze sobą Taylor, ale ta suka zaczęła mnie niesamowicie wkurwiać. Ona myślała, że jesteśmy razem, a ja się w takie coś nie bawię, więc musiałem ją jak najszybciej spławić.
Usiedliśmy z Ryanem na wysokich krzesełkach stojących przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku dla siebie.
- I jak toczą się sprawy z tą całą Kaylą? - zapytał Ryan biorąc pierwszego łyka napoju.
- Jak na razie stoją w miejscu. Cały tydzień spotykałem się z Taylor, ale już z nią kończę, więc zaczynam się brać za Kaylę - odpowiedziałem obojętnie rozglądając się za jakąś fajną laską.
- Spójrz, o wilku mowa - powiedział Ryan wskazując palcem w jakieś miejsce, znajdujące się za moimi plecami. Odwróciłem głowę i zobaczyłem trzy znajome postacie po drugiej stronie baru. Dziewczyny zamówiły dwa drinki i skierowały się na balkon, gdzie znajdowały się wolne loże. Kayla wyglądała kurewsko gorąco.
- Moja misja zacznie się chyba wcześniej niż myślałem - powiedziałem z cwanym uśmieszkiem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Znasz te laski, które z nią przyszły? - zapytał mnie przyjaciel siedzący obok.
- Tak, jej przyjaciółki. Melody to ta blondynka, a ta druga to Camille - odpowiedziałem i wziąłem łyka mojego drinka.
- Blondyna jest zajebista - Ryan nadal patrzył w stronę dziewczyn.
- No jest, ale Kayli nie dorasta do pięt - zaśmiałem się do chłopaka.
Co za zbieg okoliczności. To był jednak dobry pomysł, żeby przyjść dzisiaj do tego klubu. Mój plan może rozpocząć się już dzisiaj.
Kayla'a POV
Wypiłam już cztery drinki i byłam lekko wstawiona, a przecież obiecywałam sobie, że nie będę pić. No cóż, przynajmniej bawiłam się świetnie.Zgubiłam gdzieś w tłumie moje przyjaciółki, ale nie przejęłam się tym zbytnio, bo tańczyłam z na prawdę przystojnym kolesiem. Świetnie się z nim rozmawiało i ogólnie czułam się z nim dobrze. Myślę, że to może być warty zainteresowania gość.
Ruszaliśmy naszymi ciałami w rytm puszczonej piosenki. Po tych drinkach stałam się nieco odważniejsza, więc odwróciłam się tyłem do chłopaka i zaczęłam kusząco kręcić swoimi biodrami. Brunet jeździł rękami wzdłuż mojego ciała, jednak w żaden sposób nie przekroczył granicy. Bawiłam się z nim nieziemsko, ale los najwyraźniej nie chciał, żeby tak było.
- Odbijany - usłyszałam znajomy głos, a zaraz potem zobaczyłam osobę, której za wszelką cenę chciałam dzisiaj uniknąć. Nawet nie spostrzegłam, kiedy miejsce mojego wcześniejszego towarzysza zajął Justin.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam posyłając mu lodowate spojrzenie.
- Tylko jednego tańca, potem daję Ci spokój - powiedział patrząc na mnie intensywnym wzrokiem. Swoją drogą, ten chłopak ma śliczne oczy, takie duże i lśniące, jakby schowane w nich były wszystkie gwiazdy z całego nieba. Kolor miały tak głęboko brązowy, że czułam się, jakbym tonęła w morzu czekolady. Jak ktoś taki jak on, może mieć tak piękne oczy?
- No dobrze, niech będzie - odparłam, myśląc, że jeden taniec mi nie zaszkodzi, a przynajmniej będę miała z głowy tego dupka.
Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki i pacnęłam się w myślach w czoło. Ktoś chyba robi sobie ze mnie jaja. Na parkiecie zostały same zakochane pary, gdyż DJ wybrał chyba najromantyczniejszy, powolny utwór jaki mógł.
Justin oplótł swoje ręce wokół moich bioder, a ja z niechęcią zarzuciłam mu dłonie na kark. Piosenka była przepiękna, więc wyobrażając sobie, że nie tańczę właśnie z Justinem oparłam głowę o jego ramię. Zaciągnęłam się zapachem perfum chłopaka i prawie odleciałam, były nie z tej ziemi.
- Cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał Justin kołysząc się ze mną lekko w rytm melodii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłam sarkastycznie - Gdzie zgubiłeś swoją lafiryn... znaczy się dziewczynę? - zapytałam poprawiając się w ostatniej chwili, nie mam ochoty na kłótnie.
- Taylor nie była moją dziewczyną, właściwie to wydawało jej się tak, ale z mojej strony nie mogła na nic liczyć - odpowiedział chłopak wtykając nos w moje włosy.
- Biedna Taylor, chyba się załamie - powiedziałam udając, że jej współczuję.
- Daj spokój, ona była taka nieznośna. Nie mogłem z nią już wytrzymać - odparł lekko chichocząc, a ja dołączyłam się do niego.
- Tak, dobrze ją znam. Ogromna z niej suka - powiedziałam kręcąc biodrami.
- Twój znajomy jest dosyć obrotny - Justin kiwnął głową, abym odwróciła się za siebie. Mój wcześniejszy towarzysz obściskiwał się właśnie z jakąś tlenioną blondynką z cyckami jak dwie piłki do koszykówki. Zrobiło mi się trochę przykro, bo myślałam, że w końcu poznałam kogoś sensownego, ale cóż, nie będę po nim płakać.
- Jego strata - odparłam udając, że mnie to w ogóle nie ruszyło.
- Masz stu procentową rację - zgodził się ze mną chłopak patrząc mi głęboko w oczy, myślałam, że zaraz się rozpłynę. W tamtym momencie piosenka zmieniła się na znacznie szybszą i Justin odsunął się ode mnie - Dzięki za taniec i zgodnie z obietnicą daję Ci już spokój - ostatni raz spojrzał mi w oczy i odwrócił się znikając w tłumie tańczących ludzi.
Ruszyłam w stronę loży, w której siedziałyśmy z dziewczynami cały wieczór. Żadnej z nich tam nie było, więc zabrałam stamtąd moją torebkę i zeszłam po schodach z powrotem na dół. Przecisnęłam się przez tłum ludzi i wyszłam głównymi drzwiami przed klub. Na zewnątrz było dużo nawalonych imprezowiczy, więc ruszyłam w dół ulicy i skręciłam w jakąś drogę, aby spokojnie zebrać swoje myśli.
Wokoło nie było żywej duszy. Okolicę oświetlała tylko samotna latarnia stojąca parę metrów ode mnie. Usiadłam na jakimś murku znajdującym się obok mnie i wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Nie paliłam codziennie, tylko wtedy, kiedy miałam jakąś sprawę do przemyślenia. Odpaliłam jednego szluga i mocno zaciągnęłam się dymem.
Nie rozumiem co się przed chwilą wydarzyło. Tańczyłam z Justinem i co najgorsze nawet mi się to podobało. Dzisiaj nie był dupkiem. Nie rzucał głupimi komentarzami ani nie zachowywał się chamsko i arogancko. W dodatku obrażał Taylor, co było najlepsze ze wszystkiego. Nie pomyślałabym, że Justin mógłby zachowywać się w ten sposób. Pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą nie kłócąc się, to było miłe.
Moje przemyślenia przerwały czyjeś kroki. Z każdą chwilą stawały się głośniejsze, co oznaczało, że zbliżały się w moją stronę. Nie przejęłam się tym za bardzo i nadal siedziałam na murku paląc papierosa. Po paru sekundach kroki ucichły.
Wyrzuciłam peta na chodnik i przydeptałam go moim butem. Wstałam na równe nogi i pogładziłam rękoma materiał sukienki prostując go. Odwróciłam się, chcąc ruszyć drogą prowadzącą do klubu, ale właśnie wtedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę prawie dostając zawału.
- Gdzie się tak śpieszysz ślicznotko? - zapytał z dziwnym uśmiechem, robiąc małe kroczki w przód, co zmuszało mnie do cofania się pod murek, na którym przed chwilą siedziałam.
- Do klubu, omija mnie świetna zabawa - odparłam odwzajemniając mu uśmiech, z tym, że mój był sztuczny i trochę poddenerwowany.
- Tutaj też możemy się dobrze zabawić - facet całkowicie przyparł mnie do ściany i złapał mnie za pośladki. Serce zaczęło bić mi dwa razy szybciej. Znowu trafiłam na jakiegoś psychola, zachciało mi się jakichś spacerów.
- Preferuję chyba tamten rodzaj zabawy - powiedziałam i chciałam go odepchnąć ale mężczyzna złapał mnie za oba nadgarstki i ułożył je nad moją głową mocno trzymając, abym nie mogła uciec.
- To jest akurat mało istotne co ty preferujesz maleńka - odpowiedział zbliżając się swoim ciałem do mojego.
Przyznam, że bałam się jak cholera. Wokoło nie ma żywej duszy, a każdy chyba się domyślił o co chodzi temu oblechowi. Kurwa, co ja mam teraz robić?
- Puść mnie popaprańcu - wycedziłam przez zęby, a następnie splunęłam mu śliną prosto w twarz. Jego mina była tak przerażająca, że zaczęłam bać się dwa razy bardziej.
Facet bez słowa wytarł twarz o rękaw swojej kurtki i bez zastanowienia zaczął atakować moją szyję pocałunkami. Byłam już wystraszona na maksa.
Zaczęłam drzeć się na całego i szarpałam się w jego objęciach jak najmocniej, ale nic to nie dało. W zamian został wymierzony mi siarczysty policzek. Prawa strona mojej twarzy pulsowała i piekła niemiłosiernie, ale postanowiłam się nie poddawać.
Podniosłam nogę do góry i z całej siły nadepnęłam gościowi obcasem w stopę. Mężczyzna poluzował uścisk i wtedy wpadłam na kolejny świetny pomysł. Zamachnęłam się i tym razem moje kolano zderzyło się z jego kroczem. Dźwięk bólu i wkurwienia dobiegł do moich uszu, a ja w tym czasie ominęłam jego ciało i zaczęłam biec w stronę klubu drąc się w niebo głosy.
- Stój ty suko! - koleś nie ustąpił i zbliżał się do mnie coraz szybciej. Gdyby nie te jebane szpilki to bym mu uciekła, ale niestety nie było mi to dane. Poczułam mocne szarpnięcie w tył. Prawie upadłam, ale koleś owinął mi jedną rękę wokół tułowia a drugą zatkał mi usta, ponieważ nadal wrzeszczałam wołając o pomoc.
Wyrywałam się jak tylko mogłam, kopałam nogami gdzie popadnie, ale nic mi to nie dało. Ugryzłam go w dłoń, którą trzymał mi na ustach i znowu usłyszałam jego krzyk.
- Jebana dziwko! Koniec tej zabawy - nie zrobiłam nawet kroku, a mężczyzna z całej siły popchnął mnie na ten obskurny murek. Przywaliłam w niego plecami, przeszedł przeze mnie przeszywający ból. Już nie miałam siły czegokolwiek robić.
Poczułam, że moja sukienka podnosi się do góry i wtedy po moim policzku spłynęły pierwsze łzy bezsilności, złości i smutku. Czułam jak jego dłonie wędrowały po każdym centymetrze mojego ciała, a ja z każdą sekundą czułam się jeszcze gorzej. Modliłam się do Boga, żeby wybawił mnie jakoś z tej sytuacji. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie praktykująca, ale miałam nadzieję, zostanie mi to wybaczone i jednak On mi jakoś pomoże.
Kiedy już moja sukienka miała wylądować na chodniku, moje modlitwy zostały wysłuchane. Dźwięk silnika i głośny pisk opon dotarły do moich uszu. Zaraz obok nas zatrzymało się czarne Ferrari, a z niego wysiadł na prawdę wkurwiony Justin. Skąd on się tam w ogóle wziął?
- Wsiadaj do samochodu, szybko - nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Poprawiłam sukienkę i w ekspresowym tempie znalazłam się w środku samochodu. Widziałam przez szybę, że Justin groził temu facetowi, a parę sekund potem wymierzył mu cios w policzek. Mężczyzna tak mocno dostał, że upadł na ziemię, a mój wybawiciel dołożył mu jeszcze kopniaka w żebra i nie oglądając się za siebie wrócił na miejsce kierowcy.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdyszany Justin ruszając stamtąd z piskiem opon.
- Myślę, że tak - odpowiedziałam poprawiając swoje włosy, które wyglądały jak gniazdo w tamtym momencie i ocierając resztki łez z mojej twarzy.
- Co ty tam sama robiłaś? - zadał kolejne pytanie.
- Przed klubem był tłum, a ja chciałam pobyć trochę sama i w spokoju zapalić - powiedziałam i przeglądnęłam się w lusterku. Wyglądałam jak gówno.
Chłopak pokiwał tylko głową i nadal jechał w nieznanym mi kierunku. Panowała między nami przyjemna cisza, nie taka niezręczna. Justin był bardzo skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą miał ułożoną na lewarku. Dziwnie zaciskał szczękę, widocznie był zdenerwowany tą sytuacją, ale dzięki temu wyglądał bardzo seksownie.
- Zrób zdjęcie, będziesz mogła oglądać mnie cały czas - powiedział szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Przepraszam - odparłam zawstydzona. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam bawić się swoimi idealnie wymalowanymi paznokciami.
- Nie masz za co, wiem, że jestem nieziemsko przystojny - zaśmiał się chłopak.
- I do tego jaki skromny - odwzajemniłam uśmiech i odwróciłam się oglądając okolicę przez szybę.
- Puść mnie popaprańcu - wycedziłam przez zęby, a następnie splunęłam mu śliną prosto w twarz. Jego mina była tak przerażająca, że zaczęłam bać się dwa razy bardziej.
Facet bez słowa wytarł twarz o rękaw swojej kurtki i bez zastanowienia zaczął atakować moją szyję pocałunkami. Byłam już wystraszona na maksa.
Zaczęłam drzeć się na całego i szarpałam się w jego objęciach jak najmocniej, ale nic to nie dało. W zamian został wymierzony mi siarczysty policzek. Prawa strona mojej twarzy pulsowała i piekła niemiłosiernie, ale postanowiłam się nie poddawać.
Podniosłam nogę do góry i z całej siły nadepnęłam gościowi obcasem w stopę. Mężczyzna poluzował uścisk i wtedy wpadłam na kolejny świetny pomysł. Zamachnęłam się i tym razem moje kolano zderzyło się z jego kroczem. Dźwięk bólu i wkurwienia dobiegł do moich uszu, a ja w tym czasie ominęłam jego ciało i zaczęłam biec w stronę klubu drąc się w niebo głosy.
- Stój ty suko! - koleś nie ustąpił i zbliżał się do mnie coraz szybciej. Gdyby nie te jebane szpilki to bym mu uciekła, ale niestety nie było mi to dane. Poczułam mocne szarpnięcie w tył. Prawie upadłam, ale koleś owinął mi jedną rękę wokół tułowia a drugą zatkał mi usta, ponieważ nadal wrzeszczałam wołając o pomoc.
Wyrywałam się jak tylko mogłam, kopałam nogami gdzie popadnie, ale nic mi to nie dało. Ugryzłam go w dłoń, którą trzymał mi na ustach i znowu usłyszałam jego krzyk.
- Jebana dziwko! Koniec tej zabawy - nie zrobiłam nawet kroku, a mężczyzna z całej siły popchnął mnie na ten obskurny murek. Przywaliłam w niego plecami, przeszedł przeze mnie przeszywający ból. Już nie miałam siły czegokolwiek robić.
Poczułam, że moja sukienka podnosi się do góry i wtedy po moim policzku spłynęły pierwsze łzy bezsilności, złości i smutku. Czułam jak jego dłonie wędrowały po każdym centymetrze mojego ciała, a ja z każdą sekundą czułam się jeszcze gorzej. Modliłam się do Boga, żeby wybawił mnie jakoś z tej sytuacji. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie praktykująca, ale miałam nadzieję, zostanie mi to wybaczone i jednak On mi jakoś pomoże.
Kiedy już moja sukienka miała wylądować na chodniku, moje modlitwy zostały wysłuchane. Dźwięk silnika i głośny pisk opon dotarły do moich uszu. Zaraz obok nas zatrzymało się czarne Ferrari, a z niego wysiadł na prawdę wkurwiony Justin. Skąd on się tam w ogóle wziął?
- Wsiadaj do samochodu, szybko - nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Poprawiłam sukienkę i w ekspresowym tempie znalazłam się w środku samochodu. Widziałam przez szybę, że Justin groził temu facetowi, a parę sekund potem wymierzył mu cios w policzek. Mężczyzna tak mocno dostał, że upadł na ziemię, a mój wybawiciel dołożył mu jeszcze kopniaka w żebra i nie oglądając się za siebie wrócił na miejsce kierowcy.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdyszany Justin ruszając stamtąd z piskiem opon.
- Myślę, że tak - odpowiedziałam poprawiając swoje włosy, które wyglądały jak gniazdo w tamtym momencie i ocierając resztki łez z mojej twarzy.
- Co ty tam sama robiłaś? - zadał kolejne pytanie.
- Przed klubem był tłum, a ja chciałam pobyć trochę sama i w spokoju zapalić - powiedziałam i przeglądnęłam się w lusterku. Wyglądałam jak gówno.
Chłopak pokiwał tylko głową i nadal jechał w nieznanym mi kierunku. Panowała między nami przyjemna cisza, nie taka niezręczna. Justin był bardzo skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą miał ułożoną na lewarku. Dziwnie zaciskał szczękę, widocznie był zdenerwowany tą sytuacją, ale dzięki temu wyglądał bardzo seksownie.
- Zrób zdjęcie, będziesz mogła oglądać mnie cały czas - powiedział szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Przepraszam - odparłam zawstydzona. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam bawić się swoimi idealnie wymalowanymi paznokciami.
- Nie masz za co, wiem, że jestem nieziemsko przystojny - zaśmiał się chłopak.
- I do tego jaki skromny - odwzajemniłam uśmiech i odwróciłam się oglądając okolicę przez szybę.
Justin's POV
- Wiem, że obiecałem Ci, że po tamtym tańcu dam Ci spokój, więc odwiozę Cię do domu i już mnie więcej nie zobaczysz - powiedziałem do dziewczyny siedzącej obok mnie.
Rzygać mi się już chciało od tego przymilania się, ale wiem, że tylko w ten sposób mogę zdobyć Kaylę. Sytuacja ze Scottem tylko polepszyła moją sytuację. Jasne, że mnie wkurwił tym, że chciał dobrać się do mojej laski, ale tym samym pomógł mi, bo teraz Kayla ma mnie za bohatera.
- Wiesz... - zaczęła dziewczyna - Wcale nie musisz trzymać się ode mnie z daleka - popatrzyła na mnie nieśmiałym wzrokiem.
- Och, więc co to za nagła zmiana? - zapytałem uśmiechając się do niej lekko.
- Uratowałeś mnie z łap tego oblecha, więc myślę, że moglibyśmy zawrzeć rozejm - no i o to mi właśnie chodziło. Teraz Kayla nie jest na mnie taka cięta. Mój plan wypali szybciej niż się tego spodziewałem.
- A ja myślę, że to na prawdę świetny pomysł - posłałem jej mój słynny uśmiech, żeby jeszcze bardziej ją zmiękczyć. To była bułka z masłem - A tak właściwie, to gdzie mam Cię podwieźć? - zapytałem.
- Avon Street 14* - odparła rozsiadając się wygodnie na fotelu.
Po dwudziestu minutach byliśmy już pod jej domem. Posiadłość była zajebista, nawet nie byłem w stanie sobie wyobrażać jak to wszystko wygląda w środku. Zawsze chciałem mieszkać w takim domu, kiedyś spełnię to marzenie.
- Jeszcze raz dziękuję za ratunek i podwózkę - powiedziała Kayla, kiedy zatrzymaliśmy się przy drzwiach frontowych.
- Wiem, że obiecałem Ci, że po tamtym tańcu dam Ci spokój, więc odwiozę Cię do domu i już mnie więcej nie zobaczysz - powiedziałem do dziewczyny siedzącej obok mnie.
Rzygać mi się już chciało od tego przymilania się, ale wiem, że tylko w ten sposób mogę zdobyć Kaylę. Sytuacja ze Scottem tylko polepszyła moją sytuację. Jasne, że mnie wkurwił tym, że chciał dobrać się do mojej laski, ale tym samym pomógł mi, bo teraz Kayla ma mnie za bohatera.
- Wiesz... - zaczęła dziewczyna - Wcale nie musisz trzymać się ode mnie z daleka - popatrzyła na mnie nieśmiałym wzrokiem.
- Och, więc co to za nagła zmiana? - zapytałem uśmiechając się do niej lekko.
- Uratowałeś mnie z łap tego oblecha, więc myślę, że moglibyśmy zawrzeć rozejm - no i o to mi właśnie chodziło. Teraz Kayla nie jest na mnie taka cięta. Mój plan wypali szybciej niż się tego spodziewałem.
- A ja myślę, że to na prawdę świetny pomysł - posłałem jej mój słynny uśmiech, żeby jeszcze bardziej ją zmiękczyć. To była bułka z masłem - A tak właściwie, to gdzie mam Cię podwieźć? - zapytałem.
- Avon Street 14* - odparła rozsiadając się wygodnie na fotelu.
Po dwudziestu minutach byliśmy już pod jej domem. Posiadłość była zajebista, nawet nie byłem w stanie sobie wyobrażać jak to wszystko wygląda w środku. Zawsze chciałem mieszkać w takim domu, kiedyś spełnię to marzenie.
- Jeszcze raz dziękuję za ratunek i podwózkę - powiedziała Kayla, kiedy zatrzymaliśmy się przy drzwiach frontowych.
- Nie masz za co, pewnie każdy postąpiłby tak na moim miejscu - odpowiedziałem i posłałem jej lekki uśmiech - Dobranoc mała - pożegnałem się z dziewczyną i pocałowałem ją delikatnie w policzek. Ostatni raz na nią spojrzałem i odwróciłem się wracając do samochodu.
Nie wiem ile jeszcze będę musiał zgrywać takiego romantycznego błazna. To dopiero początek, a ja już mam dość. Niestety to jedyny sposób. Kayla musi się we mnie zakochać, żebym mógł się do niej dobrać i muszę do tego uparcie dążyć.
*ulica wymyślona przeze mnie
No to mamy piątkę!
Chciałabym was wszystkich baaardzo przeprosić, gdyż napisałam, że rozdział dodam jak pojawi się 10 komentarzy pod poprzednim, no i wyszło tak, że komentarze były, a rozdziału nie. Wiem, że zawaliłam, ale po prostu nie zdążyłam go napisać, więc jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;)
Myślę, że rozdział mi nawet wyszedł, więc mam nadzieję, że wam się spodoba ^^
No i oczywiście chciałam również podziękować wam za 12 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Było mi bardzo miło, gdy je czytałam. Kocham was <3
Jeśli macie jakieś pytania, to serdecznie zapraszam na mojego ASKA ;)
Do następnego!
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSwietne <333 next pls <333
OdpowiedzUsuńcuuudone to jest <33 Daj nexta <3 czekamyyy :* Zycze Weny :*
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFajne <3 czekam na next :)
OdpowiedzUsuńJustin jaki ruchacz, o mój boże hhaha ;D Mam nadzieję, że Kayla się na to nie nabierze, szkoda by mi jej było ;/, bo jest cudowna.
OdpowiedzUsuńO albo niech to Justin się w niej zakocha!
Rozdział jak zwykle świetny i czekam na kolejny!
Weny, miś! <3
http://school-loser-and-love-jb.blogspot.com/
Jeeeju <3! Super rozdzial <3 niech justin szybciej sie w niej zakocha!!! Weny slonko <3
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam rozdział i jest faajnie <33 Kocham to :* Podtrzymuję prośby innych aby Justuś szybciej się zakochał xD Weny, weny, weny <3
OdpowiedzUsuńŚwietne ;3 neext :*
OdpowiedzUsuńEj... juuustin zly chlopak xD no dobra ciekawe kiedy sie zakocha *-* Next pls <333333333
OdpowiedzUsuńRewelacja! Oj coś czuje, że Justin w końcu zakocha się Kayli.
OdpowiedzUsuńJezu zajebiste to!! :* dorownasz dangerowi i lineb!! :) niesamowite, czekam na nastepny!! <3
OdpowiedzUsuń