środa, 29 lipca 2015

Koniec

Witam.
Uwierzcie, że bardzo ciężko jest mi was o tym informować, ale niestety to koniec mojego opowiadania. Wiem, że to okropne z mojej strony tak po prostu was zostawiać z rozpoczętą historią, ale przez ostatni czas dużo o tym myślałam i stwierdziłam, że tak właśnie musi być.
Pisanie pierwszych rozdziałów na prawdę mnie cieszyło. Czytałam dużo różnych fanfiction i zapragnęłam napisać własne, ale szybko przekonałam się, że to jednak nie jest takie proste, jak sobie zawsze wyobrażałam. Każdy kolejny rozdział mnie po prostu męczył, dlatego postanowiłam to wszystko zakończyć.
Do tego wszystkiego dochodzi również mój kompletny brak czasu na wszystko. Jak już wspominałam znalazłam pracę na wakacje i nie mogę pogodzić jej ze znajomymi, a co dopiero z jakimś hobby.
Najważniejszym powodem mojej decyzji jest jednak to, że zdałam sobie sprawę, że ja po prostu nie nadaję się do pisania. Czytam tyle świetnych historii i myślę sobie 'Co ja wyprawiam? Przecież moje opowiadanie jest beznadziejne' itp. Chciałabym być tak dobra jak inne autorki i to jeszcze bardziej mnie dołuje, przez co tracę jeszcze więcej chęci na pisanie.
Pewnie większość z was mnie w tym momencie zaczyna nienawidzić, albo coś w tym stylu, ale wierzę, że część mnie po prostu zrozumie. Gdybym wiedziała, że to się tak skończy, to nigdy nie zaczynałabym pisać tego opowiadania.
Bardzo, ale to bardzo was przepraszam. Na prawdę. Jestem wściekła na siebie, za to co teraz wyprawiam, ale muszę być zgodna z samą sobą. Nie mogę podjąć innej decyzji.
Mam też nadzieję, że komuś zależało to tej historii i będzie za mną chociaż troszeczkę tęsknił ;)
Może kiedyś wrócę, kiedy podszkolę moją umiejętność pisania, ale pewnie wtedy będziecie mieć mnie już głęboko gdzieś xD
Przepraszam jeszcze raz, jest mi niesamowicie głupio, ale tak postanowiłam ie raczej zdania nie zmienię. No i dziękuję za to, że byliście tutaj ze mną i za wszystkie komentarze pod rozdziałami. Bardzo mnie tym motywowaliście.
Kocham was strasznie mocno żabcie <3

niedziela, 28 czerwca 2015

Bardzo ważna informacja!

Z ogromnym bólem muszę was poinformować, że zawieszam bloga. 
Nie mam pojęcia na ile, może wrócę za tydzień, gdy poczuję, że już jestem w stanie pisać dobre rozdziały, albo dopiero za miesiąc, nie wiem.
Jest mi na prawdę przykro z tego powodu, ale niestety nie mam innego wyjścia. Nie napisałam rozdziału od prawie miesiące i szczerze powiedziawszy nie zapowiada się, abym go w najbliższym czasie skończyła. 

W tym momencie nie mam kompletnie czasu na nic, a tym bardziej na pisanie. wiem, że wakacje się zaczęły i tego czasu powinno być więcej, ale znalazłam pracę na ten czas i mój dzień wygląda tak, że wychodzę do pracy, wracam o 18 tak zmęczona, że o 20 jestem w łóżku i śpię. Nawet moje życie towarzyskie na tym ucierpiało, gdyż przychodzi piątek i sobota, a ja wyjdę z domu na godzinę i wracam do domu, bo po prostu jestem tak zmęczona. Jedynym moim wolnym dniem jest niedziela i właśnie wtedy wykorzystuję ją aby spotkać się ze znajomymi i spędzać czas z rodziną.Właśnie przed chwilą wstałam z łóżka i od razu usiadłam przed komputerem, bo wiem, że później znowu nie miałabym czasu wam wszystkiego wyjaśnić. 

Mam nadzieję, że mi wybaczycie, ale nie mam innego wyjścia, na prawdę. Proszę was bardzo, abyście mnie w tym momencie nie opuszczali. Wiem, że zawaliłam, ale postaram się tutaj wrócić ze zdwojoną siłą i dam wam jeszcze lepsze rozdziały niż dotychczas.

Przy okazji chciałabym wam podziękować za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jeśli chcecie, to na prawdę potraficie! ;)

Jeszcze raz przepraszam, postaram się wrócić jak najszybciej.
Kocham was strasznie mocno słoneczka! <3

Chciałabym jeszcze dodać, że cały czas możecie zapisywać się w zakładce 'Informowani'.

wtorek, 9 czerwca 2015

Seven

Kayla's POV
Otworzyłam drzwi frontowe i po cichutku weszłam do domu uważając, żeby nie narobić hałasu i przypadkiem nie obudzić rodziców. Miałabym nieźle przesrane, gdyby przyłapali mnie wracającą do domu o tej godzinie i to w dodatku w środku tygodnia.
Powoli ściągnęłam swoje buty i odstawiłam je na ich miejsce. Ruszyłam na palcach w stronę schodów i kiedy już miałam stawiać stopę na pierwszym stopniu, światło w przedpokoju zapaliło się rozświetlając sylwetki moich rodziców stojących w drzwiach salonu.
Serce dosłownie mi stanęło, a minę musiałam mieć w tamtym momencie bezcenną. Dobrze już wiedziałam, że miałam jednym słowem przejebane. Zatrzymałam się przed schodami i otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale przerwał mi głos mojej mamy.
- Nic nie mów Kayla! - powiedziała ostrym tonem - Czy ty wiesz, która jest godzina? Czekamy na Ciebie z ojcem od południa, a ty nawet nie raczysz odebrać komórki - dodała zakładając ręce na piersi.
- No bo wiecie, to w sumie zabawna historia, bo... - zaczęłam, ale znowu mi przerwano.
- Nie! Nawet się nie tłumacz. Od dzisiaj masz szlaban do odwołania i proszę o twoje kluczyki. Może w taki sposób nauczysz się odpowiedzialności - powiedział tata podchodząc do mnie.
- Ale nie wróciłam dzisiaj samochodem, zostawiłam go pod szkołą. Muszę go jutro odebrać - popatrzyłam na niego wzrokiem szczeniaka, ale nawet to nie pomogło.
- Twoją matka go odbierze, a ty oddawaj jeszcze telefon - dodał wystawiając rozłożoną dłoń w moją stronę.
- Jego niestety też nie mogę Ci dać - odparłam spuszczając wzrok na swoje stopy.
- Tak? Niby dlaczego? - zapytał tata podnosząc jedną brew do góry.
- Zniszczył się i dlatego... - po raz kolejny nie pozwolono skończyć mi zdania.
- Koniec Kayla, idź do swojego pokoju i przemyśl swoje zachowanie. Wiedz też, że nowej komórki nie dostaniesz - powiedział wskazując palcem, abym poszła na górę.
- Ale tato, nawet mnie nie wysłuchałeś! - krzyknęłam zezłoszczona jego zachowaniem.
- Dość tego! Nie podnoś głosu na ojca, idź natychmiast do swojego pokoju. Porozmawiamy jutro - powiedziała mama.
Tupnęłam w złości nogą, jak dziecko i w ekspresowym tempie pokonałam wszystkie stopnie dzielące mnie od piętra. Trzasnęłam drzwiami od pokoju i od razu skierowałam się do łazienki, aby wziąć prysznic i jak najszybciej pójść spać.
Po dwudziestu minutach wróciłam z powrotem do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i zakopałam się głęboko w pościeli.
Byłam niesamowicie wkurzona na rodziców. Oni grubo przesadzali z tymi karami. To, że raz wróciłam później do domu, nie znaczy, żeby od razu zabierać mi samochód. Nie byłam już dzieckiem, potrafiłam o siebie zadbać i moim zdaniem nie powinnam dostać kary za taką błahostkę. Najgorsze było to, że mnie kompletnie zignorowali i nie chcieli w ogóle wysłuchać. Nie miałam nawet najmniejszej szansy, żeby się wytłumaczyć. Byłam na nich zła, ale jednocześnie było mi przykro, że mnie potraktowali w taki sposób. Czułam, że jeszcze coś dla mnie wymyślą, w końcu dopiero jutro będziemy rozmawiać.
Powolnym krokiem zeszłam ze schodów i skierowałam się do kuchni. Rodzice razem z Aly siedzieli już przy stole i jedli śniadanie. Niepewnym krokiem podeszłam do stołu i usiadłam na jednym z wolnych miejsc.
- Dzień dobry - powiedziałam cicho patrząc na rodzinę.
- Cześć Kayla - odpowiedziała mi siostra, od rodziców usłyszałam tylko ciche 'dzień dobry', nie uraczyli mnie nawet spojrzeniem.
- Wyspałaś się księżniczko? - zapytałam Aly, zabierając ze stojącego przede mną talerza jedną kanapkę.
- Tak. Śniło mi się, że dostałam szczeniaczka, wiesz? - powiedziała patrząc na mnie swoimi małymi oczkami.
- To świetnie. Może ten sen się kiedyś spełni, chciałabyś?
- Taak, bardzo - odparła z pełną buzią jedzenia.
- Aly kochanie, idź na górę po swój plecak, zaraz musimy wychodzić - powiedziała mama do mojej siostry.
Dziewczynka bez słowa wstała ze swojego miejsca i wyszła z kuchni w lekkich podskokach.
- Posłuchaj Kayla - zaczęła mama - Wiemy, że wczoraj źle Cię potraktowaliśmy i bardzo Cię za to przepraszamy, nie powinniśmy się tak zachować - spojrzała porozumiewawczo na tatę - Jednakże, nie zmieniamy swojego zdania co do twojej kary. Masz szlaban do odwołania, a kluczyki odzyskasz, gdy poprawisz swoje zachowanie - powiedziała surowym tonem.
- Ale mamo! Nie jestem dzieckiem, raz wróciłam do domu później niż powinnam, ale to nie powód, żeby robić z tego takie wielkie halo - powiedziałam oburzona.
- Koniec dyskusji Kayla, podjęliśmy decyzję i musisz się z tym pogodzić - pierwszy raz odezwał się tato.
- Zajebiście! - wstałam od stołu nie kończąc śniadania i szybkim krokiem wyszłam z kuchni.
Założyłam na stopy pasujące do mojej granatowej sukienki w kwiatki baleriny, zabrałam z wieszaka dżinsową, ciemną kurtkę i zakładając torebkę na ramię, wyszłam z domu głośno trzaskając drzwiami.
Zgodnie z obietnicą, Justin czekał na mnie w samochodzie po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się lekko na samą myśl, że zaraz zobaczę jego brązowe tęczówki. Nie wiedziałam jak to możliwe, ale tęskniłam za tym widokiem i trudno było mi się do tego przyznać przed samą sobą, ale tęskniłam za nim.
Szybkim krokiem przeszłam odległość dzielącą mnie od jego osoby, otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do środka.
- Cześć mała - odezwał się szatyn.
- Hej - odpowiedziałam całując jego policzek. Chłopak słodko się uśmiechnął i ruszył spod mojego domu.
- Wszystko w porządku? - zapytał patrząc na moją twarz.
- Właściwie to nie. Pokłóciłam się z rodzicami, ale nie będę zanudzać Cię moimi problemami - powiedziałam przeglądając się w lusterku i poprawiając swoją kitkę na czubku głowy.
- Chętnie posłucham. Może będę mógł Ci jakoś pomóc?
- Wiesz, dostałam szlaban do odwołania, a do tego nie mam już samochodu, wątpie, że będziesz mógł mi jakoś pomóc, ale dzięki za chęci - uśmiechnęłam się w stronę szatyna.
- Mogę być twoją podwózką, aż nie odzyskasz samochodu - zaproponował.
- Nie żartuj sobie, nie mogę Cię prosić o coś takiego.
- Ale to będzie dla mnie sama przyjemność - chłopak popatrzył na mnie z uśmiechem.
- To nie będzie dla Ciebie problem? - zapytałam niepewnie.
- Nie będzie, uwierz - powiedział stanowczo.
- Skoro tak, to chyba nie mam innego wyjścia, niż tylko się zgodzić - posłałam mu szeroki uśmiech, a on odwzajemnił mi się tym samym.
Po kolejnych dziesięciu minutach byliśmy już pod moją szkołą. Justin zaparkował na jednym z wolnych miejsc i zgasił silnik.
- Wiesz co, mam coś dla Ciebie - powiedział chłopak, gdy już miałam się żegnać i wychodzić na zewnątrz.
- Przestań. Nie musisz mi robić żadnych prezentów - powiedziałam, gdy szatyn pochylił się na tylne siedzenie i zabrał stamtąd jakieś małe pudełko.
- Ale chcę. Poza tym to będzie też korzystne dla mnie, bo będę mógł się z tobą kontaktować bez przeszkód - Justin uśmiechnął się do mnie i wręczył mi prezent do rąk. Otworzyłam wieczko pudełka i oniemiałam. W środku był bielutki Iphone, jeden z tych nowszych. Nie miał pojęcia co zrobić.
- Zapisałem Ci już mój numer, więc dzwoń i pisz kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała.
- Justin, dziękuję Ci bardzo, ale ja nie mogę go przyjąć. Niczym sobie nie zasłużyłam na taki prezent - powiedziałam zamykając pudełko.
- Dla mnie wystarczy, że jesteś - odparł patrząc w moje oczy z lekkim uśmiechem na ustach. Moje policzki poczerwieniały, gdy to usłyszałam. Zrobiło mi się dziwnie ciepło w środku, a kąciki moich ust od razu powędrowały w górę.
- Nawet nie wiem jak Ci dziękować - powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję przytulając go mocno. Chłopak owinął dłonie wokół mojej talii, a mnie momentalnie przeszły ciarki wzdłuż całego kręgosłupa.
- Myślę, że soczysty buziak będzie bardzo odpowiedni w takiej sytuacji - zaśmiał się, a ja mu zawtórowałam i odchyliłam głowę w tył, aby zetknąć usta z jego policzkiem.
- Muszę już uciekać, zaraz spóźnię się na pierwszą lekcję - powiedziałam całkowicie się od niego odsuwając.
- Nie ma sprawy. A o której mam Cię odebrać? - zapytał.
- Czekaj tutaj na mnie o 15 - odparłam po chwili zastanowienia.
- Jasne, do zobaczenia.
- Pa! - posłałam mu ostatni uśmiech i wyszłam z samochodu.
Poprawiłam swoją sukienkę i ruszyłam żwawym krokiem w stronę głównego wejścia szkoły. Zauważyłam niedaleko stojącą Taylor z przyjaciółkami. Chciała mnie dosłownie pożreć wzrokiem. Doskonale widziała jak wychodziłam z samochodu Justina i prawdę mówiąc gotowała się w tamtym momencie. Posłałam jej swój dumny uśmieszek i pewnym krokiem nadal szłam w stronę wejścia. Znowu wygrałam z tą szmatą i byłam z tego niezmiernie zadowolona.
Siedziałam przy pustym stoliku na stołówce jedząc sałatkę z kurczakiem, która chodziła za mną od rana. Miałam spotkać się z Melody i Camille przy wejściu, ale byłam tak głodna, że nie mogłam dłużej czekać.
Po pięciu minutach, przede mną pojawiły się sylwetki moich przyjaciółek. Obie jednocześnie usiadły na przeciwko mnie i nie odezwały się ani słowem. Zmarszczyłam brwi z dezorientacji, ale w końcu zaczęłam rozmowę.
- Hej, co słychać? Wszystko w porządku? - zapytałam powoli przeżuwając posiłek.
- Spójrz, rozmawia z nami jak gdyby nigdy nic, co za tupet! - oburzyła się Melody. Słysząc to nie miałam pojęcia o co chodzi.
- Co ty pleciesz? - zapytałam odkładając swój widelec.
- Co ja plotę? Lepiej się przyznaj, co ty najlepszego wyprawiasz! - krzyknęła, a parę osób popatrzyło na nas jak na wariatki.
- Mel uspokój się i łaskawie wytłumacz mi o co wam chodzi! - podniosłam lekko głos.
- No nie, ja nie dam rady, zrób coś Cam - powiedziała blondynka zakładając ręce na piersi i odwracając wzrok nie wiadomo gdzie.
- Co tu się dzieje Camille?
- Dlaczego nam nie powiedziałaś, że spotykasz się z Justinem? - zapytała z poważną miną. Trochę mnie zamurowało w tamtym momencie. Skąd one o tym wiedziały?
Spuściłam wzrok na swoje dłonie nie wiedząc co powiedzieć. Byłam pewna, że to w końcu wyjdzie, ale nie myślałam, że stanie się to tak szybko.
- Wiecie, bo ja... - zaczęłam, ale nie wiedziałam jak skończyć.
- Co ty? Myślałam, że mówimy sobie wszystko! - Melody ponownie krzyknęła na pół stołówki.
- Chciałam uniknąć waszych kazań, dobrze wiedziałam, że nie spodobałaby się wam ta znajomość - powiedziałam próbując się jakoś bronić.
- No i masz rację. Przecież to jakiś bandzior, nie powinnaś się do niego w ogóle zbliżać - Mel zaczeła wymachiwać rękami we wszystkie strony.
- Nie macie prawa go oceniać, skoro nawet go nie znacie - nadal się z nimi wykłócałam mimo, że wszystkie spojrzenia były skierowane w naszą stronę.
- To co wiemy wystarczy nam, żeby stwierdzić, że jest niebezpieczny - wtrąciła się Camille.
- A zapomniałaś już, jak Ci groził na ulicy? - zapytała Melody.
- Nie, nie zapomniałam, ale wyjaśniliśmy sobie wszystko i postanowiliśmy zacząć naszą znajomość od nowa.
- Ty na prawdę zwariowałaś dziewczyno - stwierdziła blondynka wpatrując się we mnie.
- Proszę was, nie przekreślajcie go tak szybko. Nie spędziłyście z nim czasu i nie macie pojęcia jaki na prawdę jest. Spróbujcie go poznać, a dopiero potem stwierdzajcie czy jest taki okropny jak myślicie - powiedziałam spokojniejszym tonem patrząc na obie przyjaciółki.
Dziewczyny nie odzywały się przez chwilę zastanawiając się nad moimi słowami, a ja w napięciu czekałam na ich odpowiedź. Po minucie ciszy, Camille w końcu się odezwała.
- No dobra, niech będzie. Nie chcemy się z tobą kłócić Kayla.
- Ale pamiętaj, że Cię ostrzegałyśmy - dodała Mel.
- Będę pamiętać, ale gwarantuję wam, że jeszcze całkowicie zmienicie swoje zdanie - uśmiechnęłam się do przyjaciółek - A jeśli już jesteśmy w temacie Justina, to mam dla Ciebie całkiem ciekawą wiadomość - zwróciłam się do blondynki - Rozmawiałam wczoraj z jego baaardzo przystojnym kolegą i on powiedział mi, że spodobałaś mu się, gdy byłyśmy ostatnio na imprezie - skończyłam swoją wypowiedź, a oczy Melody od razu się zaświeciły. Ona miała bzika na punkcie chłopaków, gdy tylko jakiś przystojniak pojawił się w pobliżu, ona od razu zaczynała świrować.
- Na prawdę? Jak ma na imię? Jest dobrze zbudowany? Jaki ma kolor włosów? - dziewczyna zaczęła zasypywać mnie pytaniami w ekspresowym tempie, a ja nie wiedziałam na które mam jej odpowiedzieć.
- Ma na imię Ryan i jest absolutnie w twoim typie, więc nie musisz się martwić - uśmiechnęłam się szeroko.
- Koniecznie musisz mnie z nim umówić! - zapiszczała radośnie.
- Hej, to może pójdziemy wszyscy razem w piątek na imprezę? Przy okazji poznamy Justina - powiedziała Camille. To był świetny pomysł, gdyby nie fakt, że miałam szlaban do odwołania.
- To by było genialne, ale jestem uziemiona - odparłam ze skwaszoną miną i oparłam podbródek o swoją rękę.
- Co? Dlaczego? - zapytała zdziwiona Melody.
- Rozwaliłam kolejny telefon i wczoraj rodzice przyłapali mnie jak wróciłam do domu grubo po północy, a nawet nie powiedziałam im gdzie idę - odpowiedziałam grzebiąc widelcem w mojej nie dokończonej sałatce.
- Powiesz im, że idziesz do mnie na noc, bo robimy jakiś projekt czy jakieś inne gówno - namawiała mnie blondynka.
- Czy ja wiem, mogę spróbować, ale nie wiem czy to przejdzie - odparłam niepewnie.
- Coś się wymyśli, nie przejmuj się - powiedziała Cam z lekkim uśmiechem na ustach i właśnie w tamtym momencie do naszego stolika podeszła Taylor razem ze swoimi służącymi. Popatrzyłam na moje przyjaciółki porozumiewawczym wzrokiem i żadna z nas nie zwróciła uwagi na stojące obok dziewczyny tylko nadal kontynuowałyśmy naszą rozmowę.
- Jones! Mamy chyba do pogadania - usłyszałam głos z mojej prawej strony. Nawet nie drgnęłam, tylko zaczęłam znowu konsumować swoją sałatkę. Parę sekund później, cały talerz jedzenia został zepchnięty ze stolika przez rękę Taylor.
- Nie ignoruj mnie suko! - spojrzałam kątem oka na podłogę i zmarnowany posiłek, odłożyłam widelec na blat przede mną i powoli wstałam ze swojego miejsca zachowując kamienną twarz.
Wokół nas zebrało się pełno gapiów, którzy szeptali sobie nie wiadomo co do siebie.
Stanęłam twarzą w twarz z Taylor, której mina wskazywała zirytowanie i założyłam ręce na piersi. Wszyscy patrzyli na nas i czekali na dalszy ciąg wydarzeń. Wpatrywałam się w twarz dziewczyny nie odzywając się ani jednym słowem, aż w końcu ona się wkurzyła i zaczęła pierdolić swoje smenty.
- Mówiłam Ci, że masz odczepić się od Justina wariatko - powiedziała zwężając swoje powieki.
- A ja mówiłam tobie, żebyś dała mi święty spokój - odparłam ze spokojem w głosie. Moje opanowanie wkurzyło ją jeszcze bardziej, bo zacisnęła mocno szczękę ze złości.
- Albo się od niego odpierdolisz, albo zobaczysz na co mnie stać - warknęła mi w twarz.
- Nie, to ty się odpierdol ode mnie i od niego. Ślepa jesteś? On Cię nie chce! Jesteś kurewską szmatą i on doskonale o tym wie, sam mi to ostatnio powiedział. Jesteś dla niego nikim i... - nie dokończyłam swojego zdania, bo poczułam jak na mojej sukience ląduje jakaś mokra substancja. Po dwóch sekundach przeanalizowałam całą sytuację i zorientowałam się, że Taylor oblała mnie truskawkowym shakiem. Spojrzałam na nią i zobaczyłam zwycięską minę.
- Ups - blondynka popatrzyła na mnie z pogardą i odwróciła się na pięcie.
W tamtym momencie dosłownie się we mnie zagotowało. Zrobiłam dwa szybkie kroki w przód i złapałam za jej blond kudły ciągnąc jak najmocniej tylko umiałam. Po całej stołówce rozniósł się przeraźliwy pisk. Poczułam jak w moje nadgarstki wbijają się paznokcie, więc użyłam jeszcze więcej siły i pchnęłam ciałem dziewczyny na podłogę tak, że wylądowała tyłkiem na rozwalonej wcześniej saładce. Podeszłam jeszcze do stolika, przy którym wcześniej siedziałam i zabrałam z niego pełny kubek kawy, której nie zdążyłam wypić. Odwróciłam się w stronę leżącej Taylor, popatrzyłam na nią z wyższością i zanim zdążyła się podnieść, wylałam jej cały napój na głowę, po czym upuściłam plastikowy kubeczek prosto na jej nogi. Jej mina była po prostu bezcenna. Żałowałam, że nikt wtedy tego nie nagrał. W końcu miała suka za swoje, wiedziała już, żeby ze mną nie zadzierać.
- Smacznego - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem i odwróciłam się na pięcie ruszając w stronę wyjścia ze stołówki. Przecisnęłam się przez cały tłum, który zebrał się w tamtym miejscu i kiedy w pełni zadowolona miałam otworzyć drzwi i po prostu stamtąd wyjść, usłyszałam głos, przez który moja mina całkowicie zrzędła.
- Kayla Jones, do dyrektora! - pani Smith brzmiała tak groźnie, że nie chciałam nawet na nią patrzeć, ale odwróciłam się powoli, żeby jeszcze bardziej jej nie denerwować.
- Świetnie! Ona musi za to wylecieć - odezwała się wściekła Taylor.
- Parks, panienkę również zapraszam - dodała surowym głosem, co mnie odrobinę pocieszyło. Przynajmniej nie ja jedna miałam kłopoty.
Dwadzieścia minut później siedziałam w gabinecie dyrektora, czekając, aż odbiorą mnie stamtąd rodzice. Mój humor był tak beznadziejny, że chyba gorszy być nie mógł. Jedynym pocieszeniem było to, że Taylor tak samo jak ja dostała dwa miesiące kozy. Gdybym tylko ja została ukarana, to rozpętałabym chyba trzecią wojnę światową w tamtym gabinecie, przecież to ta szmata wszystko zaczęła. Gdyby nie ona, żadnego incydentu by nie było, ale oczywiście jak zwykle nikt nie chciał mnie słuchać.
Między mną, a dyrektorem panowała niezręczna cisza. Można było usłyszeć tykanie zegara, który w tamtym momencie był dla mnie niezwykle denerwujący. Strasznie mi się nudziło, ale musiałam czekać na mamę. Już wyobrażam sobie co będzie się działo w domu. Dostanę chyba szlaban do końca życia.
Po paru kolejnych minutach głuchej ciszy, usłyszałam pukanie do drzwi, a sekundę potem, do gabinetu weszła moja mama z miną seryjnego zabójcy.
- Kayla! Co ty dziecko wyprawiasz? - powiedziała z oburzeniem.
- Mamo, daj spokój. Chcę już wracać do domu - powiedziałam zmęczonym głosem wstając z krzesła, na którym siedziałam przez ostatnie dwadzieścia minut.
- Bardzo dobrze. Ojciec już tam na Ciebie czeka - odparła srogim tonem - Bardzo przepraszam panie Johnson, dopilnuję, aby ta sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła - powiedziała z wdzięcznością.
Dalej już ich nie słuchałam, bo wyszłam za drzwi. Nie miałam zamiaru zostać tam ani minuty dłużej, więc czym prędzej opuściłam budynek szkolny i skierowałam się w stronę parkingu, aby odnaleźć samochód mamy. Rozglądałam się po całym terenie, aż natrafiłam wzrokiem na opierającego się o samochód dobrze znanego mi szatyna.
Uśmiechnęłam się w duchu i zaczęłam iść w stronę chłopaka, który zauważając mnie zaczął mi machać i również ruszył w moją stronę. Po chwili oboje spotkaliśmy się w połowie drogi. Justin z wielkim uśmiechem owinął ręce wokół mojej talii, witając się ze mną. Odwzajemniłam uścisk i ze sztucznie szczęśliwym wyrazem twarzy odsunęłam się od niego.
- Heej, Justin. Co ty tutaj robisz? - zapytałam oglądając się za siebie.
- Umówiliśmy się, że przyjadę po Ciebie - odparł marszcząc brwi w niezrozumieniu.
- No tak, rzeczywiście. Chyba mam sklerozę - powiedziałam nerwowo - Wiesz, przepraszam Cię, ale przyjechała po mnie mama i musimy coś załatwić, więc może innym razem? - uśmiechnęłam się, ponowie sprawdzając, czy moja rodzicielka nie wychodzi ze szkoły.
- Kayla, wszystko z tobą w porządku? - zapytał chłopak zauważając moje dziwne zachowanie.
- Pewnie... - powiedziałam nie patrząc w jego oczy - Dobra, nie jest. Mam kłopoty. Wielkie kłopoty. Moja mama jest właśnie u dyrektora i nie może nas zobaczyć, bo od razu zacznie wymyślać swoje niestworzone teorie, że znalazłam sobie chłopaka, który ma na mnie zły wpływ - przyznałam się wypowiadając słowa w ekspresowym tempie. Nigdy nie potrafiłam kłamać, tym bardziej, gdy musiałam spojrzeć komuś w oczy.
- Że co? - zapytał Justin nie dowierzając.
- To co słyszałeś - odpowiedziałam ciągnąc go za rękę w stronę jego samochodu - Jedź już do domu. Odezwę się wieczorem i wszystko na spokojnie Ci wyjaśnię. Okej? - dokończyłam patrząc na niego błagalnym tonem.
- No okej, nie ma sprawy - odparł cicho chichotając.
- Uciekam, bo mama zaraz wróci. Pa! - dałam chłopakowi buziaka w policzek i ruszyłam w stronę stojącego niedaleko samochodu mojej rodzicielki.
- No dobrze. Urwałem się przez Ciebie z pracy, więc mam nadzieję, że masz jakieś dobre wytłumaczenie dla tej sytuacji - powiedział mój ojciec ze srogą miną.
Siedziałam wtedy z rodzicami w salonie. Wiedziałam, że miałam grubo przerąbane i całą drogę ze szkoły układałam sobie przemowę, ale gdy tylko usiadłam na kanapie przed tatą, nie pamiętałam ani jednego zdania.
- Tu nie ma nic do wyjaśniania. Taylor podeszła do mnie i zaczęłyśmy się kłócić, po czym oblała mnie swoim koktajlem owocowym, no i tak się potoczyło dalej - powiedziałam obojętnym tonem. Nie miałam siły się produkować, bo i tak wiedziałam, że byłam na spalonej pozycji.
Oparłam się plecami o kanapę i założyłam ręce na piersi. Nie patrzyłam nawet na rodziców. Zachowywałam się jak dziecko, ale nadal byłam nabuzowana przez Taylor. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, a tym bardziej wysłuchiwać jakichś kazań.
- Widzę, że masz gdzieś to, że zrobiłaś takie świństwo swojej koleżance - powiedziała mama.
- Zasłużyła sobie - wzruszyłam nonszlancko ramionami.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Nadal masz szlaban i od teraz matka będzie odwozić i przywozić Cię ze szkoły, a w soboty i niedziele będziesz opiekować się Aly, zrozumiano? - powiedział jeszcze bardziej zirytowany tata.
- Oczywiście - odparłam i wstałam ze swojego miejsca - Mogę iść do siebie? - zapytałam.
- Idź - odparł krótko.
Wyszłam z salonu od razu kierując się w stronę schodów. Pokonałam wszystkie stopnie i weszłam do swojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Położyłam się na łóżku i głośno westchnęłam.
Byłam bardzo zmęczona tym, co działo się ostatnio w moim życiu. Kłótnie z rodzicami, problemy w szkole i Justin. Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to właśnie on był powodem tych złych rzeczy. Odkąd szatyn pojawił się w moim życiu, wszystko wywróciło się do góry nogami, ale nie chciałam tego zmieniać. Czułam się bardzo dobrze w jego towarzystwie i lubiłam się z nim spotykać, chociaż nie było wiele takich sytuacji.
Była dopiero piętnasta i nie miałam zielonego pojęcia, co ze sobą zrobić. Miałam szlaban, więc o żadnym wyjściu nie było mowy. Zejście do rodziców też raczej nie wchodziło w grę, bo pewnie skończyłoby się to kolejną kłótnią, a na to w ogóle nie mam ochoty. Aly była nadal w przedszkolu, więc nie pozostawało mi nic innego jak umierać z nudów we własnym pokoju.
Wstałam powoli z łóżka i weszłam do mojej garderoby, aby przebrać się w coś wygodniejszego. Wybrałam króciutkie, dresowe spodenki i biały crop-top, ponieważ na dworze słońce dogrzewało i w pokoju było strasznie gorąco.
Zrzuciłam z siebie niewygodny strój i założyłam wybrane przed chwilą ubrania. Wróciłam z powrotem do pokoju i zabrałam swojego laptopa leżącego na biurku. Położyłam się wygodnie na łóżku włączyłam urządzenie. Po dwóch minutach szukałam już jakiegoś ciekawego filmu do obejrzenia i zabicia nudy.

Justin's POV
Wziąłem kolejnego łyka piwa patrząc, jak tłum ludzi bawi się na parkiecie w moim klubie. To był dobry dzień. Wszędzie plątały się gorące dziewczyny, ale ja nawet nie miałem ochoty tego wykorzystać.
W pewnym momencie drzwi od strefy VIP otworzyły się i do moich uszu dotarła wręcz drażniąca mnie w tamtym momencie muzyka.
- Yo, Bieber! Masz gościa - usłyszałem głos jednego z moich pracowników.
- Jestem zajęty - odparłem, nawet nie odwracając się w stronę chłopaka.
- Podobno to coś ważnego - nie dawał spokoju.
- No dobra. Dawaj go tu - powiedziałem z głębokim westchnięciem. Miałem już kompletnie dość pracy na tamten wieczór.
Odłożyłem pustą butelkę po piwie na stolik i usiadłem przy swoim biurku, poprawiając koszulkę, którą miałem na sobie. Po dwóch minutach drzwi od mojego gabinetu ponownie się otworzyły. Wszedł przez nie mężczyzna w czarnym garniturze, miał może pięćdziesiątke na karku. Był niski i dosyć masywny, na jego głowie świeciła łysina, a na lewym policzku miał ogromną bliznę. Jego palce były ozdobione różnorakimi sygnetami, a na lewej ręce można było zauważyć złoty zegarek, na pewno jakiejś super znanej marki, której wtedy nie mogłem rozszyfrować.
Wstałem ze swojego miejsca, aby wyjść na chociaż trochę kulturalnego człowieka i przywitałem się z mężczyzną.
- Justin Bieber, witam - powiedziałem i uścisnąłem jego dłoń.
- Henry Delgado - odparł głębokim głosem.
- Proszę usiąść - wskazałem na fotel stojący obok niego - W czym mogę panu pomóc? - zapytałem również siadając.
- Przyszedłem w sprawie Jen Stewart - odpowiedział patrząc na mnie zimnym wzrokiem. Słysząc to nazwisko, serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej. W mojej głowie zaczęły tworzyć się najokropniejsze scenariusze, dotyczące przyjaciółki.
- O co dokładnie chodzi? - zapytałem, pozostając spokojnym.
- Potrzebuję informacji na temat jej aktualnej lokalizacji - powiedział twardo. Moje podejrzenia były słuszne. Coś złego się kroiło, ale musiałem pozostać niewzruszony.
- A dlaczego miałbym panu pomóc? - zapytałem podnosząc jedną brew do góry.
- Z czystej uprzejmości - odpowiedział utrzymując grobową minę.
- Nie mam z nią kontaktu od paru miesięcy. Wyjechała do Kanady, do rodziny bodajże i od tamtej pory nie odezwała się. Nie mam pojęcia gdzie teraz może być - ściemniałem mu, ale to była jedyna słuszna opcja. Jen była w niebezpieczeństwie i tylko w taki sposób mogłem jej pomóc.
W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Henry wpatrywał się w moje oczy, szukając jakiejkolwiek oznaki kłamstwa. Byłem niezłym aktorem, więc nie miał szans mnie rozszyfrować.
- Lepiej, żeby pańskie słowa były prawdziwe, panie Bieber. W innym wypadku będę zmuszony tutaj wrócić i obiecuję, że nie będzie to miłe spotkanie. Oczywiście dla pana - na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek, jednak słowa Henrego nie pozbawiły w mnie w żaden sposób pewności siebie.
- Jestem pewien, że dotrzymałby pan danego słowa, panie Delgado - zacząłem opierając się na swoim fotelu - Myślę jednak, że nie będzie takiej konieczności. A teraz, jeśli mógłbym przeprosić, to mam pilne spotkanie - powiedziałem wstając na równe nogi. Mężczyzna poszedł w moje ślady i nadal nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego, podał mi dłoń na pożegnanie.
- Do zobaczenia, panie Bieber - powiedział dając nacisk na dwa pierwsze słowa.
- Żegnam - odparłem pewnie.
Henry otworzył drzwi od gabinetu i ostatni raz na mnie spoglądając, wyszedł na zewnątrz.
Sekundę później zerwałem się ze swojego miejsca i wyciągnąłem z kieszeni dżinsów swoją komórkę. Byłem tak zdenerwowany, że parę razy wpisałem zły numer, ale w końcu mi się udało. Przyłożyłem słuchawkę do ucha i czekając, aż Jen odbierze, chodziłem nerwowo po całym pomieszczeniu.
- No dalej, podnieś tę słuchawkę... - mówiłem pod nosem mając nadzieję, że to cokolwiek pomoże, ale usłyszałem tylko pocztę głosową.
- Kurwa - zirytowałem się całą tą sytuacją. Wybrałem nowy numer i ponownie przystawiłem telefon do ucha. Tym razem po trzech sygnałach usłyszałem głos po drugiej stronie.
- Czego chcesz, Justin? Jestem zajęty - przywitał mnie Ryan zirytowanym tonem. W tle było słychać jakąś laskę, od razu wiedziałem, że przerwałem im pieprzenie, ale szczerze mówiąc miałem to w dupie.
- Jebie mnie to. Skończ pierdolić tą dziwkę i przyjeżdżaj do klubu. Mamy duży problem - warknąłem do słuchawki.
Usłyszałem jakieś szmery po drugiej stronie i głos przyjaciela oznajmiający dziewczynie, że musi wyjść.
- Zaraz będę - powiedział i od razu się rozłączył. Schowałem telefon do kieszeni i z powrotem usiadłem przy biurku.
Byłem nieźle wkurwiony. Zastanawiałem się w jakie gówno wdepnęła Jen. Oczywiście nikomu się do niczego nie przyznała, a przecież niedawno się widzieliśmy. Może dlatego tak dziwnie się wtedy zachowywała, a ja głupi nawet nie zapytałem o co chodzi. Musiałem szybko obgadać całą sytuację z Ryanem i wymyślić jakieś rozwiązanie. Matko, Jen, w co ty się najlepszego wpakowałaś?


Jestem beznadziejna, wiem. Przepraszam was strasznie, że tak długo musieliście czekać na ten rozdział, ale najzwyczajniej w świecie nie miałam czasu go napisać. Musicie mnie zrozumieć, nie jestem maszyną do pisania i nie zawsze mam ochotę na pisanie. 
Jestem jednak strasznie rozczarowana. Bardzo prosiłam was o skomentowanie rozdziału, ale większość sobie to po prostu olała. To jest na prawdę denerwujące, jeśli ktoś poświęca godziny na napisanie rozdziału, a praktycznie nikt nie potrafi znaleźć jednej minuty na komentarz. Jest to strasznie dołujące, bo liczba czytających w ankiecie cały czas rośnie, a liczba komentarzy niestety maleje.

Jeśli ktoś chce być informowany na asku, to proszę o zapisywanie się w zakładce 'Informowani'.
Proszę o skomentowanie tego rozdziału, jestem pewna, że znajdziecie parę sekund na zrobienie tego dla mnie. To na prawdę motywujące, jak czytam wasze komentarze, to aż chce mi się usiąść do pisania.
Do następnego!

sobota, 23 maja 2015

Six

Ważna notka pod rozdziałem, proszę przeczytajcie!
Jeśli ktoś chce być informowany na asku, proszę zapisać się w zakładce 'Informowani'!


Kayla's POV
Stałam pod drzwiami swojego domu jeszcze dwie minuty po tym, jak Justin odjechał i analizowałam co się przed chwilą stało. On pocałował mnie w policzek. Nie mówię, że mi się to nie podobało, ale jednak nie powinien tego robić. Przecież my się praktycznie nie znamy, a po drugie od pierwszego spotkania żarliśmy się jak pies z kotem, więc to i tak nie wypali. No i nie zapominajmy o tym, że to jakiś gangster. To nie ma sensu.
Weszłam w końcu do domu, bo zrobiło mi się zimno, więc to nie było najlepsze miejsce na takie rozmyślenia. Ściągnęłam szpilki ze stóp, aby nie narobić hałasu i powoli weszłam po schodach na piętro. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i w tym samym momencie mój telefon wydał z siebie dźwięk informujący o przyjściu nowej wiadomości. Wyciągnęłam komórkę z torebki i odczytałam sms-a od Camille.
Kayla, co się z tobą dzieje? Nie ma Cię już od pół godziny! Obeszłyśmy z Melody całą okolicę i nigdzie Cię nie ma. Jeśli znowu wpakowałaś się w jakieś gówno, to już nigdy nie weźmiemy Cię na imprezę!
Na śmierć zapomniałam, że w klubie nadal są moje przyjaciółki, a ja nawet nie powiedziałam im, że wyszłam. Muszą się nieźle martwić. Szybko wystukałam odpowiedź, która miała na celu uspokojenie dziewczyn.
Nic mi się nie stało, nie histeryzujcie. Źle się poczułam i zamówiłam taksówkę. Chciałam wam powiedzieć, ale nie mogłam znaleźć żadnej z was. Bawcie się dobrze, pogadamy jutro xx
Wiem, że kłamstwo jest najgorszym z wyjść, ale nie mogę im powiedzieć. Od razu zaczęłyby się kazania i inne bzdury, a ja chcę tego za wszelką cenę uniknąć. Nic strasznego się nie stało, więc nikt nie musi o tym wiedzieć.
Odłożyłam telefon na szafkę nocną stojącą obok łóżka i ruszyłam powolnym krokiem w stronę łazienki z zamiarem wykonania wszystkich niezbędnych czynności przed zaśnięciem. To była długa noc i jedyne o czym marzę, to ciepłe łóżko w towarzystwie kołdry i poduszki.
2 dni później.
I znowu ten pieprzony poniedziałek. Jak ja tego szczerze nienawidzę. Odliczam już dni do zakończenia roku szkolnego, mam nadzieję, że jakoś szybciej mi to zleci, bo w innym wypadku chyba się wykończę.
Wstałam powoli z łóżka i przeciągnęłam się ospale. Zabrałam z szafy odpowiedni zestaw i weszłam do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po dziesięciu minutach wyszłam z kabiny i wytarłam ciało miękkim ręcznikiem. Stanęłam przed lustrem i zaczęłam nakładać makijaż na twarz. Uczesałam swoje długie włosy i założyłam na siebie wybrany zestaw ubrań. Wyszłam z łazienki i stanęłam przed dużym lustrem umieszczonym na drzwiach mojej garderoby. Miałam na sobie obcisłe, dżinsowe rurki z lekkimi przetarciami, szarą bluzę bez kaptura z białymi nadrukami i czerwoną koszulę w kratę zawiązaną wokół bioder. Długie loki opadały na moje plecy i ramiona, oczy miałam podkreślone grubymi kreskami i tuszem do rzęs, twarz miałam pokrytą podkładem w naturalnym kolorze, a na policzki nałożyłam delikatnie róż.Wyglądałam na prawdę dobrze.
Zabrałam z fotela moją torebkę i wyszłam z pokoju. W domu znowu nikogo nie było, więc nie jedząc nawet śniadania ubrałam białe buty sportowe i zabierając kluczyki z komody wyszłam z domu.
Siedziałam w ostatniej ławce obok okna i prawie usypiałam na lekcji pani Smith. Opowiadała nam o jakiejś wojnie nie wiadomo gdzie i z kim. Nie słuchałam jej praktycznie w ogóle, nigdy nie lubiłam historii.
W moich myślach znajdował się Justin. Jestem mu dłużna za to, co zrobił dla mnie w ostatnią sobotę. Nie każdy zachowałby się tak jak on, niektórzy przejechaliby obojętnie obok mnie nie przejmując się tym, co strasznego się tam działo. Justin postąpił bardzo w porządku, a ja byłam dla niego wielką suką. W sumie on też nie był najmilszy, zrobił sobie wielkiego minusa przy pierwszym spotkaniu, ale potem próbował się poprawić. No cóż, nie mogę mu się jednak odwdzięczyć, bo nawet nie mam jego numeru telefonu. Może jakimś fartem spotkam go jeszcze kiedyś na imprezie?
Usłyszałam dzwonek oznajmiający koniec ostatniej lekcji, więc wstałam ze swojego miejsca i zawieszając torebkę na ramię wyszłam z klasy. Przeciskałam się przez tłum uczniów kierując się w stronę mojej szafki, kiedy poczułam jak ktoś trącił mnie dosyć mocno w ramię. Wszystko co miałam w rękach znalazło się na podłodze.
- Kurwa, uważaj jak chodzisz - powiedziałam do chłopaka, przez którego to się stało. Koleś nie odezwał się słowem i odszedł zostawiając mnie z tym bałaganem.
- Co za dupek... - powiedziałam pod nosem schylając się, aby pozbierać wszystkie książki. Gdy już miałam zabierać swój telefon, który leżał metr przede mną, zobaczyłam jak został on roztrzaskany pod naciskiem różowego buta na obcasie. Moje oczy zrobiły się niczym pięciozłotówki i powędrowały w górę, chcąc ujrzeć sprawcę zdarzenia. Zobaczyłam wielce zadowoloną ze swojego czynu Taylor.
- Ups... Wybacz mi kochana, nie patrzyłam pod nogi - powiedziała z udawanym przejęciem w głosie patrząc na mnie z cwanym uśmieszkiem. Od razu się we mnie zagotowało, jak ona w ogóle śmiała to zrobić?
- Nie udawaj suko, dobrze wiem, że chciałaś to zrobić - wycedziłam przez zęby i wstałam na nogi, aby być z nią na równi.
- Oj no trudno, masz mnie - zaśmiała się sztucznie - A teraz posłuchaj mnie uważnie - powiedziałam ostrzejszym tonem - Nie myśl sobie, że możesz odebrać mi Justina, dobrze wiem, co działo się ostatnio w klubie i obiecuję Ci szmato, że jeśli kiedykolwiek zobaczę Cię, jak się z nim obściskujesz to gorzko tego pożałujesz - dodała patrząc na mnie z przymrużonymi powiekami. Rozbawiła mnie tą swoją gadaniną, ale jednocześnie podniosła mi tym ciśnienie. Podeszłam do niej o krok bliżej i założyłam ręce na piersi.
- Wiesz co, w dupie mam Ciebie i twoje słowa - warknęłam jej prosto w twarz - Mogę sobie robić co chcę, z kim chcę i gdziekolwiek chcę i to nie jest twój pieprzony interes, a jeśli jeszcze kiedyś przyjdzie Ci do głowy wejść mi w drogę,to uwierz, że własnoręcznie powyrywam Ci te tlenione kłaki - skończyłam swoją wypowiedź i wyminęłam ją kierując się w stronę wyjścia ze szkoły.
Ta szmata jest nienormalna. Zniszczyła mi telefon i teraz jestem w kompletnej dupie. Przez ostatnie trzy miesiące rozwaliłam już cztery telefony. Tata powiedział, że jeśli z tym cokolwiek się stanie to przed końcem tego roku nie dostanę nowego. Dzięki temu miałam się nauczyć szanować rzeczy, ale przecież teraz to nie była moja wina. Tata i tak nie zmieni swojego zdania, nie wiem co mam zrobić. Będę musiała go błagać na kolanach o nowy telefon.
Zeszłam po schodach na główny plac przed szkołą i ruszyłam w stronę parkingu szkolnego. Zasuwałam jak pędziwiatr do samochodu, bo dalej byłam nabuzowana. Wyciągnęłam z torebki kluczyki i kiedy już miałam odblokować drzwi usłyszałam krzyk.
- Hej Kayla! Ukrywałaś się dzisiaj? - zapytał Logan podchodząc do mnie.
- Wiesz, miałam strasznie zabiegany dzień - posłałam mu słaby uśmiech. Chciałam po prostu znaleźć się w swoim domu.
- Rozumiem. Słuchaj, właściwie to przyszedłem zapytać Cię o coś - chłopak posłał mi nieśmiałe spojrzenie.
- O co chodzi? - zapytałam zaciekawiona. Kiedy Logan miał już coś powiedzieć, poczułam jak moje oczy zasłaniają czyjeś dłonie. W pierwszej sekundzie nie wiedziałam co się dzieje, trochę się zmieszałam, ale potem usłyszałam dobrze znany mi głos.
- Cześć mała, zgadnij kto? - do moich nozdrzy dotarł zapach najcudowniejszych perfum na ziemi i wtedy już na sto procent wiedziałam z kim mam do czynienia.
- No nie wiem, może Melody? - zażartowałam.
- Pudło, zgaduj dalej - powiedział mi do ucha.
- Już wiem, mama! - znowu udawałam głupią. Dotarł do mnie słodki chichot chłopaka.
- Masz ostatnią szansę.
- Wybacz, nie mam pojęcia - powiedziałam udawanym, smutnym głosem.
- Cienka jesteś - zaśmiał się Justin i zdjął mi dłonie z twarzy. W tamtym momencie zorientowałam się, że Logan gdzieś zniknął, a przecież miał do mnie jakieś pytanie. Rozglądnęłam się wokół siebie, ale nigdzie go nie zauważyłam.
- Szukasz kogoś? - zapytał szatyn widząc, że się oglądam.
- Przed chwilą... Z resztą, nie ważne. Co ty tutaj robisz? - porzuciłam temat mojego przyjaciela i zadałam pytanie chłopakowi stojącemu przede mną.
- Byłem w pobliżu i pomyślałem, że odbiorę Cię ze szkoły - uśmiechnął się słodko Justin.
- To bardzo miłe z twojej strony, ale przyjechałam samochodem - wskazałam palcem na pojazd stojący za nim. Chłopak odwrócił się zerkając w tamto miejsce i uśmiechnął się jeszcze ładniej niż wcześniej.
- Zostaw go na parkingu, jutro rano zawiozę Cię do szkoły, nie musisz się o to martwić - powiedział wkładając ręce do kieszeni dżinsów - No nie daj się prosić - nadal nalegał.
- No dobra, niech będzie - poddałam się namowom Justina i gdy ten otworzył mi drzwi, wsiadłam do samochodu na miejsce pasażera. Chłopak obszedł pojazd i zajął miejsce kierowcy. Odpalił silnik i z piskiem opon wyjechał na główną ulicę.
- Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli najpierw podjedziemy do mojego mieszkania? - zapytał szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Nie, w porządku - uśmiechnęłam się lekko. Jechaliśmy parę minut w ciszy, aż w końcu szatyn się odezwał.
- Mogłabyś mi podać twój numer telefonu? Tak właściwie to nie mamy się jak skontaktować - powiedział.
- Wiesz, to raczej nie możliwe, bo kochana Taylor perfidnie zniszczyła mi dzisiaj komórkę, a nim dostanę nową miną lata świetlne - odparłam zirytowanym głosem.
- Co? Dlaczego? - zapytał nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Przez ostatnie trzy miesiące rozwaliłam już cztery telefony i tata przysiągł mi, że jeśli z tym coś się stanie to do końca roku nie dostanę nowego - wyjaśniłam mu całą sytuację.
- Trochę słabo, ale jakoś damy radę - chłopak posłał mi cudny uśmiech, a ja odwzajemniłam mu się tym samym.
Nie mogłam za bardzo zrozumieć, co ja właściwie wyprawiałam. Gołym okiem widać, że Justinowi nie chodzi o jakieś kumplowanie, a ja nie mogę się z nim związać mimo, że jest na prawdę uroczy. Ten chłopak to jakiś gangster albo nie wiadomo co i powinnam trzymać się od niego z daleka, a tymczasem nasza znajomość rozwija się coraz bardziej.
Z drugiej strony czuję się przy nim bezpiecznie, choć nie powinno tak być z racji tego, że jest wplątany w jakieś nielegalne akcje i interesy. Może to dlatego, że uratował mnie z łap tego kolesia w zeszłą sobotę. Mimo wszystko wcale nie chcę kończyć tej znajomości, nawet jeśli miała tak kiepski początek.
Po dwudziestu minutach stałam już na środku przytulnego salonu połączonego z kuchnią w mieszkaniu Justina. Wnętrze było bardzo przestronne i nowocześnie urządzone. Lokum miało dwa piętra, mega wypasiony balkon, do którego wchodziło się przez salon i nieziemską kuchnię. Nie narzekałabym mieszkając w takim miejscu.
Powoli przechadzałam się po całym pomieszczeniu rozglądając się po wszystkich kątach. Podeszłam do komody znajdującej się w salonie i zaczęłam oglądać stojące tam fotografie. Na wszystkich znajdował się Justin, ale z różnymi osobami, zauważyłam nawet chłopaka, który był z nim w klubie ostatnio. Było jednak zdjęcie, które zaciekawiło mnie bardziej od reszty. Widniał na nim szeroko uśmiechnięty szatyn, który przytulał równie radosną dziewczynę. Przyjrzałam się dokładniej i właśnie wtedy mnie olśniło. Kobieta na fotografii miała charakterystyczną burzę rudych włosów, praktycznie taką samą, jaką miała potrącona przeze mnie nie dawno dziewczyna. To był dziwny zbieg okoliczności. Byłam ciekawa, kim ta osoba była dla Justina.
- Co ty wyprawiasz? - moje przemyślenia przerwał nagły głos szatyna. Wzdrygnęłam się lekko i szybko odłożyłam ramkę na jej poprzednie miejsce.
- Wiesz, ja tylko... - zaczęłam odwracając się w jego stronę od razu tego żałując, gdy zobaczyłam jego wyraz twarzy.
- Co ty tylko? Nienawidzę, kiedy ktoś grzebie w moich rzeczach. Jesteś za wścibska - chłopak wycedził przez zęby. Zrobiło mi się niesamowicie głupio, moje policzki były chyba w kolorze cegły.
- Przepraszam, nie sądziłam, że to może Cię zdenerwować - odparłam spuszczając wzrok na swoje dłonie. Justin odwrócił się w drugą stronę i wziął głęboki wdech. Przez pół minuty panowała między nami niezręczna cisza, aż w końcu zdecydowałam się ją przerwać.
- Chyba będzie lepiej, jeśli już wyjdę - powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
- Nie, zaczekaj - zatrzymałam się, kiedy już miałam chwytać za klamkę - Przepraszam Cię, zareagowałem zbyt nerwowo, po prostu nie lubię, gdy ktoś szpera w moich rzeczach - odwróciłam się chcąc spojrzeć na chłopaka, dopiero wtedy zorientowałam się, że stoi dwa kroki ode mnie.
- Nie, to ja przepraszam. Na prawdę nie chciałam Cię zdenerwować, ja tylko oglądałam mieszkanie i zobaczyłam zdjęcia, więc chciałam je obejrzeć. Przepraszam - popatrzyłam przez sekundę w jego oczy, które nieco złagodniały.
- Nie wychodź, proszę - Justin podszedł krok bliżej, złapał mnie za dłoń i zaczął ciągnąć z powrotem w głąb mieszkania. Uległam mu, no bo coś strasznie dziwnego mnie do niego ciągnęło. Nie wiedziałam co się ze mną działo - Może coś obejrzymy? Co ty na to? - zapytał brązowooki gdy usiedliśmy na kanapie w salonie.
- Jasne, czemu nie - uśmiechnęłam się do niego lekko. Nadal czułam się lekko spięta przez tę małą kłótnię, ale miałam nadzieję, że chłopak tego nie wyczuł.
- To może zrobię nam coś do picia, a ty wybierz nam jakiś film - wskazał palcem na półkę pod telewizorem, na której znajdowały się różne płyty. Kiwnęłam lekko głową, a Justin wstał z kanapy i ruszył w stronę kuchni. Postanowiłam się trochę ogarnąć, żeby nie robić z siebie jakiejś dziwaczki, nie chciałam, żeby on myślał sobie o mnie nie wiadomo co. Wzięłam dwa głębokie oddechy i podeszłam do półki z filmami. Sięgnęłam ręką po parę płyt i zaczęłam je spokojnie przeglądać czytając tytuły.
- Mała, masz może ochotę na coś mocniejszego? Zrobię Ci mojego autorskiego drinka - usłyszałam głos szatyna dochodzący z kuchni.
- Tylko pod warunkiem, że napijesz się ze mną - odparłam nadal szukając czegoś do obejrzenia.
- Nie ma najmniejszego problemu - chłopak zabrał się do przygotowywania napojów.
Wiem, że nie powinnam się zgadzać, ale pomyślałam, że jeden drink mi nie zaszkodzi, a mogę się dzięki niemu bardziej rozluźnić.
Po paru minutach w końcu znalazłam odpowiedni film. Był to horror o opętaniach i egzorcyzmach. Uwielbiałam tego typu rzeczy, zawsze trzymały mnie w napięciu, a poza tym były na prawdę ciekawe.
Włożyłam odpowiednią płytkę do odtwarzacza DVD i usiadłam ponownie na kanapie. Chwilę potem Justin wrócił z kuchni z dwoma szklankami w dłoniach. Postawił je na stoliku i usiadł bardzo blisko mnie.
- Proszę bardzo - powiedział patrząc na mnie.
- Dziękuję - odparłam i wzięłam napój do ręki, po czym pociągnęłam małego łyka przez słomkę. Poczułam jak po moim gardle spływa paląca ciecz, ale o cudownym smaku - Mmm, jakie dobre - mruknęłam biorąc kolejnego łyka.
- Cieszę się, że Ci smakuje. To co oglądamy? - zapytał chłopak wygodnie rozsiadając się na kanapie.
- Horror, spodoba Ci się - uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i również usiadłam w wygodnej dla mnie pozycji.
- Okej. Wiesz, jeśli będziesz się bała, to moje ramiona są szeroko dla Ciebie otwarte - zaśmiał się szatyn patrząc na mnie.
- Dzięki za propozycję, ale chyba nie będzie takiej konieczności - odpowiedziałam zabierając pilot ze stolika i uruchamiając film.
- Tylko mówię, ale wiedz, że wszystko jest cały czas aktualne - powiedział i wziął łyka swojego napoju. Nie odpowiedziałam już, tylko uśmiechnęłam się sama do siebie i przeniosłam wzrok na ekran telewizora, skupiając się na oglądaniu puszczonego horroru.
Minęła większa połowa filmu, a ja byłam już po trzecim drinku. Były takie dobre, że nie mogłam odmówić, kiedy szatyn mi je proponował, ale dzięki nim miałam dobry humor, bo zaczęły na mnie trochę działać. Siedziałam wygodnie rozłożona na wcześniejszym miejscu, a moje nogi spoczywały na stoliku przede mną. Szatyn leżał na całej długości kanapy z głową na moich udach. Pozwoliłam mu na to, chociaż wiedziałam, że nie powinnam, ale to tylko dla tego, że wypiłam te parę drinków, a do tego wszystkiego Justin bał się tego filmu. To było takie urocze. Nie przyznał mi się do tego, ale widziałam po jego minie o co chodzi. Próbował ukryć to przede mną, ale nie udawało mu się to.
Oglądaliśmy w spokoju, kiedy nagle moja ręka znalazła się w jego włosach. To był ruch, który wydarzył się tak jakby poza moją kontrolą. Nie miałam w zamiarze go wykonać, to stało się samo, a kiedy zdałam sobie sprawę z tego z robię, chciałam od razu zabrać dłoń, jednak czując miękkość jego włosów zaczęłam powoli przesuwać palcami po całej powierzchni jego czaszki. Ciągnęłam leciutko za końcówki i masowałam każdy najmniejszy kawałek jego skóry. Włosy miał cudowne, nie jedna dziewczyna mogła mu ich pozazdrościć.
Moje ruchy prawdopodobnie mu się spodobały, gdyż jego ręka zaczęła głaskać moje udo. Przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Szatyn kreślił palcami najróżniejsze wzorki na zewnętrznej części mojej nogi. Poczułam dziwne ciepło w środku spowodowane jego delikatnym dotykiem. Bardzo mi się to podobało, czułam się jeszcze bardziej odprężona niż wcześniej.
Ten jakże uroczy moment przerwał chłopak, który podskoczył do góry ze strachu przez lecącą wtedy scenę.
- Wiesz, ten film jest strasznie nudny, nie mam ochoty go już oglądać - powiedział Justin biorąc pilot do ręki i wyłączając całkowicie telewizor. Zaśmiałam się cicho z jego reakcji. Dobrze wiedziałam, że chłopak kłamie, ale udawałam, że mu wierzę, żeby nie zrobiło mu się przypadkiem głupio. Moim zdaniem to było bardzo słodkie, jednak to jest ta duma facetów, nic na to nie można poradzić.
- No cóż, moim zdaniem jest w porządku, ale jeśli Cię nudzi to nie ma problemu - uśmiechnęłam się do niego lekko.
- Znam ciekawsze filmy, znajdziemy jeszcze okazję, żeby je zobaczyć - powiedział nieco się do mnie przybliżając.
- Tak, z pewnością - odparłam zciszonym głosem.
Patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa przez parę sekund. W mieszkaniu panowała głucha cisza. Chłopak zaczął powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Zaczęłam płycej oddychać, a serce zaczęło mi szybciej bić. Czułam, że cały alkohol w tamtym momencie ze mnie wyparował. Dzieliło nas od siebie parę centymetrów i kiedy już nasze usta miały złączyć się w pocałunku, usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi frontowych. Odskoczyłam od Justina jak poparzona i odsunęłam się na drugi koniec kanapy. Chłopak przewrócił oczami i odwrócił się w stronę dochodzącego hałasu.
- Hej, bro. Dzwoniłem do Ciebie, ale... - chłopak, którego kojarzyłam z klubu stanął nagle w miejscu i przerwał swoją wypowiedź, gdy zobaczył moją osobę, ale parę sekund później uśmiechnął się szeroko - Witam piękną panią, mam na imię Ryan - podszedł do mnie, i pocałował moją dłoń kłaniając się. Zaśmiałam się z jego żartu i również się przedstawiłam.

Justin's POV
Ale ten gość ma chujowe wyczucie czasu. No przecież gdyby nie on, to dawno już bym posuwał Kaylę na tej kanapie. Nieźle podniósł mi ciśnienie kutas, a teraz jeszcze przymila się do mojej laski. Psuje mi mój plan, ale oberwie za to.
- Justin, nie mówiłeś, że masz takiego ładnego gościa - powiedział przyjaciel patrząc na mnie. Dobrze widział moją wkurwioną minę i nie przejmował się tym. Robił to wszystko specjalnie i świetnie się przy tym bawił.
- Wystarczyło zapytać - odparłem z udawaną radością.
- Nie odbierałeś telefonu - powiedział z pewną miną.
- Widocznie byłem zajęty - wycedziłem przez zęby.
- Hej, wiecie co? Wy sobie spokojnie porozmawiajcie, a ja skorzystam z łazienki - Kayla przerwała naszą 'kłótnię', wstała z kanapy i udała się w stronę ubikacji. Słysząc lekki trzask, dający mi znak, że dziewczyna zamknęła drzwi od razu naskoczyłem na Ryana.
- Kurwa stary, co ty odpierdalasz? Przeleciał bym ją dzisiaj, ale oczywiście musiałeś wparować jak do siebie - powiedziałem wkurwiony do przyjaciela.
- Przeżywasz to jak mrówka okres, będziesz miał jeszcze milion takich okazji - odparł kompletnie się tym nie przejmując.
- Ale Kayla jest inna, o nią muszę się postarać i nie mogę nic schrzanić, bo będzie po robocie - wstałem ze swojego miejsca i zaniosłem puste szklani po drinkach do kuchni.
- To po co się w ogóle z nią męczysz? - zapytał Ryan siadając na fotelu.
- Podoba mi się to. Kayla jest dla mnie sporym wyzwaniem i nie spocznę dopóki jej nie zdobędę - odparłem z poważną miną wracając do salonu i siadając na poprzednim miejscu.
- Rób co chcesz stary, ale wiedz, że zrobisz krzywdę na prawdę fajnej dziewczynie - powiedział chłopak wbijając we mnie swój wzrok.
W tamtym momencie otworzyły się drzwi od łazienki i wyszła stamtąd lekko uśmiechnięta Kayla.
- Powinnam się już zbierać - powiedziała brunetka stając obok kanapy.
- Tak szybko? - zapytałem zdziwiony.
- Jutro czeka mnie szkoła - odparła posyłając mi uśmiech.
- No trudno, w takim razie Cię odwiozę - powiedziałem wstając z kanapy i cała nasza trójka ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Wziąłem z szafki kluczyki do samochodu i wyszliśmy z mieszkania.
Wiem, że nie powinienem prowadzić po alkoholu, ale zdarzało mi się jeździć w gorszym stanie. Poza tym czuję się dobrze, więc nie widzę przeszkód. Wyszliśmy na zewnątrz z klatki schodowej i weszliśmy do mojego samochodu, który stał zaraz obok wejścia.
- Hej Kayla, czy nie dałabyś rady poznać mnie z twoją piękną, blond przyjaciółką, z którą byłaś ostatnio w klubie? - Ryan zwrócił się do brunetki siedzącej na miejscu pasażera, gdy odpalałem silnik.
- Masz na myśli Melody? Myślę, że z chęcią by Cię poznała - odparła z uśmiechem dziewczyna.
- To zajebiście! Możesz jej jeszcze jakieś dobre słówko o mnie szepnąć - dodał wtykając głowę między nasze siedzenia.
- Głupota to nie jest doba zaleta - powiedziałem obojętnie skręcając w odpowiednią ulicę.
- Bardzo zabawne - odpowiedział urażony chłopak.
Po dwudziestu minutach znaleźliśmy się pod posiadłością Kayli.
- Dzięki wielkie - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i odpięła swój pas bezpieczeństwa.
- Zgodnie z obietnicą przyjadę po Ciebie jutro rano - powiedziałem patrząc na nią.
- Więc, do jutra - odparła całując mnie w policzek - Pa Ryan! - pożegnał się z moim przyjacielem i wyszła z samochodu. Od razu dodałem gazu ruszając stamtąd z piskiem opon.

Przepraszam! Zawaliłam po całości, wiem. Nie dość, że musiałyście tak długo czekać na ten rozdział, to w dodatku jeszcze dodaję coś tak beznadziejnego.
Ostatnie dwa tygodnie były dla mnie na prawdę męczące, szkoła daje mi nieźle w kość, a do tego ostatnio nie mogę spać i zachowuję się niczym zombie.
Wymęczyłam ten rozdział. Wiem, że nie jest dobry i w dodatku nudny, jedyne co mi się w nim podoba, to moment Kayli i Justina w jego mieszkaniu. Strasznie was za to przepraszam, ale chciałam już go dodać, żebyście długo nie czekały.
Miałam moment, że pomyślałam o zawieszeniu bloga, ale dostałam wiadomość na asku od TEJ dziewczyny i dodało mi to niezłego kopa, więc strasznie dziękuję Ci kochana! <3
Dziękuję wam wszystkim za komentarze pod rozdziałami, dają mi one ogrom motywacji ;)
Zaktualizowałam zakładkę 'Polecam', więc zapraszam was tam serdecznie, bo znalazły się tam cudowne blogi.
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam na mojego ASKA.
Jeszcze raz przepraszam i do następnego! 

piątek, 8 maja 2015

Five

Kayla's POV
   Co za bezczelny gnojek! Zrobił ze mnie idiotkę i to w dodatku na oczach tej suki Taylor. On jest jakiś nienormalny. Najpierw mi grozi i każe nie wchodzić sobie w drogę, potem chce mnie lepiej poznać i udaje milutkiego, a na końcu jest bezczelny i arogancki. On chyba na prawdę ma coś z głową, nie ma innej opcji. Przez niego Taylor nie da mi teraz żyć, będzie jeszcze większą suką niż zawsze. Ten kretyn przynosi mi same kłopoty. Nie wiem jak ja to zniosę.
   Wjechałam samochodem do dużego garażu znajdującego się obok mojego domu i zgasiłam silnik. Otworzyłam drzwi i sięgając po moją torebkę leżącą na miejscu pasażera, opuściłam pojazd trzaskając drzwiami. Weszłam przez frontowe drzwi do domu i ściągnęłam swoje białe trampki ze stóp.
- Wróciłam! - krzyknęłam przechodząc przez przedpokój. Weszłam do kuchni i zobaczyłam mamę stojącą przy kuchence. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Zaraz podam Ci obiad skarbie - powiedziała posyłając mi sztuczny uśmiech.
- Coś się stało mamo? - zapytałam wyraźnie przejęta jej stanem.
- Nie córeczko. Siadaj do stołu, dzisiaj spaghetti - odparła unikając mojego wzroku. Spoglądając na nią ostatni raz usiadłam na krześle czekając na posiłek.
Po minucie kobieta podeszła do mnie z talerzem pełnym jedzenia. Widziałam jak jej ręce trzęsły się, kiedy kładła posiłek przede mną.
- Mamo jesteś pewna, że wszystko w porządku? - zapytałam ponownie ze zmartwieniem.
- Zajmij się jedzeniem Kayla, nic mi nie jest - odpowiedziała nieco chłodniej i wyszła z kuchni.
   Co jej się stało? Nigdy się tak nie zachowywała w stosunku do mnie. Może jakieś problemy w pracy? Jeśli tak, to na pewno jej przejdzie, ale co jeśli to nie o to chodzi? Oby to była jakaś jednorazowa sytuacja, w innym wypadku będę musiała porozmawiać z tatą, bo mama na pewno nic mi nie powie. Zazwyczaj nie zwalała na mnie swoich problemów i nie lubiła się nimi dzielić, więc nigdy nie potrafiłam jej pomóc. Martwię się o nią.
   Po wzięciu paru kęsów, odłożyłam widelec, wstałam od stołu i włożyłam talerz do zmywarki. Nie miałam specjalnej ochoty jeść czegokolwiek po dzisiejszym dniu. Ruszyłam schodami na piętro kierując się do pokoju mojej siostry. Zapukałam cicho i uchyliłam lekko drzwi sprawdzając co robi mała. Widząc, że Aly bawi się lalkami na swoim łóżku, otworzyłam szerzej drzwi i weszłam do środka.
- Co słychać mój malutki robaczku? - zapytałam uśmiechając się i siadając obok dziewczynki. Pogłaskałam ją po jej blond włoskach.
- Mamusia jest na mnie bardzo zła - powiedziała Aly ze smutną miną.
- Jak to? Dlaczego? - zapytałam zdezorientowana. Mama nigdy się na nią nie złościła, ona była jej oczkiem w głowie.
- Słyszałam jak kłóci się z tatusiem, a kiedy mnie zobaczyła, nakrzyczała na mnie, że nie wolno podsłuchiwać i kazała iść do pokoju - wyżaliła się i usiadła na moich kolanach przytulając się do mnie.
- Kłóciła się z tatą? - zapytałam nie bardzo rozumiejąc to co mówi do mnie siostra.
- Czekał na mnie aż przyjdę z przedszkola a mamusia zaczęła na niego krzyczeć - odparła.
- A pamiętasz może co mówiła dokładnie? - zapytałam chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nie, a tatuś znowu pojechał gdzieś z dużą torebką - powiedziała wieszając mi się na szyi.
- Z walizką, tak? - chciałam się upewnić, czy o to jej dokładnie chodziło.
- Tak - pokiwała główką.
- Nie smuć się malutka. Czasem tak jest, że rodzice krzyczą na siebie ale tak na prawdę się kochają i jak tata przyjedzie to znowu będzie wszystko dobrze - próbowałam pocieszyć siostrę, na prawdę się tym przejęła - A teraz robaczku, pobaw się jeszcze przez chwilę sama, a ja zaraz do Ciebie wrócę - powiedziałam całując dziewczynkę w czoło i wyszłam z pokoju zamykając za sobą drzwi.
   Oparłam się o ścianę w korytarzu i rozmasowałam skronie analizując słowa mojej siostry. Rodzice pokłócili się i to dosyć poważnie skoro tata od razu wyjechał nie wiadomo gdzie. Jakby tego było mało, wszystko działo się na oczach Aly, a mama nawet nie spróbowała jej tego wyjaśnić. Małe dzieci odczuwają takie rzeczy najbardziej mimo, że jeszcze nie rozumieją o co w tym wszystkim chodzi. Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Rodzice nigdy nie kłócili się tak poważnie jak na to wygląda. Można było powiedzieć, że byli wręcz idealnym małżeństwem. Muszę natychmiast porozmawiać z mamą.
   Ruszyłam wzdłuż korytarza, kierując się w stronę sypialni rodziców. Zapukałam stanowczo ale nie usłyszałam odpowiedzi, więc postanowiłam wejść do pokoju. Pierwsze co zauważyłam, to znajdujące się na łóżku skulone ciało mojej mamy. Mogłam też usłyszeć ciche pociąganie nosem. Widząc zaistniałą sytuację, od razu podeszłam do łóżka i usiadłam obok rodzicielki.
- Mamo przestań, proszę - powiedziałam błagalnym tonem kładąc dłoń na jej ramieniu. To było dla mnie straszne widzieć wiecznie uśmiechniętą i pozytywnie nastawioną kobietę w takim stanie.
- Nie przejmuj się mną skarbie, nic strasznego się nie dzieje - odpowiedziała podnosząc się do pozycji siedzącej i wycierając dłońmi łzy z policzek.
- Aly powiedziała, że pokłóciłaś się z tatą - powiedziałam cicho, spoglądając na nią.
- Kayla, nie wtrącaj się w nasze sprawy. Każde małżeństwo czasem się kłóci, nie ma w tym nic dziwnego - odparła wstając z łóżka - Kiedy tata wróci do domu, wszystko będzie normalnie, a teraz idź do swojego pokoju - dodała i weszła do łazienki zamykając drzwi na klucz.
Westchnęłam głośno wstając z łóżka i bez słowa wyszłam z pokoju. Byłam wkurzona. Mama jak zwykle nic nie powiedziała, więc byłam bezradna w tej sprawie, a ja na prawdę chcę im pomóc. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż tata wróci do domu, a nawet nie wiem kiedy to się stanie. Będzie mnie chyba zżerać od środka do tego czasu.

   Przez resztę tygodnia miałam strasznie zły humor. Nie była to wina rodziców. Tata wrócił w piątek i razem z mamą pogodzili się, chociaż widzę, że nie zachowują się jak wcześniej. Nie chcę zaczynać od nowa tego tematu, żeby przypadkiem nie wszczynać od nowa kłótni, ale będę im się uważniej przyglądać. Muszę się dowiedzieć co się między nimi dzieje, nie pozwolę, aby nasza rodzina się rozpadła lub ucierpiała na tym.
   Mój zepsuty humor był spowodowany Taylor i Justinem. Przyjeżdżał po nią codziennie do szkoły i nie mógł się obejść bez głupich komentarzy skierowanych w moją stronę. Próbowałam go unikać, ale jak na złość parkował zaraz obok mojego samochodu, więc chcąc czy nie, musiałam obok niego przechodzić.
Taylor nie była lepsza. Za każdym razem, kiedy mnie widziała zaczynała temat Justina. Po co ona w ogóle to robiła? Ten palant jest ostatnią osobą na świecie, o którą mogłabym być zazdrosna, ale widocznie ona nie potrafiła tego zrozumieć. Dobra, koniec tematu tej dwójki.
   Zaraz przyjadą po mnie Melody i Camille. Namówiłam je na imprezę. Muszę przestać myśleć o tym wszystkim, bo inaczej się wykończę. Jedziemy do klubu The Lion, ale tym razem nie piję. Nie mogę dopuścić, aby jakakolwiek sytuacja typu tej, która miała miejsce na mojej imprezie urodzinowej, wydarzyła się kolejny raz. Co to, to nie.
   Opuściłam swój pokój i powoli zeszłam po schodach uważając, żeby nie wyłożyć się na moich szpilkach. Wchodząc do salonu minęłam się w drzwiach z mamą.
- Ślicznie wyglądasz słonko - powiedziała uśmiechając się do mnie szeroko. Miałam na sobie jasną, obcisłą i błyszczącą sukienkę z długimi rękawami i białe jak śnieg szpilki. Moje włosy były wyprostowane i dzięki temu sięgały mi aż po pas, a na twarzy miałam makijaż mocno podkreślający moje błękitne oczy.
- Dzięki mamuś - odwzajemniłam uśmiech i w tym samym momencie usłyszałam dźwięk trąbiącego samochodu - Muszę już lecieć, nie wrócę późno - powiedziałam pośpiesznie kierując się w stronę wyjścia.
- Baw się dobrze - dobiegł do mnie głos mamy gdy otwierałam drzwi. Pomachałam jej jeszcze na pożegnanie i wyszłam na dwór.
Idąc w stronę samochodu uderzył we mnie przyjemny, chłodny wiaterek. Księżyc oświetlał całą okolicę, a na niebie można było zobaczyć pełno gwiazd. Dzisiaj muszę się zabawić i zapomnieć o całym stresie, którego doznałam w tym tygodniu. Ta noc zapowiada się bosko.

   No, więc moja dobra zabawa zakończyła się w momencie, kiedy zaraz po wejściu do klubu skierowałyśmy się do baru. A wiecie dlaczego? Na wysokim krzesełku, opierając się o blat, siedział sobie nie kto inny jak Justin pieprzony Bieber. Był tam z jakimś kolesiem, którego nie znałam i sączył jakiegoś kolorowego drinka przez słomkę. Już nawet nie chciało mi się denerwować. Postanowiłam, że będę udawać, że go nie znam i wtedy do mnie nie podejdzie, przynajmniej miałam taką wielką nadzieję.
   Skierowałyśmy się w najodleglejszą część baru, aby chłopak nas nie zauważył i razem z Melody zamówiłyśmy sobie po jednym drinku. Camille nie piła, bo ktoś musiał nas potem przetransportować do domu. Mówiłam, że ja również powstrzymam się od alkoholu, ale w końcu jeden mały drink nikomu jeszcze nie zaszkodził.
   Udałyśmy się do jednej z wolnych loż na balkonie i wygodnie rozsiadłyśmy się na swoich miejscach.
- Jak to możliwe, że wszędzie, gdzie pójdziemy właśnie Justin też tam jest? - zapytała oburzona Camille.
- Może on nas śledzi? Albo założył nam podsłuch? - powiedziała spanikowana Mel.
- Chyba naoglądałaś się za dużo filmów - zaśmiałam się z głupoty przyjaciółki.
- Przecież to całkiem możliwe - oburzyła się Melody.
- Dobra! Koniec tego tematu. Przyjechałyśmy się tu zabawić, więc będziemy udawać, że jego tu nie ma - powiedziałam zirytowana patrząc na dziewczyny - A teraz idziemy na parkiet! - dodałam i złapałam przyjaciółki za nadgarstki ciągnąc je w stronę tańczących ludzi.


Justin's POV
- Nie ma mowy, nie zgadzam się na takie warunki - powiedziałem stanowczo do siedzącego na przeciwko mnie Scotta.
- Nie wkurwiaj mnie Bieber. Musicie przywieść mi ten towar do magazynu - odparł zdenerwowany mężczyzna.
- Dostaję dodatkową kasę i będziesz miał wszystko na miejscu. Moi ludzie nie będą ryzykować za darmo - powiedziałem próbując zachować spokój.
Rozmawiałem właśnie z szefem The Black - Scottem. Chciał od nas kupić dość sporo towaru i to mi bardzo pasowało, ale żądał też przetransportowania tego do jego magazynów, które znajdują się po drugiej stronie miasta. Nie chciałem się zgadzać bez wcześniejszej dopłaty, gdyż przewóz tego całego towaru sprowadza na mnie większe ryzyko, ale on również nie zgadza się na jakiekolwiek podniesienie stawki. Niestety Scott będzie miał spory problem, bo ja na pewno nie ustąpię. Nie ma mowy.
- Słuchaj Bieber, albo zgadzasz się na to, co Ci grzecznie proponuję albo będę zmuszony zakończyć naszą współpracę, a to nie będzie dobre dla twoich interesów - zagroził mi Scott.
- Nie, to ty mnie posłuchaj - powiedziałem już wkurwiony - Obaj wiemy, że zerwanie tej umowy zaszkodzi tylko tobie. Nie myśl sobie, że Cię nie sprawdziłem - zaśmiałem się patrząc w jego oczy, mina kolesia diametralnie się zmieniła - Tylko ja mogę sprzedać Ci te prochy po takiej cenie, a jeśli ich nie dostaniesz, twoi najlepsi kupcy odejdą, bo nie stać Cię na robienie interesów z kimś innym. No, a niestety długi rosną - oparłem się na kanapie patrząc na niego z cwaną miną - Mam w dupie to, czy odejdziesz. Mogę sprzedać ten towar po wyższej cenie, więc ciesz się, że Ci ustąpiłem i nie gwiazdorz. Podpisujesz umowę albo stąd wypierdalaj - dodałem z obojętną miną.
- Jeszcze mnie popamiętasz - Scott popatrzył na mnie wzrokiem zabójcy i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia, kierując się do głównej sali klubu.
Co za pojeb. Zmniejszam mu stawkę, a temu idiocie dalej nie pasuje. Kim ja kurwa jestem, żeby mu dowozić towar na magazyny? Ostatni raz załatwiam interesy z takimi chujami. Bądź tu spokojny z takimi ludźmi.
- Idziemy Ryan, muszę się czegoś napić - powiedziałem wstając ze swojego miejsca.
- Ja tak samo, myślałem, że wybuchnę śmiechem jak usłyszałem warunki Scotta - odparł mój przyjaciel, otwierając drzwi od sekcji VIP.
- Daj spokój, szkoda gadać - dodałem, gdy schodziliśmy po schodach, chcąc dostać się do baru.
Klub był dzisiaj pełny, szkoda, że nie zostaliśmy u mnie. Miałbym przynajmniej jakąś pewną dziwkę. Mogłem też wziąć ze sobą Taylor, ale ta suka zaczęła mnie niesamowicie wkurwiać. Ona myślała, że jesteśmy razem, a ja się w takie coś nie bawię, więc musiałem ją jak najszybciej spławić.
Usiedliśmy z Ryanem na wysokich krzesełkach stojących przy barze i zamówiliśmy po jednym drinku dla siebie.
- I jak toczą się sprawy z tą całą Kaylą? - zapytał Ryan biorąc pierwszego łyka napoju.
- Jak na razie stoją w miejscu. Cały tydzień spotykałem się z Taylor, ale już z nią kończę, więc zaczynam się brać za Kaylę - odpowiedziałem obojętnie rozglądając się za jakąś fajną laską.
- Spójrz, o wilku mowa - powiedział Ryan wskazując palcem w jakieś miejsce, znajdujące się za moimi plecami. Odwróciłem głowę i zobaczyłem trzy znajome postacie po drugiej stronie baru. Dziewczyny zamówiły dwa drinki i skierowały się na balkon, gdzie znajdowały się wolne loże. Kayla wyglądała kurewsko gorąco.
- Moja misja zacznie się chyba wcześniej niż myślałem - powiedziałem z cwanym uśmieszkiem, odprowadzając dziewczynę wzrokiem.
- Znasz te laski, które z nią przyszły? - zapytał mnie przyjaciel siedzący obok.
- Tak, jej przyjaciółki. Melody to ta blondynka, a ta druga to Camille - odpowiedziałem i wziąłem łyka mojego drinka.
- Blondyna jest zajebista - Ryan nadal patrzył w stronę dziewczyn.
- No jest, ale Kayli nie dorasta do pięt - zaśmiałem się do chłopaka.
Co za zbieg okoliczności. To był jednak dobry pomysł, żeby przyjść dzisiaj do tego klubu. Mój plan może rozpocząć się już dzisiaj.

Kayla'a POV
   Wypiłam już cztery drinki i byłam lekko wstawiona, a przecież obiecywałam sobie, że nie będę pić. No cóż, przynajmniej bawiłam się świetnie.
Zgubiłam gdzieś w tłumie moje przyjaciółki, ale nie przejęłam się tym zbytnio, bo tańczyłam z na prawdę przystojnym kolesiem. Świetnie się z nim rozmawiało i ogólnie czułam się z nim dobrze. Myślę, że to może być warty zainteresowania gość.
Ruszaliśmy naszymi ciałami w rytm puszczonej piosenki. Po tych drinkach stałam się nieco odważniejsza, więc odwróciłam się tyłem do chłopaka i zaczęłam kusząco kręcić swoimi biodrami. Brunet jeździł rękami wzdłuż mojego ciała, jednak w żaden sposób nie przekroczył granicy. Bawiłam się z nim nieziemsko, ale los najwyraźniej nie chciał, żeby tak było.
- Odbijany - usłyszałam znajomy głos, a zaraz potem zobaczyłam osobę, której za wszelką cenę chciałam dzisiaj uniknąć. Nawet nie spostrzegłam, kiedy miejsce mojego wcześniejszego towarzysza zajął Justin.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam posyłając mu lodowate spojrzenie.
- Tylko jednego tańca, potem daję Ci spokój - powiedział patrząc na mnie intensywnym wzrokiem. Swoją drogą, ten chłopak ma śliczne oczy, takie duże i lśniące, jakby schowane w nich były wszystkie gwiazdy z całego nieba. Kolor miały tak głęboko brązowy, że czułam się, jakbym tonęła w morzu czekolady. Jak ktoś taki jak on, może mieć tak piękne oczy?
- No dobrze, niech będzie - odparłam, myśląc, że jeden taniec mi nie zaszkodzi, a przynajmniej będę miała z głowy tego dupka.
Usłyszałam pierwsze dźwięki piosenki i pacnęłam się w myślach w czoło. Ktoś chyba robi sobie ze mnie jaja. Na parkiecie zostały same zakochane pary, gdyż DJ wybrał chyba najromantyczniejszy, powolny utwór jaki mógł.
Justin oplótł swoje ręce wokół moich bioder, a ja z niechęcią zarzuciłam mu dłonie na kark. Piosenka była przepiękna, więc wyobrażając sobie, że nie tańczę właśnie z Justinem oparłam głowę o jego ramię. Zaciągnęłam się zapachem perfum chłopaka i prawie odleciałam, były nie z tej ziemi.
- Cieszysz się, że mnie widzisz? - zapytał Justin kołysząc się ze mną lekko w rytm melodii.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparłam sarkastycznie - Gdzie zgubiłeś swoją lafiryn... znaczy się dziewczynę? - zapytałam poprawiając się w ostatniej chwili, nie mam ochoty na kłótnie.
- Taylor nie była moją dziewczyną, właściwie to wydawało jej się tak, ale z mojej strony nie mogła na nic liczyć - odpowiedział chłopak wtykając nos w moje włosy.
- Biedna Taylor, chyba się załamie - powiedziałam udając, że jej współczuję.
- Daj spokój, ona była taka nieznośna. Nie mogłem z nią już wytrzymać - odparł lekko chichocząc, a ja dołączyłam się do niego.
- Tak, dobrze ją znam. Ogromna z niej suka - powiedziałam kręcąc biodrami.
- Twój znajomy jest dosyć obrotny - Justin kiwnął głową, abym odwróciła się za siebie. Mój wcześniejszy towarzysz obściskiwał się właśnie z jakąś tlenioną blondynką z cyckami jak dwie piłki do koszykówki. Zrobiło mi się trochę przykro, bo myślałam, że w końcu poznałam kogoś sensownego, ale cóż, nie będę po nim płakać.
- Jego strata - odparłam udając, że mnie to w ogóle nie ruszyło.
- Masz stu procentową rację - zgodził się ze mną chłopak patrząc mi głęboko w oczy, myślałam, że zaraz się rozpłynę. W tamtym momencie piosenka zmieniła się na znacznie szybszą i Justin odsunął się ode mnie - Dzięki za taniec i zgodnie z obietnicą daję Ci już spokój - ostatni raz spojrzał mi w oczy i odwrócił się znikając w tłumie tańczących ludzi.
   Ruszyłam w stronę loży, w której siedziałyśmy z dziewczynami cały wieczór. Żadnej z nich tam nie było, więc zabrałam stamtąd moją torebkę i zeszłam po schodach z powrotem na dół. Przecisnęłam się przez tłum ludzi i wyszłam głównymi drzwiami przed klub. Na zewnątrz było dużo nawalonych imprezowiczy, więc ruszyłam w dół ulicy i skręciłam w jakąś drogę, aby spokojnie zebrać swoje myśli.
Wokoło nie było żywej duszy. Okolicę oświetlała tylko samotna latarnia stojąca parę metrów ode mnie. Usiadłam na jakimś murku znajdującym się obok mnie i wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów wraz z zapalniczką. Nie paliłam codziennie, tylko wtedy, kiedy miałam jakąś sprawę do przemyślenia. Odpaliłam jednego szluga i mocno zaciągnęłam się dymem.
   Nie rozumiem co się przed chwilą wydarzyło. Tańczyłam z Justinem i co najgorsze nawet mi się to podobało. Dzisiaj nie był dupkiem. Nie rzucał głupimi komentarzami ani nie zachowywał się chamsko i arogancko. W dodatku obrażał Taylor, co było najlepsze ze wszystkiego. Nie pomyślałabym, że Justin mógłby zachowywać się w ten sposób. Pierwszy raz rozmawialiśmy ze sobą nie kłócąc się, to było miłe.
Moje przemyślenia przerwały czyjeś kroki. Z każdą chwilą stawały się głośniejsze, co oznaczało, że zbliżały się w moją stronę. Nie przejęłam się tym za bardzo i nadal siedziałam na murku paląc papierosa. Po paru sekundach kroki ucichły.
   Wyrzuciłam peta na chodnik i przydeptałam go moim butem. Wstałam na równe nogi i pogładziłam rękoma materiał sukienki prostując go. Odwróciłam się, chcąc ruszyć drogą prowadzącą do klubu, ale właśnie wtedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę prawie dostając zawału.
- Gdzie się tak śpieszysz ślicznotko? - zapytał z dziwnym uśmiechem, robiąc małe kroczki w przód, co zmuszało mnie do cofania się pod murek, na którym przed chwilą siedziałam.
- Do klubu, omija mnie świetna zabawa - odparłam odwzajemniając mu uśmiech, z tym, że mój był sztuczny i trochę poddenerwowany.
- Tutaj też możemy się dobrze zabawić - facet całkowicie przyparł mnie do ściany i złapał mnie za pośladki. Serce zaczęło bić mi dwa razy szybciej. Znowu trafiłam na jakiegoś psychola, zachciało mi się jakichś spacerów.
- Preferuję chyba tamten rodzaj zabawy - powiedziałam i chciałam go odepchnąć ale mężczyzna złapał mnie za oba nadgarstki i ułożył je nad moją głową mocno trzymając, abym nie mogła uciec.
- To jest akurat mało istotne co ty preferujesz maleńka - odpowiedział zbliżając się swoim ciałem do mojego.
Przyznam, że bałam się jak cholera. Wokoło nie ma żywej duszy, a każdy chyba się domyślił o co chodzi temu oblechowi. Kurwa, co ja mam teraz robić?
- Puść mnie popaprańcu - wycedziłam przez zęby, a następnie splunęłam mu śliną prosto w twarz. Jego mina była tak przerażająca, że zaczęłam bać się dwa razy bardziej.
   Facet bez słowa wytarł twarz o rękaw swojej kurtki i bez zastanowienia zaczął atakować moją szyję pocałunkami. Byłam już wystraszona na maksa.
Zaczęłam drzeć się na całego i szarpałam się w jego objęciach jak najmocniej, ale nic to nie dało. W zamian został wymierzony mi siarczysty policzek. Prawa strona mojej twarzy pulsowała i piekła niemiłosiernie, ale postanowiłam się nie poddawać.
   Podniosłam nogę do góry i z całej siły nadepnęłam gościowi obcasem w stopę. Mężczyzna poluzował uścisk i wtedy wpadłam na kolejny świetny pomysł. Zamachnęłam się i tym razem moje kolano zderzyło się z jego kroczem. Dźwięk bólu i wkurwienia dobiegł do moich uszu, a ja w tym czasie ominęłam jego ciało i zaczęłam biec w stronę klubu drąc się w niebo głosy.
- Stój ty suko! - koleś nie ustąpił i zbliżał się do mnie coraz szybciej. Gdyby nie te jebane szpilki to bym mu uciekła, ale niestety nie było mi to dane. Poczułam mocne szarpnięcie w tył. Prawie upadłam, ale koleś owinął mi jedną rękę wokół tułowia a drugą zatkał mi usta, ponieważ nadal wrzeszczałam wołając o pomoc.
   Wyrywałam się jak tylko mogłam, kopałam nogami gdzie popadnie, ale nic mi to nie dało. Ugryzłam go w dłoń, którą trzymał mi na ustach i znowu usłyszałam jego krzyk.
- Jebana dziwko! Koniec tej zabawy - nie zrobiłam nawet kroku, a mężczyzna z całej siły popchnął mnie na ten obskurny murek. Przywaliłam w niego plecami, przeszedł przeze mnie przeszywający ból. Już nie miałam siły czegokolwiek robić.
   Poczułam, że moja sukienka podnosi się do góry i wtedy po moim policzku spłynęły pierwsze łzy bezsilności, złości i smutku. Czułam jak jego dłonie wędrowały po każdym centymetrze mojego ciała, a ja z każdą sekundą czułam się jeszcze gorzej. Modliłam się do Boga, żeby wybawił mnie jakoś z tej sytuacji. Nigdy nie byłam jakoś specjalnie praktykująca, ale miałam nadzieję, zostanie mi to wybaczone i jednak On mi jakoś pomoże.
   Kiedy już moja sukienka miała wylądować na chodniku, moje modlitwy zostały wysłuchane. Dźwięk silnika i głośny pisk opon dotarły do moich uszu. Zaraz obok nas zatrzymało się czarne Ferrari, a z niego wysiadł na prawdę wkurwiony Justin. Skąd on się tam w ogóle wziął?
- Wsiadaj do samochodu, szybko - nie musiał mi tego dwa razy powtarzać. Poprawiłam sukienkę i w ekspresowym tempie znalazłam się w środku samochodu. Widziałam przez szybę, że Justin groził temu facetowi, a parę sekund potem wymierzył mu cios w policzek. Mężczyzna tak mocno dostał, że upadł na ziemię, a mój wybawiciel dołożył mu jeszcze kopniaka w żebra i nie oglądając się za siebie wrócił na miejsce kierowcy.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdyszany Justin ruszając stamtąd z piskiem opon.
- Myślę, że tak - odpowiedziałam poprawiając swoje włosy, które wyglądały jak gniazdo w tamtym momencie i ocierając resztki łez z mojej twarzy.
- Co ty tam sama robiłaś? - zadał kolejne pytanie.
- Przed klubem był tłum, a ja chciałam pobyć trochę sama i w spokoju zapalić - powiedziałam i przeglądnęłam się w lusterku. Wyglądałam jak gówno.
Chłopak pokiwał tylko głową i nadal jechał w nieznanym mi kierunku. Panowała między nami przyjemna cisza, nie taka niezręczna. Justin był bardzo skupiony na drodze. Jedną ręką trzymał kierownice, a drugą miał ułożoną na lewarku. Dziwnie zaciskał szczękę, widocznie był zdenerwowany tą sytuacją, ale dzięki temu wyglądał bardzo seksownie.
- Zrób zdjęcie, będziesz mogła oglądać mnie cały czas - powiedział szatyn zerkając na mnie kątem oka.
- Przepraszam - odparłam zawstydzona. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam bawić się swoimi idealnie wymalowanymi paznokciami.
- Nie masz za co, wiem, że jestem nieziemsko przystojny - zaśmiał się chłopak.
- I do tego jaki skromny - odwzajemniłam uśmiech i odwróciłam się oglądając okolicę przez szybę.

Justin's POV
- Wiem, że obiecałem Ci, że po tamtym tańcu dam Ci spokój, więc odwiozę Cię do domu i już mnie więcej nie zobaczysz - powiedziałem do dziewczyny siedzącej obok mnie.
Rzygać mi się już chciało od tego przymilania się, ale wiem, że tylko w ten sposób mogę zdobyć Kaylę. Sytuacja ze Scottem tylko polepszyła moją sytuację. Jasne, że mnie wkurwił tym, że chciał dobrać się do mojej laski, ale tym samym pomógł mi, bo teraz Kayla ma mnie za bohatera.
- Wiesz... - zaczęła dziewczyna - Wcale nie musisz trzymać się ode mnie z daleka - popatrzyła na mnie nieśmiałym wzrokiem.
- Och, więc co to za nagła zmiana? - zapytałem uśmiechając się do niej lekko.
- Uratowałeś mnie z łap tego oblecha, więc myślę, że moglibyśmy zawrzeć rozejm - no i o to mi właśnie chodziło. Teraz Kayla nie jest na mnie taka cięta. Mój plan wypali szybciej niż się tego spodziewałem.
- A ja myślę, że to na prawdę świetny pomysł - posłałem jej mój słynny uśmiech, żeby jeszcze bardziej ją zmiękczyć. To była bułka z masłem - A tak właściwie, to gdzie mam Cię podwieźć? - zapytałem.
- Avon Street 14* - odparła rozsiadając się wygodnie na fotelu.
Po dwudziestu minutach byliśmy już pod jej domem. Posiadłość była zajebista, nawet nie byłem w stanie sobie wyobrażać jak to wszystko wygląda w środku. Zawsze chciałem mieszkać w takim domu, kiedyś spełnię to marzenie.
- Jeszcze raz dziękuję za ratunek i podwózkę - powiedziała Kayla, kiedy zatrzymaliśmy się przy drzwiach frontowych.
- Nie masz za co, pewnie każdy postąpiłby tak na moim miejscu - odpowiedziałem i posłałem jej lekki uśmiech - Dobranoc mała - pożegnałem się z dziewczyną i pocałowałem ją delikatnie w policzek. Ostatni raz na nią spojrzałem i odwróciłem się wracając do samochodu.
   Nie wiem ile jeszcze będę musiał zgrywać takiego romantycznego błazna. To dopiero początek, a ja już mam dość. Niestety to jedyny sposób. Kayla musi się we mnie zakochać, żebym mógł się do niej dobrać i muszę do tego uparcie dążyć.


*ulica wymyślona przeze mnie

No to mamy piątkę!
Chciałabym was wszystkich baaardzo przeprosić, gdyż napisałam, że rozdział dodam jak pojawi się 10 komentarzy pod poprzednim, no i wyszło tak, że komentarze były, a rozdziału nie. Wiem, że zawaliłam, ale po prostu nie zdążyłam go napisać, więc jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że mi to wybaczycie ;)
Myślę, że rozdział mi nawet wyszedł, więc mam nadzieję, że wam się spodoba ^^
No i oczywiście chciałam również podziękować wam za 12 komentarzy pod ostatnim rozdziałem! Było mi bardzo miło, gdy je czytałam. Kocham was <3

Jeśli macie jakieś pytania, to serdecznie zapraszam na mojego ASKA ;)
Do następnego!