Jeśli czytasz tego bloga, to zaznacz to w ankiecie po prawej stronie! Bardzo ładnie proszę ;)
Kayla's POV
- Kayla zejdź na dół, Melody i Camille czekają już na Ciebie! - usłyszałam stłumiony krzyk mamy z dołu, kręcąc lokówką ostatni kosmyk moich długich, brązowych włosów. Stałam właśnie przed lustrem w łazience kończąc szykować się na moją imprezę urodzinową. Tak, to już dzisiaj kończę 17 lat. Jestem strasznie podekscytowana, jeszcze tylko rok i będę pełnoletnia. Nie mogę uwierzyć jak ten czas leci, dokładnie pamiętam kiedy wprowadzaliśmy się do tego domu a to było przecież tak dawno temu. Miałam wtedy 10 lat i nie mogłam przeżyć tego, że mieliśmy wynieść się z naszego małego mieszkania w Nowym Jorku ale kiedy zobaczyłam ten dom od razu się w nim zakochałam. W sekundę zapomniałam o starym lokum. Mój tata dostał posadę w najlepszej kancelarii prawniczej w LA, więc musieliśmy się przeprowadzić. Teraz tata ma już własną kancelarię, pracują w niej świetni prawnicy. Dzięki temu poznałam wiele gwiazd dużego formatu, którzy trafili do mojego ojca. Los Angeles to na prawdę cudowne miasto, wcale nie tęsknie za Nowym Jorkiem, zresztą nawet nie mam powodów.
Przejechałam ostatni raz krwisto czerwoną szminką po ustach i spryskałam się moimi perfumami od Diora. Weszłam do pokoju i stanęłam przed dużym lustrem. Miałam na sobie śliczną, czarną, koronkową sukienkę i zabójczo wysokie szpilki. Na plecy opadały mi piękne loki a moją twarz ozdabiał mocny makijaż. Wyglądałam gorąco. Jestem bardzo skromna, wiem.
- Kayla! Przez Ciebie zaraz się spóźnicie! - ponownie usłyszałam głos mojej mamy. Przewróciłam oczami.
- No przecież schodzę! - czasami potrafi być na prawdę irytująca ale strasznie mocno ją kocham. Czasem się kłócimy ale mimo wszystko jest najlepsza na świecie.
Ostatni raz zerkając na siebie w lustrze poprawiłam włosy i zabrałam moją torebkę z dwuosobowego łóżka stojącego w centrum pokoju. Rozejrzałam się jeszcze dookoła zastanawiając się czy czegoś przypadkiem nie zapomniałam. Swoją drogą miałam na prawdę ładny pokój. Wielka garderoba po lewej stronie, zaraz obok drzwi do własnej łazienki. Na przeciwko ogromne łóżko i okno z dużym parapetem i poukładanymi na nim poduszkami. Obok okna stoi duże białe biurko z książkami i innymi pierdołami a nad biurkiem wiszą wszystkie moje zdjęcia z przyjaciółkami i rodziną. Wszystko jest w jasnych, pastelowych kolorach. Jestem zadowolona z tego pokoju.
Spojrzałam jeszcze na mojego pieska leżącego na łóżku. To szpic miniaturowy obcięty na misia i ma na imię Maxi. On jest taki kochany. Widząc, że smacznie śpi powoli otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju.
- Kayla!
- No idę już! - lekko zdenerwowana krzyknęłam do mamy schodząc ze schodów. Widząc swe przyjaciółki stojące z moją mamą w przedpokoju uśmiechnęłam się szeroko. Tak bardzo się cieszyłam na tę imprezę niespodziankę. Tak w sumie to nie jest niespodzianka skoro dziewczyny wszystko mi wypaplały. Plan moich znajomych był taki, że Camille i Melody ściągną mnie do wynajętego na tę okazję klubu, tak swoją drogą do najlepszego klubu w LA - The Lion, a ja niczego się nie domyślę ale moje przyjaciółki nie mogły się powstrzymać, więc kiedy tam dotrzemy muszę udawać zaskoczoną. Nie chcę żeby zrobiło im się przykro.
- To będzie super impreza! - zapiszczałam razem z dziewczynami witając się z nimi całusem w policzek. Wyglądały oszałamiająco.
- Jestem taka podekscytowana!
- Cieszysz się chyba bardziej niż ja, Mel - zaśmiałam się z Camille z tego w jakim stanie znajduje się Melody. Ona jest taka szalona, ale za to ją kocham.
- Tylko nie przesadź za bardzo Kayla, dobrze wiesz że jeśli przekroczysz granice pożegnasz się z samochodem - powiedziała srogo moja mama, jak zwykle zaczęła prawić kazanie ale nie winie jej, martwi się.
- Mamo, doskonale o tym wiem, zresztą znasz mnie, wiesz, że nie piję i nie zrobię nic głupiego - odparłam przytulając ją na pożegnanie.
Byłyśmy w klubie od dwóch godzin. Tańczyłam teraz kompletnie nawalona z jakimś kolesiem z naszej szkoły. A miałam nie robić głupot. No trudno, ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Leciała moja ulubiona piosenka, więc bawiłam się świetnie. Dobrze się tańczyło z tym kolesiem, nawet był całkiem przystojny ale kiedy zauważyłam, że zaczął posuwać się dalej niż powinien szybko go spławiłam i odeszłam do baru. Nie jestem aż tak pijana żeby nie orientować co się wokół mnie dzieje. Nie dam się obmacywać jakiemuś kolesiowi, którego ledwo znam, nie jestem łatwa. Tak na prawdę trzeba sie strasznie natrudzić żeby mnie zdobyć.
Podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krzesełku stojącym obok. Zamówiłam sobie kolejnego drinka. Wiem, że nie powinnam ale kiedy jestem pijana nie przejmuje się konsekwencjami. Tak już mam i nie potrafię tego zmienić. Czekając na zamówiony napój rozejrzałam się po całym klubie. Westchnęłam cicho, powoli wypuszczając powietrze z ust. Na moją imprezę przyszła prawie cała szkoła. Zabawa była zajebista, na prawdę nie miałam na co narzekać. Wyłapałam na parkiecie tańczącą Camille. Była nieźle wstawiona. Zazwyczaj to ona jest tą rozsądną i to ona ratuje nas z kłopotów ale nie dziś. Dzisiaj nikt się nie przejmuje, wszyscy się bawią, przecież jest co oblewać. W końcu dostałam mojego drinka. Pociągnęłam przez czarną słomkę dużego łyka mojego napoju. Był świetny, chyba najlepszy jakiego piłam. Po paru chwilach cały drink znalazł się w moim żołądku. Wypiłam go na raz, więc na nic nie czekając zamówiłam kolejnego, jeszcze jednego i jeszcze następnego. Po czwartym drinku poczułam jak bardzo kręci mi się w głowie. Mój żołądek wywijał mi fikołki, myślałam, że zaraz zwrócę wszystko co dzisiaj zjadłam. Na nic jednak nie zważając niezdarnie ruszyłam w stronę parkietu potykając się parę razy o swoje nogi. Odnalazłam w tłumie moje przyjaciółki i niczym się nie przejmując zaczęłam poruszać swym ciałem w rytm muzyki.
Podeszłam do baru i usiadłam na wysokim krzesełku stojącym obok. Zamówiłam sobie kolejnego drinka. Wiem, że nie powinnam ale kiedy jestem pijana nie przejmuje się konsekwencjami. Tak już mam i nie potrafię tego zmienić. Czekając na zamówiony napój rozejrzałam się po całym klubie. Westchnęłam cicho, powoli wypuszczając powietrze z ust. Na moją imprezę przyszła prawie cała szkoła. Zabawa była zajebista, na prawdę nie miałam na co narzekać. Wyłapałam na parkiecie tańczącą Camille. Była nieźle wstawiona. Zazwyczaj to ona jest tą rozsądną i to ona ratuje nas z kłopotów ale nie dziś. Dzisiaj nikt się nie przejmuje, wszyscy się bawią, przecież jest co oblewać. W końcu dostałam mojego drinka. Pociągnęłam przez czarną słomkę dużego łyka mojego napoju. Był świetny, chyba najlepszy jakiego piłam. Po paru chwilach cały drink znalazł się w moim żołądku. Wypiłam go na raz, więc na nic nie czekając zamówiłam kolejnego, jeszcze jednego i jeszcze następnego. Po czwartym drinku poczułam jak bardzo kręci mi się w głowie. Mój żołądek wywijał mi fikołki, myślałam, że zaraz zwrócę wszystko co dzisiaj zjadłam. Na nic jednak nie zważając niezdarnie ruszyłam w stronę parkietu potykając się parę razy o swoje nogi. Odnalazłam w tłumie moje przyjaciółki i niczym się nie przejmując zaczęłam poruszać swym ciałem w rytm muzyki.
Justin's POV
Głośne basy odbijały się od moich uszu kiedy przeciskałem się przez tłum tańczących ludzi, próbując dostać się do sekcji VIP. Wchodząc po schodach uśmiechnąłem się do długonogiej blondynki stojącej przy barierce. Wiedziałem, że miała na mnie ochotę ale dzisiaj mam ważniejsze rzeczy na głowie niż ta dziwka. W końcu dotarłem do znacznie cichszej i lepiej wyposażonej części mojego klubu. Tak, jestem właścicielem jednego z najlepszych klubów w Los Angeles. Jak się tego dorobiłem w takim wieku? To proste, handel narkotykami. Jestem najlepszym i najbardziej szanowanym handlarzem w tym mieście a mój klub jest centrum tego gówna. To takie popieprzone ale jednak lubię to robić, nie oceniajcie mnie. Wchodząc do pomieszczenia humor od razu mi się poprawił.
- Hej Shawn! Jak dawno Cię tutaj nie było przyjacielu! - powiedziałem z uśmiechem do mojego starego kumpla witając się z nim męskim uściskiem. Shawn i ja w młodości przyjaźniliśmy się ale kiedy oboje weszliśmy w ten biznes nasze drogi się rozeszły. Często robiliśmy ze sobą interesy ale Shawn zniknął i nie mam pojęcia co się z nim działo. Dobrze, że wrócił. Cholera, na prawdę sporo czasu minęło odkąd widziałem go ostatni raz.
- Bieber! Nic się nie zmieniłeś gnojku! - wykrzyczał entuzjastycznie, typowy Shawn.
- Co Cię tu sprowadza, stało się coś? - zapytałem chłopaka wkładając ręce do kieszeni moich czarnych dżinsów. W sumie trochę mnie zdziwiło, że tak nagle wrócił bez uprzedzenia, może ma jakieś problemy.
- Właściwie to chciałbym porozmawiać z tobą na osobności - odpowiedział lekko zdenerwowany.
- Tak, nie ma sprawy. Chodź za mną - powiedziałem ruszając w stronę mojego gabinetu. Wyciągnąłem mały kluczyk z kieszeni.
- Tutaj nam nikt nie przeszkodzi i całkowicie nie słychać muzyki - powiedziałem do chłopaka przekręcając kluczyk w zamku i otwierając drzwi. Wszedłem pierwszy i zapaliłem światło. Ruchem ręki wskazałem miejsce gdzie Shawn mógł usiąść a sam zająłem miejsce przy swoim biurku.
- No więc słucham, o co chodzi? - zapytałem podnosząc jedną brew do góry i czekając na odpowiedź.
- Potrzebuje pomocy. Twojej i twoich ludzi - odpowiedział twardo Shawn nie owijając w bawełnę. Trochę się zdziwiłem.
- Ale powiedz mi konkretnie co się stało - odparłem, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi mojemu kumplowi.
- Przez ostatnie pół roku robiłem interesy z małym gangiem - The Monsters, w południowej części Nowego Jorku. Wszystko było w porządku, dobrze się dogadywaliśmy i nie było żadnych problemów, dopóki przez przypadek nie odnalazłem ich magazynu z całym towarem jakim handlowali - zaczął opowiadać Shawn, a ja siedziałem z opartymi na biurku rękoma i słuchałem uważnie przytakując mu - Znalazłem wszystkie papiery, rachunki i rozliczenia dotyczące sprzedaży wszystkich rodzajów prochów. Chuje kancili mnie w każdy możliwy sposób - chłopak uderzył pięścią w biurko ze złości - Ale to nie istotne. Ważne jest to, że postanowiłem się im odpłacić. Tego samego wieczora upewniłem się, że nie będzie nikogo w magazynie, zabrałem wszystkie pieniądze i spaliłem im tę budę. Kolejnego dnia zwołali spotkanie. Nigdy nie widziałem tak wkurwionego Zacka, myślałem że zaraz rozpieprzy wszystko co sie koło niego znajduje ale nie przejmowałem się tym zbytnio, dopóki nie dowiedziałem się że na terenie magazynu znajdowały się ukryte kamery. Ustalili że wszyscy pojedziemy w tamto miejsce następnego dnia dowiedzieć się kto to zrobił, więc zaraz po spotkaniu spakowałem swoje manaty i oto jestem - Shawn wzruszył ramionami kończąc swoją historię. Zarejestrowałem wszystko w głowie, zastanawiając się co mam powiedzieć.
- Więc co konkretnie mógłbym dla Ciebie zrobić? - zapytałem, uważnie nasłuchując jego odpowiedzi.
- Dostałem od nich wiadomość. Wiedzą, że to ja spaliłem magazyn i już zdążyli mnie namierzyć. Dzisiaj wieczorem mam się z nimi spotkać. Jeśli nie pójdę tak czy siak mnie znajdą i zabiją wiec muszę się tam pokazać ale nie mogę zrobić tego sam.
- Oczywiście, rozumiem to. Wezmę ze sobą paru ludzi i jeszcze dzisiaj będziesz miał problem z głowy - odpowiedziałem mu z uśmiechem. Akurat takie sprawy to dla mnie pestka.
- Dzięki stary, wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć - Shawn wstał ze swojego miejsca i zamknął mnie w męskim uścisku.
Głośne basy odbijały się od moich uszu kiedy przeciskałem się przez tłum tańczących ludzi, próbując dostać się do sekcji VIP. Wchodząc po schodach uśmiechnąłem się do długonogiej blondynki stojącej przy barierce. Wiedziałem, że miała na mnie ochotę ale dzisiaj mam ważniejsze rzeczy na głowie niż ta dziwka. W końcu dotarłem do znacznie cichszej i lepiej wyposażonej części mojego klubu. Tak, jestem właścicielem jednego z najlepszych klubów w Los Angeles. Jak się tego dorobiłem w takim wieku? To proste, handel narkotykami. Jestem najlepszym i najbardziej szanowanym handlarzem w tym mieście a mój klub jest centrum tego gówna. To takie popieprzone ale jednak lubię to robić, nie oceniajcie mnie. Wchodząc do pomieszczenia humor od razu mi się poprawił.
- Hej Shawn! Jak dawno Cię tutaj nie było przyjacielu! - powiedziałem z uśmiechem do mojego starego kumpla witając się z nim męskim uściskiem. Shawn i ja w młodości przyjaźniliśmy się ale kiedy oboje weszliśmy w ten biznes nasze drogi się rozeszły. Często robiliśmy ze sobą interesy ale Shawn zniknął i nie mam pojęcia co się z nim działo. Dobrze, że wrócił. Cholera, na prawdę sporo czasu minęło odkąd widziałem go ostatni raz.
- Bieber! Nic się nie zmieniłeś gnojku! - wykrzyczał entuzjastycznie, typowy Shawn.
- Co Cię tu sprowadza, stało się coś? - zapytałem chłopaka wkładając ręce do kieszeni moich czarnych dżinsów. W sumie trochę mnie zdziwiło, że tak nagle wrócił bez uprzedzenia, może ma jakieś problemy.
- Właściwie to chciałbym porozmawiać z tobą na osobności - odpowiedział lekko zdenerwowany.
- Tak, nie ma sprawy. Chodź za mną - powiedziałem ruszając w stronę mojego gabinetu. Wyciągnąłem mały kluczyk z kieszeni.
- Tutaj nam nikt nie przeszkodzi i całkowicie nie słychać muzyki - powiedziałem do chłopaka przekręcając kluczyk w zamku i otwierając drzwi. Wszedłem pierwszy i zapaliłem światło. Ruchem ręki wskazałem miejsce gdzie Shawn mógł usiąść a sam zająłem miejsce przy swoim biurku.
- No więc słucham, o co chodzi? - zapytałem podnosząc jedną brew do góry i czekając na odpowiedź.
- Potrzebuje pomocy. Twojej i twoich ludzi - odpowiedział twardo Shawn nie owijając w bawełnę. Trochę się zdziwiłem.
- Ale powiedz mi konkretnie co się stało - odparłem, chcąc jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi mojemu kumplowi.
- Przez ostatnie pół roku robiłem interesy z małym gangiem - The Monsters, w południowej części Nowego Jorku. Wszystko było w porządku, dobrze się dogadywaliśmy i nie było żadnych problemów, dopóki przez przypadek nie odnalazłem ich magazynu z całym towarem jakim handlowali - zaczął opowiadać Shawn, a ja siedziałem z opartymi na biurku rękoma i słuchałem uważnie przytakując mu - Znalazłem wszystkie papiery, rachunki i rozliczenia dotyczące sprzedaży wszystkich rodzajów prochów. Chuje kancili mnie w każdy możliwy sposób - chłopak uderzył pięścią w biurko ze złości - Ale to nie istotne. Ważne jest to, że postanowiłem się im odpłacić. Tego samego wieczora upewniłem się, że nie będzie nikogo w magazynie, zabrałem wszystkie pieniądze i spaliłem im tę budę. Kolejnego dnia zwołali spotkanie. Nigdy nie widziałem tak wkurwionego Zacka, myślałem że zaraz rozpieprzy wszystko co sie koło niego znajduje ale nie przejmowałem się tym zbytnio, dopóki nie dowiedziałem się że na terenie magazynu znajdowały się ukryte kamery. Ustalili że wszyscy pojedziemy w tamto miejsce następnego dnia dowiedzieć się kto to zrobił, więc zaraz po spotkaniu spakowałem swoje manaty i oto jestem - Shawn wzruszył ramionami kończąc swoją historię. Zarejestrowałem wszystko w głowie, zastanawiając się co mam powiedzieć.
- Więc co konkretnie mógłbym dla Ciebie zrobić? - zapytałem, uważnie nasłuchując jego odpowiedzi.
- Dostałem od nich wiadomość. Wiedzą, że to ja spaliłem magazyn i już zdążyli mnie namierzyć. Dzisiaj wieczorem mam się z nimi spotkać. Jeśli nie pójdę tak czy siak mnie znajdą i zabiją wiec muszę się tam pokazać ale nie mogę zrobić tego sam.
- Oczywiście, rozumiem to. Wezmę ze sobą paru ludzi i jeszcze dzisiaj będziesz miał problem z głowy - odpowiedziałem mu z uśmiechem. Akurat takie sprawy to dla mnie pestka.
- Dzięki stary, wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć - Shawn wstał ze swojego miejsca i zamknął mnie w męskim uścisku.
- Więc, w którym miejscu dokładnie ma odbyć się to spotkanie? - zapytałem kumpla oddalając się od jego ciała aby złapać z nim kontakt wzrokowy.
- Dwie ulice stąd, zaraz obok klubu The Lion.
- Dwie ulice stąd, zaraz obok klubu The Lion.
Świetny *.* Chcę juz kolejny ! :**
OdpowiedzUsuńJezuuu <333 Świetny rozdział, czekam na kolejny ! :33
OdpowiedzUsuńCudny! *.* Ja chcę kolejny! ;***
OdpowiedzUsuńWooo!! *-* Czekam na kolejny! Wstawiaj szybko! <3
OdpowiedzUsuńSuper ;) kiedy nn? ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dzisiaj się wyrobię, więc najprawdopodobniej jutro wieczorem ;)
OdpowiedzUsuń